To dopiero trzy dni turnieju, ale…

Za nami dopiero trzy dni koszykarskich mistrzostw świata, ale już mamy kilka ciekawych rozstrzygnięć. Z turniejem, ledwie po dwóch meczach, żegnają się Francuzi, medaliści ostatnich dwóch koszykarskich mundiali. Ten sam los spotkał Finlandię, Liban, Egipt i Meksyk. Z kolei pewni awansu do kolejnej rundy są Litwa, Czarnogóra, Łotwa, Niemcy oraz Kanada. Zapraszam na mały przegląd sytuacji na parkietach w Japonii, Indonezji i Filipin.

Grupa A.

Jest ciekawie w grupie A. Prowadzona przez głodnego sukcesów Karla-Anthony’ego Townsa Dominikana wygrała dwie pierwsze mecze, ale nadal nie jest pewna awansu. Środkowy Timberwolves notuje po 25 punktów, 10,5 zbiórki i 2,5 asysty. KAT trafia póki co tylko 38,7% z gry, ale za to nadrabia w rzutach wolnych. W dwóch spotkaniach oddał 24 rzuty z linii, a trafił 21. By nie martwić się żadną „małą tabelą” Dominikana musi pokonać Angolę (1:1), by awansować dalej. Każdy scenariusz jest jeszcze możliwy w tej grupie. W starciu zamykającym grupowe zmagania, będące nadal bez wygranej Filipiny, zagrają z Włochami, którzy przegrali z Dominikaną, a wygrali z Angolą. „Gilas” by awansować, muszą rzecz jasna pokonać Włochów, ale też liczyć na porażkę Angoli z Dominikaną. W takim układzie mielibyśmy aż trzy ekipy z bilansem 1:2. Ale równie dobrze możemy też mieć trzy drużyny z bilansem 2:1. Włosi pokonywali Filipińczyków różnicą ponad 35 punktów w ich ostatnich dwóch potyczkach w mistrzostwach świata.
Gospodarze żyją i umierają Jordanem Clarksonem. Gracz Jazz notuje wprawdzie po 24,5 punktu, 5 zbiórek, 7 asyst i 1 przechwycie, ale okupuje to aż 5 stratami na mecz i skutecznością na poziomie zaledwie 34,8% z gry i… 14,3% (!) zza łuku. Ostatnim gospodarzem, który przegrał pierwsze trzy mecze w fazie grupowej była Kolumbia w 1982 roku. Gilas spróbują tego uniknąć.
U Włochów czterech zawodników zdobywa dwucyfrową liczbę punktów. Lideruje im Simone Fontecchio, kolega Clarksona z Utah. 27-latek zdobywa po 16 punktów, 4 zbiórki i 2 asysty.

Grupa B.

Dopiero po jednym meczu w tej grupie. Serbia rozbiła Chiny 105:63, a Portoryko, nie bez problemów, pokonało Sudan Południowy 101:96. Serbowie, nawet bez Nikoli Jokica, wyglądają na silnych faworytów tej grupy. Dziś Sudańczycy spotkają się z Chinami, a Serbia z Portoryko. Warto zwrócić tu wagę na ekipę Sudanu Południowego. Prowadzeni przez byłego zawodnika NBA Royala Iveya i Luola Denga (poza rolą drugiego trenera, były gracz m.in. Bulls jest też prezydentem federacji tego kraju) Sudańczycy grają szybki i nowoczesny basket. W ich składzie jest dwóch graczy z NBA – Wenyen Gabriel i Carlik Jones.

Grupa C.

Tutaj też drużyny mają zagrane po jednym meczu. Amerykanie pokonali Nową Zelandię 99:72, ale nie można nie odnotować, że „Tall Blacks” prowadzili w tym spotkaniu 14:4. Być może tradycyjna dla Nowozelandczyków haka, czyli „wojenny” taniec, wybiła nieco z koncentracji podopiecznych Steve’a Kerra. Sześciu Amerykanów zdobyło dwucyfrową liczbę punktów. Najwięcej (21) rzucił Paolo Banchero. Łącznie aż 11 z 12 graczy USA punktowało w tym spotkaniu. Tym jedynym bez punktów był, a jakże, Walker Kessler, który w rotacji coacha Kerra gra póki co śladowo.
Historią starcia Grecji i Jordanii (92:71) było to, że w barwach tych drugich gra naturalizowany Amerykanin Rondae Hollis Jefferson. 28-latek do złudzenia przypomina świętej pamięci Kobe Bryanta. Nosi numer 24, jest podobnych gabarytów, podobnej budowy ciała, w twarzy można doszukać się pewnego podobieństwa. Z zachowaniem wszelkich proporcji, w jego grze da się zaobserwować też kilka wzorowanych na grze Kobe’ego ruchów. Z czym zresztą sam RHJ się nie kryje. Jak sam podkreśla, Kobe był jego wzorem do naśladowania i idolem. Po meczu zdradził, że w swoim debiutanckim sezonie, w barwach Nets, miał okazję zapytać Bryanta o radę. Kobe polecił mu podobno, żeby „zakochał się” w półdystansie, żeby w tym kierunku modelował swoją grę – rzuty z „łokcia”, praca nóg. Były gracz Nets, Raptors i Blazers zaliczył przeciwko Grekom parę „Kobeesque” momentów. TUTAJ kompilacja tych najlepszych. No i oczywiście, nie mogło być inaczej, rzucił Grekom…24 punkty. Dorzucił do nich 9 zbiórek i 3 asysty.


Grupa D.

Szybko poszło, można by napisać. Litwini gładko pokonali Egipt (93:67) w meczu otwarcia turnieju. W podobnych okolicznościach rozprawili się z Meksykiem (96:66) i bez zbędnych dramatów zameldowali się w drugiej rundzie. Liderem naszych wschodnich sąsiadów jest Jonas Valanciunas. Na co dzień środkowy Pelican notuje w Manili po 15 punktów (66,7% z gry), 11 zbiórek i 1 bloku. Wspiera go doświadczony Mindaugas Kuzminskas, który notuje po 11,5 punktu (53,3% z gry), 6,5 zbiórki i 3 asysty.
Według niemal identycznego scenariusza potoczyły się dwa mecze Czarnogórców. Ci zaczęli od dwudziestopunktowej wygranej z Meksykiem (91:71) w spotkaniu pierwszym oraz piętnastopunktowej w starciu z Egiptem (89:74). Wynik meczu, ani poszczególnych kwart nie oddaje tego, o ile lepsza była Czarnogóra w tym spotkaniu. Zdawało się, że Nikola Vucevic i koledzy chcieli przejść ten mecz jak najmniejszym nakładem sił. Przyciskali gdy musieli, a oszczędzali się kiedy tylko mogli. Nikola Vucevic zdobywa dla swojej drużyny po 21,5 punktu, 8,5 zbiórki, 2,5 bloku, 1,5 przechwytu oraz 1 asyście. Środkowy Bulls trafia aż 72% swoich rzutów z gry. We wtorkowe popołudnie czeka nas zatem mecz o pierwsze miejsce w grupie między Litwą a Czarnogórą. Egipt i Meksyk, zanim pojadą do domu, pograją o miejsca 17-32.

Grupa E.
Przed turniejem wydawało się, że może być to taka trochę grupa śmierci. Po dwóch meczach wiemy już, że śmierć przyszła niepostrzeżenie i przedwcześnie dla Finów. Japończycy odrobili 16-punktową stratę i pokonali Lauri’ego Markkanena i jego kolegów 98:88. Wcześniejsza porażka Finów z Australią (72:98) oznacza dla nich koniec turnieju, nie licząc meczów o miejsca 17-32. Gospodarze, niesieni dopingiem swoich fanów, wygrali czwartą kwartę aż 35:15 (!). Potężny zawody zagrał dla Japończyków Joshua Hawkinson. Naturalizowany Amerykanin zaliczył 28 punktów (7/9 z gry, 14/15 z linii) i 19 zbiórek. W ostatnim 30-leciu były tylko dwa inne przypadki występów na poziomie 25+ punktów i 15+ zbiórek w zawodach tej rangi. Dokonali tego Dirk Nowitzki w 2006 roku dla Niemiec oraz Ricardo Preston Ratliffe w 2019. Naturalizowany Amerykanin w barwach Korei Południowej występował jako Ra Gun-ah.
28-letni Hawkinson nie był wybrany w drafcie 2017 roku. Od tamtej pory występuje na japońskich parkietach. 27 punktów i 12 zbiorek zanotował Markkanen, któremu zabrakło ofensywnego wsparcia ze strony kolegów.
Pewni awansu są już Niemcy, którzy w meczu otwarcia bez problemów pokonali Japonię (81:63), a w drugim spotkaniu Australię (85:82). Prowadzeni przez Dennisa Schrodera (22 punkty, 3 zbiórki, 6,5 asysty, 2 przechwyty, 1 blok) Niemcy wyglądają mocno. Ze względu na uraz kostki, stracili Fraza Wagnera, ale z niemieckiego sztabu płynie optymizm, że skrzydłowy Orlando Magic jeszcze zagra w tym turnieju. Dziś Japonia zagra z Australią. Stawką tego meczu jest wyjście z grupy. Bez żadnych dodatkowych kalkulacji – wygrany przechodzi dalej, przegrany zagra o miejsca 17-32. Australijczycy nie przegrali dwóch meczów z rzędu w fazie grupowej mistrzostw świata od 2006 roku. Na koniec jedna rzecz – czy możemy przestać udawać, że wierzymy w to, że Isaac Bonga ma tylko 23 lata!?

Grupa F.

Jeśli chodzi o poziom talentu zawodników grających w tej grupie, to jest Luka Doncic, potem długo, długo nic, a potem jeszcze długo nic, a potem są Goga Bitadze i Tornike Shengelia z Gruzji. Mimo to, tym razem nie ociekająca talentem (za wyjątkiem Luki, rzecz jasna) Słowenia musiała trochę spocić się z Wenezuelą. Doncic musiał wyjąć ze swojego plecaka naprawdę dużo, żeby zneutralizować dobry występ podopiecznych coacha Fernando Duro. Wenezuelczycy trafili 16 z 40 rzutów za trzy punkty i mniej więcej do połowy trzeciej kwarty „byli w grze”. Doncic schodził z parkietu w Okinawie z 37 punktami, 7 zbiórkami, 6 asystami, 2 przechwytami i jednym blokiem.
Gruzja z kolei pokonała Wyspy Zielonego Przylądka 85:60. Nie będę oszukiwał, nie widziałem ani meczu, ani highlightów z tego starcia. Dziś Gruzja zmierzy się ze Słowenią, w meczu o prawdopodobnie pierwsze miejsce w grupie.

Grupa G.
W będącej trochę poza radarem grupie G na razie spokojnie i zgodnie z przewidywaniami. Brazylijczycy zdeklasowali Iran 100:59, a Hiszpanie Wybrzeże Kości Słoniowej 94:64. Dziś obie te drużyny zagrają ze sobą o pierwsze miejsce w grupie. W tej części turnieju nie będzie żadnych niespodzianek. Różnica klas jest zbyt duża. Brazylia i Hiszpania przejdą dalej, a WKS i Iran pograją o miejsce 17-32, a potem wrócą do domów.

Grupa H.

W tej grupie najważniejsze rzeczy są już jasne – awansują Kanada i Łotwa. Do domu jadą Liban i Francja. Pozostaje nam już tylko bezpośredni mecz Kanady i Łotwy o pierwsze miejsce w grupie. To dopiero początek turnieju, ale Kanadyjczycy wyglądają imponująco dobrze. W meczu otwarcia rozgromili Francję 95:65, a w drugim Liban 128:73 (!). Aż pięciu zawodników tej drużyny zdobywa dwucyfrową liczbę punktów. Najwięcej (19) Shai Gilgeous-Alexander, 15 Kelly Olynyk, 12 Nickeil-Alexander Walker oraz po 11 R.J. Barrett i Dillon Brooks. SGA ma szanse pokazać się na światowej arenie. Mimo, że grał w Meczu Gwiazd oraz wybrany był do All-NBA, można odnieść wrażenie, że nie mówi się o jego talentach i wartości wystarczająco dużo. Rozgrywający Thunder zaliczał w dwóch rozegranych meczach po 10+ punktów, 5+ zbiórek i 5+ asyst. Jeśli zrobi to po raz trzeci, będzie pierwszym w historii mistrzostw świata graczem, który tego dokonał w swoich trzech pierwszych meczach.
Trójkolorowi przywozili brąz z turniejów w 2014 i 2019 roku. Tym razem nawet nie doszli do fazy pucharowej. Wczoraj, po dramatycznej końcówce, przegrali z Łotwą 86:88. Łotysze, jak Kanadyjczycy, mają pięciu graczy, którzy zdobywają po 10 i więcej punktów na mecz. Są to Rolands Smits (18,5), Dairis Bertans (14), Arturs Zagars (13), Davis Bertans (12,5) oraz Kristers Zoriks (12). Mimo braku Kristapsa Porzingisa, coach Luca Banchi wyciska z tego składu dużo dobrej, nowoczesnej koszykówki. Davis Bertans powiedział po wczorajszym thrillerze z Francją, że to największy sukces w 88-letniej historii łotewskiego basketu.


* Tekst napisałem oryginalnie dla portalu Unibet.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.