Przegląd sytuacji w grupach B, C, F i G

Wczoraj (czasu azjatyckiego) zakończyła się pierwsza część fazy grupowej w grupach A, D, E i H. Dziś (30.08) ostateczne rozstrzygnięcia w grupach B, C, F i G. Sudan Południowy zagra z Serbią, Gruzja z Wenezuelą, Stany Zjednoczone z Jordanią, Wybrzeże Kości Słoniowej z Brazylią, Słowenia z Wyspami Zielonego Przylądka, Chiny z Portoryko, Grecja z Nową Zelandią oraz Iran z Hiszpanią. Zapraszam na mały przegląd sytuacji w tychże meczach i grupach.

Sudan Południowy-Serbia.
Serbia jest zdecydowanym faworytem tego starcia, ale to wcale nie musi być łatwy mecz dla podopiecznych trenera Svetislava Pesica. Tak, jak pisałem wcześniej, Sudan Południowy gra nowoczesną koszykówkę stojącą na mocnych fundamentach siły i atletyzmu swoich graczy. Trenerzy Royal Ivey i Luol Deng (poza rolą drugiego trenera, były gracz m.in. Bulls jest też prezydentem federacji tego kraju) przywieźli do Sudanu „know how” prosto z NBA i to da się odczuć oglądać ich grę. Wygrany tego meczu gwarantuje sobie awans do dalszej rundy. Porażka spycha los obu ekip w ręce innych drużyn.

Chiny-Portoryko.
Chińczycy nie wygrali jeszcze meczu na tym turnieju, ale nadaj mają szanse na awans. Wprawdzie tylko matematyczne, ale „dopóki piłka w grze…” Zawodnicy trenera Aleksandara Djordjevica, byłego szkoleniowca Serbii, muszą pokonać Portoryko przynajmniej 36 punktami i liczyć na wygraną Serbii z Sudanem. Możliwe? Możliwe, ale mało prawdopodobne. I nie chodzi mi wcale o wygraną Serbów. Portorykańczycy mają nieco łatwiej. Muszą po prostu wygrać swój mecz, choćby jednym punktem, i liczyć, że Serbia rozprawi się z drużyną Iveya i Denga. Jeśli Serbia przegra, to dla dobra Portorykańczyków, musi przegrać przynajmniej 30 punktami.

Gruzja-Wenezuela.
W grupie B nadal wszystko jest możliwe, ale najbliżej awansu są Gruzja i Słowenia. Gruzini muszą po prostu wygrać swój mecz. To da im awans. Jeśli przegrają, mniej niż 15 punktami, to swój los oddadzą Słoweńcom, którzy w takim scenariuszu musieliby pokonać Kabowerdeńczyków (stało się, w końcu użyłem tego słowa) by pomóc sobie i Gruzinom. Wenezuela z kolei do awansu potrzebuje dwóch rzeczy. Po pierwsze jakiejkolwiek wygranej Luki Doncica i kolegów nad Kabowerdeńczykami. Po drugie, chyba trudniejsze, pokonania Gruzji różnicą przynajmniej 16 punktów.

Słowenia-Wyspy Zielonego Przylądka.
Wyspy Zielonego Przylądka spróbują zagrać wbrew logice, matematyce i zdrowemu rozsądkowi. Na papierze nie mają żadnych szans, bo do awansu potrzebują nie jednej, a dwóch niespodzianek tego samego dnia. Po pierwsze sami muszą pokonać Słowenię, a po drugie liczyć na przegraną Gruzji.

USA-Jordania.
Być może Amerykanie zaznają smaku porażki na filipińskich parkietach, ale nie zdarzy się to w meczu z Jordanią. Podejrzewam, że coach Wesam Al-Sous doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Jordańczycy do meczu z USA muszą podejść mądrze. Z jednej strony będzie to dla jego zawodników niesamowity moment powalczyć przeciwko zawodnikom z NBA, ale z drugiej strony muszą pamiętać, że mają jeszcze o co grać. Miejsca 17-32, to nie tylko statystyka, o której za miesiąc wszyscy zapomnimy. W tej części tabeli rozegra się przecież batalia o prawo gry w przyszłorocznych Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu.

Grecja-Nowa Zelandia.
To będzie mecz, na który już nie mogę się doczekać. To będzie takie małe game 7 grupy C. Wygrany przechodzi dalej, przegrany walczy o miejsca 17-32. Bez patrzenia na innych, bez liczenia punktów, bez małych tabel. Obie ekipy pokonały Jordanię, obie uległy USA. Nie ma co doszukiwać się w tych wynikach jakichś prawidłowości. Podczas ostatnich mistrzostw świata, w 2019 roku, w Chinach, w starciu obu ekip, nieznacznie lepsi (103:97) byli Grecy. Grecja nie przegrała dwóch kolejnych meczów w grupowej fazie mistrzostw świata od 1986 roku.

Iran-Hiszpania.

Tutaj nic sensacyjnego się nie wydarzy. Iran przegrał 41 punktami z Brazylią, a Brazylia przegrała z Hiszpanią 18 punktami. Tak, różnica klas w tym meczu będzie przytłaczająca. Owszem, mecz meczowi równy nie jest, ale tutaj nie ma żadnych podstaw do tego, by sądzić, że Hiszpanom może się w tym meczu coś złego przydarzyć. Podopieczni Sergio Scariolo już zapewnili sobie pierwsze miejsce w grupie, ale w kolejnej rundzie grać będą z Kanadą i Łotwą, więc w ostatecznym rozrachunku każda wygrana może mieć znaczenie. Obrońcy mistrzowskiego tytułu już bez gwiazd ze swojego złotego pokolenia może i znajdą swojego pogromcę na jakimś etapie tego turnieju. Nie będzie min jednak Iran.

Wybrzeże Kości Słoniowej-Brazylia.

W tym spotkaniu też nie przewiduję niespodzianek. Będzie to dopiero drugie w historii mistrzostw świata starcie obu ekip. W 1982 roku lepsi byli Brazylijczycy (102:79). Bruno Caboclo, namaszczany swego czasu na „brazylijskiego Duranta” zalicza całkiem dobry turniej. Były gracz Raptors, Kings, Grizzlies i Rockets notuje po 15,5 punktu (61,9% z gry), 9 zbiórek, 1,5 bloku oraz po 1 asyście i przechwycie. Brazylia jest za dobra, żeby tego nie wziąć.

Wszystko już wiemy natomiast o grupach A, D, E i H, które dosłownie parę godzin temu zagrały swoje ostatnie mecze.

W grupie A Dominikana pokonała Angolę 75-67 i z kompletem wygranych zapewniła sobie pierwsze miejsce w grupie. To może nie czas i miejsce na takie rozważania, ale gdybym był fanem Wolves, to miałbym o czym myśleć w kontekście Karla-Anthony’ego Townsa. Ten znów nie dojechał mentalnie na ważny mecz. W tym starciu spędził na boisku tylko 15 minut i wisi Andresowi Felizowi (17 punktów, 6 zbiórek, 2 asysty) i Victorowi Lizowi oraz reszcie składu przynajmniej jedno wyjście na miasto na dobrą kolację w Manili. Koledzy uchronili go od brutalnych nagłówków w prasie. KAT przez cały mecz miał kłopoty z faulami. To, jak w czwartej kwarcie unikał swojego piątego przewinienia, wyglądało wręcz komicznie. Skąd my to znamy, mogliby rzecz fani Wolves.
Filipiny miały wygrać z Włochami 12 punktami, a przegrały siedmioma (83:90). Jordan Clarkson zdobył 21 punktów, ale potrzebował do tego 20 rzutów, co w jego przypadku nie jest niczym niecodziennym. Obok niego tylko Dwight Ramos przekroczył dwucyfrowy próg punktów (14). Gilas muszą pozostać skupieni. Nadal w grze mają walkę o Paryż. U Włochów aż sześciu graczy zdobyło 10 i więcej punktów. Simone Fontecchio zaliczył 18 punktów i 6 zbiórek.

W grupie D Egipt pokonał Meksyk 100:72 czym przerwał swoją niechlubną passę aż 19 kolejnych porażek w turniejach tej rangi. Eham Amin zapisał się w historii egipskiego basketu. Nikt przed nim z tego kraju nie zdobył 20+ punktów w dwóch kolejnych meczach mistrzostw świata. 28-latek zdobył w tym starciu 22 punkty. Mecz wcześniej, z Czarnogórą, miał ich 26. Aż czterech innych jego kolegów zdobywało dwucyfrową liczbę punktów. Wśród pokonanych po 21 punktów zdobyli Pako Cruz i Joshua Ibarra.

W meczu wieczoru Litwini rozprawili się z Czarnogórcami 91:71. Mecz był wyrównany tylko w pierwszej kwarcie. Potem sukcesywnie zaczęła zarysowywać się przewaga naszych wschodnich sąsiadów. Graczem meczu został Rokas Jokubaitis. 22-latek na co dzień grający w Barcelonie zaliczył 19 punktów, 5 zbiórek, 6 asyst oraz po jednym bloku i przechwycie.

W grupie E rozbici mentalnie porażką z Japonią Finowie zostali rozbici sportowo przez Niemców. Każdy z graczy trenera Gordie Herberta zapunktował w tym spotkaniu (nie licząc kontuzjowanego Franza Wagnera). Pięciu zawodników zdobyło po 10+ punktów. Najwięcej, po 15, rzucili Dennis Schroder oraz 23-letni (!) Isaac Bonga.

W drugim meczu Australijczycy postanowili nie popełniać błędu Finów. Od pierwszych minut rzucili się do gardeł Japończyków. Do przerwy prowadzili 22 punktami. Gospodarze zaliczyli swój mały run, ale to było za mało, żeby zagrozić rywalom. 26 punktów, 11 asyst 5 zbiorek zaliczył Josh Giddey. Sam Presti, gdziekolwiek by teraz nie przebywał, musi się radować oglądając obrazki z Azji. Jego dwóch młodych graczy z Thunder błyszczy w mistrzostwach świata.

W grupie H Kanada pokonała Łotwę 101:75. Shai Gilgeous-Alexander, czyli ten drugi przebojowy zawodnik Thudenr, zaliczył 27 punktów, 6 zbiórek, 6 asyst (tylko jedna strata) i 2 przechwyty. 22 punkty dorzucił R.J. Barrett, a 15 Kelly Olynyk. Przez niewiele ponad 10 minut tego meczu mogło się wydawać, że w końcu ktoś się postawi Kanadyjczykom. Ta myśl skończyła się z początkiem drugiej kwarty. Łotysze wygrali pierwszą 23:13, ale resztę meczu przegrali aż 88:52 (!). Kanada wygląda dobrze, bardzo dobrze w tym turnieju.


* Tekst napisałem oryginalnie dla portalu Unibet.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.