Rzeczy, na które zwrócę uwagę w Tokio

Igrzyska Olimpijskie w Tokio rozpoczęły się oficjalnie w miony piątek. Koszykarze swoje zmagania zaczęli minionej nocy. W turnieju bierze udział dwanaście drużyn w składzie Hiszpania, Argentyna, Francja, Australia, Stany Zjednoczone, Nigeria, Iran, Czechy, Słowenia, Niemcy, Włochy oraz gospodarz Japonia. Zapraszam na mój przegląd rzeczy, na które zamierzam zwracać szczególną uwagę podczas oglądania tego turnieju.

 

Grupa A: Stany Zjednoczone, Czechy, Francja, Iran.

 

Damian Lillard. Czekałem wiele lat, żeby zobaczyć Dame’a w koszykówce FIBA. I w końcu się doczekałem. Gracz Portland Trail Blazers w ostatnich 2 latach dokonał świadomych zmian w swojej grze. Chciał być dla rywali jeszcze bardziej groźny, jeszcze mniej przewidywalny. Zaczął rzucać z bardzo dalekiego dystansu. Linia rzutów za trzy punkty na turnieju w Tokio będzie mieć dla niego jedynie symboliczne znaczenie.

 

Rudy Gobert. Środkowy Jazz pożegnał się z ostatnimi play-offami w NBA, w drugiej rundzie, w stylu, o którym pewnie chciałby jak najszybciej zapomnieć. Clippers wyeksponowali wszystkie mankamenty w jego grze. W koszykówce FIBA, w której nie istniej błąd trzech sekund w obronie, eksponowane będą jego defensywne talenty. 29-latek ma wszystko, żeby zostać jednym z najlepszych, jeśli nie najlepszym, defensorów tego turnieju.

Hamed Haddadi. W 2017 byłem w Libanie, na Mistrzostwach Azji. Od tamtego czasu uwielbiam Haddadi’ego. Dla mnie to taki trochę azjatycki Nikola Jokic. Z pozycji centra potrafi fantastycznie podawać, jest inteligentny na boisku, dużo widzi. A dodatkowo, też jak Jokic, ma dystans do siebie samego i tego co robi. Żartuje niemal na każdym kroku. Gdy w Bejrucie robiłem sobie z nim zdjęcie, poprosił żeby tak wykadrować zdjęcie, żeby nie było widać jego obłożonych lodem nóg. Szkoda, że w NBA nie dostał prawdziwej szansy na pokazanie swojego talentu.

 

Czechy. Patrzysz sobie na Czechów i zastanawiasz się, czemu takie rzeczy nie mogą dziać się w Polsce. Jeszcze nie tak dawno temu funkcjonowało u nas przekonanie, że z takimi Czechami, to mamy obowiązek wygrywać. Czesi w imponującym stylu wywalczyli sobie prawo gry w Tokio. Na przełomie czerwca i lipca, w Kanadzie, podczas turnieju kwalifikacyjnego, pokonali gospodarzy turnieju, którzy mieli w składzie aż ośmiu graczy z NBA. Wielka rzecz!

 

Gregg Popovich. W 2019 roku, podczas Mistrzostw Świata rozgrywanych w Chinach miałem mieszane uczucia, co do coachingu Popa. Oglądałem sobie mecz Turcja-USA jeszcze w fazie grupowej i wierzyć mi się nie chciało, że Amerykanie nie potrafią rozbić normalnej strefy 2-3. Nie jakieś tam kombinowane, zaawansowane wstawki. Zwykłe 2:3. Myślę sobie, “oho, Pop coś szykuje, na dalszą fazę turnieju. Nie chce się teraz odkryć przed tymi wszystkimi Francjami, Hiszpaniami, Australiami.” Jakoś nie mogłem dopuścić do siebie myśli, że zakochany w europejskim graniu Pop, może mieć takie problemy z czymś tak stosunkowo prostym. A jednak myliłem się. Amerykanie nie mieli pomysłu na siebie samych w tamtych mistrzostwach. Mimo że nie był to, być może, nawet trzeci garnitur gwiazd NBA, to nadal byli to All-Starzy, którzy powinni byli przywieźć coś z tamtych mistrzostw. Rudy Gobert niszczył ich w meczu o półfinał. Marcus Smart, po przekazywaniu, nie dawał rady go kryć. Pop trzymał się tej taktyki, zamiast posłać jakiegoś wysokiego. Amerykanie grali, jakby pięć minut przed meczem dowiedzieli się, że będą rywalizować w ramach przepisów FIBA, w których wielki człowiek ma prawo stać pod koszem i bronić obręczy, bo nie ma tu czegoś takiego, jak błąd trzech sekund w obronie. Tamten skład nie miał charakteru, ich filozofia gry nie była czymś super przyjemnym do oglądania. Piłka nie krążyła inteligentnie, kąśliwie, zaskakująco. Czasem w ogóle nie krążyła. Tamten skład był o wiele lepszy, niż ostateczny wynik. Zastanawiam się z czym nowym przyjdzie Gregg Popovich do tego turnieju, Skład, moim zdaniem, ma lepszy, niż dwa lata temu w Chinach i mimo wszystko, to Amerykanie nadal będą faworytami do złota.

 

Jrue Holiday, Khris Middleton, Devin Booker. Bardzo chcę zobaczyć dwóch świeżo upieczonych mistrzów NBA oraz finalistę. Defensywa Jrue i strzelanie pozostałej dwójki to może być game changer dla tego składu Amerykanów.

 

Gwizdki. Amerykanie, w meczach sparingowych, trochę narzekali na brak gwizdków, które normalnie dostają w NBA. To miód na moje serce. Dlaczego, spytasz? Przez lata interesowania się zarówno NBA jak i rozgrywkami FIBA, zawsze uważałem, że przepisy oraz ich interpretacje w FIBA są archaiczne, skostniałe i nie nadążają za dynamicznym rozwojem koszykówki. Od jakiś dwóch lat, moim zdaniem, FIBA pod tym względem wyprzedziła NBA. Nie w każdym aspekcie gry, ale w wielu kluczowych. NBA trochę zjada swój własny ogon. Jest to temat, któremu mógłbym poświęcić osobny, pewnie długi tekst. Tu i teraz tego nie zrobię, ale zaznaczę tylko, że będę bacznie się przyglądał temu jak kadra USA będzie funkcjonować w tej odmianie koszykówki. Większość z zawodników tego składu, nie miała okazji jeszcze walczyć w ramach przepisów FIBA. Dlaczego jest miodem na moje serce? A no dlatego, że chciałbym zobaczyć zmiany w interpretacjach kilku przepisów na gruncie NBA. Liczę, że gdy Amerykanie zderzą się z rzeczywistością (nie życzę im porażki), to ktoś w NBA pójdzie po rozum do głowy i dokonają się zmiany, o których już od jakiegoś czasu mówi się w kuluarach.

Grupa B: Australia, Niemcy, Włochy oraz Nigeria.

 

Patty Mills. Gdyby jeden mem mógł zilustrować Millsa grającego w NBA i rozgrywkach FIBA, to wyglądałby on tak, że w NBA Mills jest kotem ze Shreka, a w koszykówce międzynarodowej groźnym lwem. Od lat oglądanie grającego w barwach Australii Millsa sprawia mi kolosalną przyjemność. Nieprzeciętnie utalentowany strzelec, który znakomicie rusza się bez piłki. Cały czas zastanawiam się czemu dysproporcja między nim w NBA i FIBA jest tak ogromna. Tak, fizyczność jest inna, ma też inną rolę w kadrze i w Spurs, ale mimo wszystko przepaść między tymi dwiema jego wersjami jest nieprawdopodobna.

 

Nigeria. Mają aż ośmiu graczy z NBA i trenera na poziomie NBA. Czy to wystarczy na cokolwiek konkretnego? A czemu nie? Afrykańskim drużynom narodowym od lat brakowało „know how”, profesjonalnych struktur, długofalowego działania, kultury funkcjonowania w kadrze. Od kiedy Brown przejął kadrę Nigerii, wokół tej drużyny jest pozytywna atmosfera. Modnym staje się granie dla Nigerii. Chęć gry zgłaszają kolejni gracze, którzy mają jakiekolwiek korzenie w w tym kraju. A jak się okazuje jest ich mnóstwo. Nigeryjski basket, jeśli ten trend się utrzyma, ma szansę być naprawdę dobry. Jeśli jeszcze nie w tym turnieju, to być może już w następnym.

W grupa C: Argentyna, Japonia, Słowenia i Hiszpania.

 

Grupa śmierci. Już ostrzę sobie zęby na starcia Argentyny, Słowenii i Hiszpanii. Spodziewam się tu dużo dobrej koszykówki i jak dla mnie, każda z tych ekip ma realne szanse na awans. Przepraszam fanów japońskiego basketu. Gospodarzy turnieju nie wliczam do grona ekip z szansami na awans z grupy, ale chciałbym się pomylić. Nieprzewidywalność sportu jest jedną z jego cnót kardynalnych.

 

Luka Doncic. Chyba tutaj nie trzeba za bardzo rozwijać tematu. Luka jest gwarantem magii na boisku. Już nie mogę doczekać się go w meczach o stawkę. W finału turnieju na Litwie, który miałem okazję oglądać na żywo, zachwycił talentem. Liczę, że w Japonii też będzie czarował.

 

Hiszpania. Gdybyśmy mieli rok 2011, a nie 2021, to ten skład Hiszpanów byłby murowanym faworytem do złota. Teraz większość graczy tworzących trzon tej ekipy jest za swoim prime, ale to nadal bardzo groźna i bardzo ciekawa do oglądania ekipa. Bracia Gasol, Rubio, Fernandez, Llull, Rodriguez. To będzie najprawdopodobniej ostatni taniec tej drużyny w takim składzie. W serii do czterech wygranych nie byliby faworytami w kilku matchupach, ale w pojedynczym meczu mogą pokonać każdego na tym turnieju.

 

Luis Scola. Jeśli tak jak ja, szukasz w sporcie inspiracji, to nie możesz nie propsować Scoli. Facet ma 41 lat i nadal mu się chce, ale co najważniejsze, nadal jest produktywny i potrzebny dla tej kadry. Dwa lata temu, podczas Mistrzostw Świata w Chinach, dawał prawie 18 punktów i 8 zbiórek na mecz. Biegał w kontrze, podawał, zbierał, rzucał. To się oglądało. Pomyśl też o tym – czy deszcz, czy śnieg, Scola zawsze był w kadrze Argentyny. W 2002 roku wywiózł srebro z USA. 19 lat temu! A jak doliczyć do tego kadry młodzieżowe, to wyjdzie ćwierćwiecze posługi dla swojego kraju. Nie potępiam tych, którzy w swoich kadrach nie grają, ale bardzo cenię tych, którym się chce.

 

Yuta Watanabe. Jako umiarkowany fan Toronto Raptors, mam zamiar przyglądać się temu 26-latkowi. Ma za sobą trzy sezony w NBA, ale w zasadzie, prawdziwą szansę na grę dostał w minionych rozgrywkach w Raps. Miał kilka ciekawych momentów, gdy coach Nurse zaczął nim więcej grać. Spodziewam się, że na tym turnieju może być jedną z ciekawszych postaci do oglądania. Oczywiście w grupie graczy poza głównym radarem mediów i fanów.


* Tekst napisałem oryginalnie dla portalu Unibet.

1 comment on “Rzeczy, na które zwrócę uwagę w Tokio

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.