Śliwki vs Robaczywki 2021-22 Vol.4

Chciałem serdecznie podziękować LeBronowi Jamesowi, który jest głównym dostarczycielem treści do tego zbioru Robaczywek. Osobne podziękowania kieruję w stronę szeroko rozumianych internautów, którzy nie ustają w dostarczaniu mi inspiracji. Zatem dziękuję i zapraszam!

– W nocy ze środy na czwartek w Indianie, Pacers starli się z Lakers. Wygrali po dogrywce Lakers (124:116) głównie dzięki 39 punktom LeBrona, z których aż 17 padło w tak zwanym crunch time. Niestety sport zszedł tam na dalszy plan. W meczu doszło do pewnego „incydentu”. Z hali została usunięta para fanów po tym, jak LeBron zgłosił sędziemu, a ten ochronie, że ci wykrzykiwali do niego rzeczy, których nie powinni byli wykrzykiwać.

To jest wielopoziomowa Robaczywka. Na samą myśl, że za moment oddam się rozkładaniu jej na czynniki pierwsze, raduje się moja dusza.
Temat fanów w halach wchodzących w niezdrowe interakcje z zawodnikami na parkiecie, jest tematem, który wraca co sezon. Swego czasu napisałem o tym zjawisku parę słów. Tu fragment: „Koszykarz na parkiecie to jest świętość. To jest jego miejsce pracy. On tam jest, żeby dawać Ci radość, rozrywkę, może jakąś inspirację. To, że zapłaciłeś za bilet, nie znaczy, że sportowiec staje się Twoją własnością, Twoim śmieciem, że możesz wylewać na niego swoje frustracje. Tu stoję murem za Westbrookiem i innymi zawodnikami, których co jakiś czas próbują prowokować kibice. Choć nie wiem, czy takich ludzi warto nazywać kibicami. Dla mnie to są idioci i chamy. Takie mamy czasy. Każdy, lub prawie każdy posiada sprzęt do nagrywania video. Wizja taniego zaistnienia w internecie jest dla niektórych kusząca i całkiem realna. Co jakiś czas do sieci trafia materiał, na którym uradowany kibic “przyłapał” zawodnika NBA, na tym, że puściły mu nerwy. Szkoda, że materiał nie obejmuje całej sekwencji wydarzeń, w której tenże kibic w prostacki sposób prowokuje, wyzywa, drze się w kierunku gracza. Byłem, widziałem. Nie zdarza się to aż tak często. Nie jest to problem w skali całej ligi, ale niestety zdarzają się idioci, którzy, jak myślę, pragną się w jakiś sposób dowartościować. ’Nawrzucałem Westbrookowi, wiesz? Westbrook zareagował na moje zaczepki. Człowieku! Udało mi się wyprowadzić go z równowagi. Mój filmik ma milion kliknięć.’ Tak to działa.” Koniec cytatu.
Robaczywka dla
tej dwójki z Indiany. Ale druga, która mnie bardzo fascynuje pod wieloma względami, z ludzką percepcją na czele, wędruje do osób z internetu, dla których to raczej wina przewrażliwionego LeBrona, niż cokolwiek innego. Od czego by tu zacząć, żeby dobrze państwu zobrazować, jak jest w rzeczywistości?
Problem jest taki, że ludziom, którzy nigdy nie byli w hali NBA, na podstawie tego, co widzą w telewizji, wydaje się, że „tam się krzyczy na graczy”. Nie, tam się nie krzyczy na graczy. Zdarzają się incydenty i właśnie dlatego nazywa się je „incydentami”, bo dzieją się rzadko. Byłem na kilkudziesięciu meczach NBA w halach. Incydenty? Nie przypominam sobie żadnego. Po drugie, te wielkie hale na 18-20 tysięcy (i więcej) ludzi są bardzo akustyczne. Jeśli nie miało się okazji być na NBA na żywo, to może się wydawać, że w tłumie pojedynczy człowiek staje się częścią wielkiej masy, a ta zlewa się w jeden szum, z którego gracze rzadko są w stanie wyłapać pojedyncze rzeczy. I tak, i nie. Gdy jest relatywnie cicho (np. rzuty wolne graczy gospodarzy itp.) nie aż tak mocno wysilający przeponę fan, z połowy wysokości hali, możne z powodzeniem być słyszalny na parkiecie. Nie mówiąc już o fanach siedzących bezpośrednio w obrębie placu gry, bo to ich właśnie dotyczy większość owych incydentów.
Poza tym, to przecież nie jest tak, że LeBron korzystający ze swoich wpływów, ot tak wyrzuca sobie ludzi z hal. Takie rzeczy nie dzieją się na porządku dziennym. Ani LeBron, ani żaden inny gracz, nie ma swojej historii wyrzucania fanów z hal. Pojedyncze zdarzenia, owszem, ale niezwykle rzadko i nie ma w nich żadnej regularności. A skoro te rzeczy dzieją się raz na jakiś czas, to dlaczego mamy zakładać, że zawodnik przesadza czy kłamie, skoro nieprzychylność (mówiąc lekko) fanów w halach na wyjazdach, to jego chleb powszedni. Dlaczego mamy wierzyć anonimowym ludziom, którzy zawsze twierdzą, że są niewinni? Obrazki wyprowadzania fanów z hal są bardzo, bardzo rzadkie. Prawda?
Ludzie mylą „ostre” kibicowanie swoim, czyli automatycznie zawsze i mocno przeciwko przyjezdnym z osobistymi wycieczkami
ad personam. Bo jeśli chodzi o „ostre kibicowanie”, to tu historii mam pełno. Na przykład podczas Finałów 2019 roku tuż nade mną siedziała partnerka Draymonda Greena. Z tak wygadanym chłopem, może być tylko podobnie wygadana baba. I tak było w czasie meczu. Co chwilę krzyczała coś na cały głos w stronę ławki Dubs – że Raptors są słabi, że nie dadzą rady i tak dalej. Znakomicie poruszała się po osi natężenia decybeli w hali. Dobrze wiedziała, kiedy jej głos będzie słyszalny. Nic o członkach rodzin, nic wulgarnego, ale intensywnie, ofensywnie i głośno. I o to w tym chodzi. I dokładnie nie o to chodzi w incydencie z LeBronem! Nie chodzi o to, że ktoś mu powiedział, że jest gorszy od Jordana, że robi kroki w co drugiej akcji, że Lakers są słabi i nic nie wygrają. Nie o to chodzi. Jeśli te słowa ruszyłyby LeBrona, to faktycznie byłby problem LeBrona, a ludzie którzy zapłacili niemałe pieniądze za swoje doskonałe miejsca przy parkiecie, mieliby silne argumenty za tym, żeby jednak nie opuszczać hali. Takie rzeczy da się sprawdzić. W kraju, w którym każdy może pozwać każdego za niemal wszystko, nie strzela się bezpodstawnymi oskarżeniami. Nie przed kamerami. Ci państwo opuszczają halę i nie wyglądają na oburzonych, ani zszokowanych. A ta pani ma najwyraźniej nieukrywaną radość z zaistniałej sytuacji. Nie jest w interesie NBA, ani graczy, żeby usuwać kibiców z hal. Oni mają tego świadomość. Więc i Wy miejcie. Jeśli „coś” się dzieje, to znaczy, że był powód. Wierzę LeBronowi, nie parze, której nigdy wcześniej nie widziałem i pewnie już nigdy więcej nie zobaczę. LeBron potrzebuje fanów w halach, NBA potrzebuje fanów w halach. Granica tolerancji ich zachowań jest naprawdę mocno rozciągnięta. Dlatego ilekroć zostaje przekroczona, chyba nie powinniśmy szukać okoliczności łagodzących.
No i na koniec, jak zawsze przy tego typu zdarzeniach, ze swoich kryjówek wyjść musiał zakon herbu „kiedyś, to było.” Larry Bird, Charles Barkley i ci inni wielcy, to kiedyś co mecz musieli słuchać epitetów o swoich żonach i matkach i grali, a dziś to gwiazdki obrażają się o wszystko. Poważnie? Naprawdę tego chcemy? To jest dla Was miara „twardości” i odporności graczy? Dla mnie nie. Poza tym, to nie jest prawda, bo 30 lat temu, to też były tylko incydenty. Ciekawe, czy jak ostatni płatnerz zamykał swój interes z braku zapotrzebowania na jego usługi, to czy powiedział pod nosem „społeczeństwo mięknie. Kiedyś, to było.”
A już tak całkowicie na koniec. Przywoływanie, przy tej okazji, jakichś zdarzeń, w których LeBron mniej lub bardziej się skompromitował (a owszem, było takich zdarzeń w ostatnich dwóch latach co najmniej kilka), to już niebezpieczna igraszka z podstawami logiki. Co ma, za przeproszeniem, piernik do wiatraka?

 

– Sytuacja z minionego poniedziałku. Mini bitwa, ale za to krwawa, w Detroit. To też jest wielopoziomowa Robaczywka, którą muszę dobrze obrać, żeby dokopać się do sedna sprawy.

Po pierwsze LeBron James. Tak, to od niego wszystko się zaczęło. To nie było ot takie sobie machnięcie ręką, żeby uwolnić się od napierającego Stewarta. LeBron chciał dać w mordę i to zrobił. Z kamery od strony linii końcowej dobrze tego nie widać, ale boczny rzut nie pozostawia złudzeń. I tu się dziwię LeBronowi. Wprawdzie Steward napiera, wprawdzie robi to nieprzepisowo, ale tam nie zawala się świat. Zwykły faul przy zastawieniu, faul jakich pełno na każdym poziomie grania. LeBron chyba nie powinien być oburzony faktem, że 20-letni zawodnik, w swoim drugim sezonie w NBA, właśnie twardością i nieustępliwością chce sobie ugruntować pozycję w rotacji, co jest zazwyczaj trampoliną do nowego kontraktu, zaraz po tym debiutanckim. Stewart fauluje na zbiórce i koniec historii, bo faul nie był ani mocny, ani brzydki, ani niecodzienny. Nie podejrzewam, żeby LeBron chciał skrzywdzić Stewarta, ale jestem pewny, że chciał dać mu w twarz. No i dał. A po co? Skąd te nerwy? Przy okazji sekwencja świetnych decyzji Scotta Fostera, który już z pozycji parkietu zagwizdał faul na zbiórce oraz „dach” dla LeBrona, który po obejrzeniu zapisu wideo, został podniesiony do rangi faulu dyskwalifikującego.

Isiah Stewart. Rozumiem frustrację i roztrzęsienie. Krew Ci się leje z twarzy, emocje biorą górę. Ale na koniec dnia, musi przyjść moment, w którym łapiesz drugi oddech, przegrupowujesz się i idziesz dalej. U Stewarta ten moment nie nastąpił. Sekwencja zdarzeń, która miała miejsce już po ciosie LeBrona była po prostu brzydka i idiotyczna. Wyrywasz się, uspokajają Cię, mówisz że już dobrze, po czym znów się wyrywasz, taranujesz ludzi. Znów Cię uspokajają, znów się wyrywasz i uciekasz. Chocholi taniec zranionego dzika. To nie są dobre obrazki dla ligi, dla klubu i samego Stewarta. Szczególnie w miejscu z niechlubną historią. Proszę zwrócić uwagę, że to nie pierwszy przypadek w krótkiej karierze Stewarta w NBA, kiedy ten rusza do bicia. Ja bym na jego miejscu popracował z psychologiem, bo ma papiery i ciało na to, żeby być (przynajmniej) rotacyjnym graczem w NBA przez dobre 15 lat. Ale ta liga zna masę przypadków, kiedy głowa nie dojeżdżała do zawodów razem zresztą ciała. To rzadko kończy się dobrze. Jeszcze raz – młody gracz Pistons miał pełne prawo puścić lejce nerwów. Ale jednocześnie, w miarę szybko powinna zapalić mu się lampka z napisem „jestem zawodowym koszykarzem, jestem w trakcje profesjonalnego meczu, ogląda mnie koszykarski świat. To nie jest zwarcie pod nocnym klubem.”

– Robaczywka dla szeroko rozumianych internautów i ich niezdrowych emocji i opinii. To pierwsza z brzegu opinia – LeBron jest p…dą, bo jak przyszło co do czego, to schował się za ludźmi i nie chciał się bić. Wiesz, co? Siedziałem kiedyś w szatni, na jakiś metr obok LeBrona w samych gaciach. On w samych gaciach, nie ja. Wieloma przymiotnikami można by go opisać, ale na pewno nie tym, że jest p…dą. Uwierz mi, jeśli przez 19 lat telewizja nie dała Ci perspektywy, to zdradzę Ci, że chłop zbudowany jest jak byk, szeroki jak szafa. P…da nie jest słowem, które przychodzi na myśl, gdy się na niego patrzy z bliska. Gdyby faktycznie zrobili w NBA jakieś mma (hej, nigdy nie wiesz z Adamem Silverem za sterami), to fizycznie ponad nim miałbym może z 2-3 graczy. Zwróć uwagę – LeBron nie wyprowadza pełnego ciosu, co najwyżej szura Stewarta zewnętrzną częścią dłoni, a ten zalewa się krwią. Pomyśl o tym.
Albo taka złota myśl z internetu – nagle Isiah Stewart staje się bożyszczem tłumów. Już lecą kupować jego koszulki. Patrz, drugi Ben Wallace. Patrz, jak fajnie. Dorośli fani koszykówki rozpłynęli się nad tym, jak koszykarz, w meczu zawodowej koszykówki, stracił panowanie nad sobą i chciał się bić. Rozumiesz coś z tego? Bo ja nie.
Myśl trzecia, ostatnia. Stewart dostał dwa mecze zawieszenia, LeBron agresor, tylko jeden. „Jak to? Przecież Stewart miał prawo być zły i żądać satysfakcji.” No nie do końca. Zachowanie LeBrona, wyjąwszy wszystko, co wydarzyło się potem, to bezdyskusyjna dyskwalifikacja plus mecz zawieszenia, w myśl przepisów NBA. Ale ten dziki, chocholi taniec Stewarta, to jest coś obrzydliwego dla ligi. Adam Silver nie mógł nie wysłać sygnału, że takie zachowania nie mogą być tolerowane. Stąd więcej meczów zawieszenia, niż agresor James.
Podam trochę analogiczny przykład ze świata sędziowania. Mówi się, że nie powinno się karać zawodników po własnych błędach. To znaczy, żeby starać nie dawać „dachów” bezpośrednio po własnych, wątpliwych decyzjach. Zatem, jeśli w skali zachowania od 1 do 10, gdzie 1 to dobre zachowanie, a 10 to naganne zachowanie, jeśli normalnie nie pozwalamy graczom na przekraczanie poziomu trzeciego, to po własnym błędzie, dajemy im się chwilę „wyszumieć” do poziomu czwartego, może piątego. Ale nie wyżej. Nawet, jeśli mają rację, nawet jeśli sędzia się pomylił, to w żadnym wypadku nie mogą pozwolić sobie na całkowite zatracenie. Cios od LeBrona, krew na twarzy nie są zielonym światłem na całkowity, emocjonalny odlot.

Kończymy temat LeBrona, ale pozostajemy w tematyce batalistycznej.

– Nikola Jokic. Przeogromna Robaczywka dla środkowego Nuggets za pamiętną sytuację z meczu z Miami Heat.

 

Faul Morrisa jest mocny i niepotrzebny. W koszykówce FIBA to jest niesport łamane przez dysk. Nie pamiętam, co tam faktycznie zostało odgwizdane, ale nie jest to istotne dla tej sprawy. Bo to, co zrobił potem Jokic, to jest boiskowa chuliganeria, która nie przystoi nikomu, a w szczególności MVP ligi. Brutalne, niebezpieczne zagranie (Morris jest kontuzjowany, nie gra do dziś, a zdarzenie miało miejsce dziewiątego listopada). Na coś takiego nie powinno być miejsca, ani przyzwolenia w koszykówce. Trzeba też pamiętać, że to już kolejny raz, kiedy Jokicowi puszczają nerwy.

– Zawsze przy tego typu zagraniach z bagien wyłażą leśne dziadki sprzed lat. Że przede wszystkim, to Morris sobie zasłużył? Przepraszam, co k…a? Zasłużył sobie? To jest jak z sytuacją LeBrona i Stewarta oraz jak w sędziowaniu z karaniem po własnych błędach. Rozumiemy, że Jokic miał prawo się zagotować, ale są granice tegoż zagotowania. W tamtej sytuacji te granice zostały niebezpiecznie (dosłownie) przekroczone. Robaczywka dla Shaqa i Barkleya za cały ten fragment (poniżer), który jak dla mnie, w swoim przekazie, jest wszystkim tym, czym nie powinna być koszykówka. Sam Kenny Smith wspomina starą historię, w której pada zdanie, ale przecież na koniec mamy grać w koszykówkę. Wykasujmy element wymierzania sprawiedliwości na własną rękę z kosza. Nie, nie bój się, to nie jest kastracja. Tam dalej będzie dużo mięśni i testosteronu.

Internauci. Tak sobie wtedy przeglądałem internet z różnych stron. Reakcje polskich fanów, amerykańskich, skandynawskich. Że Jokic, to taki fajny miś z Bałkanów, a zobacz, jakich on ma groźnych braci. Patrz, założyli sobie konto na Twitterze, tylko żeby odpisać Morrisowi. Jakie to cool, jakie to fajne, jakie to gangsta, jakie to urocze. A Morris? No wiesz, on i jego brat, to dzbany, więc mają za swoje. Nie wiem czy bracia Morris są dzbanami, miednicami czy imbrykami, ale wiem, że kolejny raz internet przyjmuje różne kryteria przy ocenianiu podobnych zdarzeń. Nie, tam w zachowaniu Jokica nic nie było cool. A jego bracia? Obchodzą mnie tyle, co zeszłoroczny śnieg.
Spójrz, odwróćmy sytuację. To Morris wyprowadza kontrę, Jokic bez pardonu ją kasuje, po czym zostaje od tyłu powalony przez Morrisa. Zwizualizuj to sobie, chwile się zastanów, a potem powiedz mi, czy w podobny sposób patrzylibyśmy na całe zajęcie. Śmiem wątpić, że jednak nie. Pomyśl o takich nagłówkach – Jokic zasłużył sobie na to, nie powinien był się odwracać, nie powinien był tak mocno kasować kontry Morrisa. Tak by było? No raczej nie. A przecież rozmawiamy o akcji i reakcji, w której biorą udział gracze X i Y, to dlaczego odbiór obu zdarzeń miałby być różny?

– Jimmy Butler. To samo zdarzenie. Robaczywkę daję mu za dwie rzeczy. Po pierwsze, jak już wszystko ostygło, to nagle zaczął, z jakichś 20 metrów, krzyczeć do Jokica, żeby ten przyszedł do niego. Tak, już leci do Ciebie, trzymaj go. Nie wątpię w to, że Jimmy mógł chcieć wtedy fizycznie lub słownie skonfrontować się z Jokicem. Ale jak on to sobie wyobrażał? Że ochrona, ot tak, pozwoli im się bić czy wykłócać na parkiecie? Sfrustrowany Jimmy naindorzył się jak ten słynny młodzieniec z pewnego mema, który od godziny nie miał okazji powiedzieć komuś, że studiuje prawo. Druga rzecz, już po meczu. Jimmy oznajmił w mediach, że już w kalendarzu zaznaczył sobie kolejne starcie Heat z Nuggets. Wow, Jimmy! I co zrobisz? Będziesz trafiać piłką do kosza? Będziesz ją podawać kolegom? Nie zawahasz się nią kozłować? Ty zwyrodnialcu! No, bo chyba nie jesteś na tyle lekkomyślny, żeby w meczu „podwyższonego ryzyka” szykować coś ekstra, prawda?
W obecnej NBA nie ma miejsca na bójki. I bardzo dobrze! Ja, fan koszykówki, nie jestem zainteresowany oglądać, jak zawodowi koszykarze piorą się po mordach. I, nie, siedź tam cicho boomerze, to nie jest oznaka zmiękczenia, czy nawet wykastrowania obecnej NBA. David Stern słusznie zauważył, że jego liga jest produktem, który może dobrze sprzedać. Ładnie opakować i dobrze sprzedać. W tym opakowaniu ma być koszykówka, a nie koszykówka z gównem i żwirem. Ktoś przychodzi do sklepu, wskazuje na pudełko z napisem NBA. Płaci za koszykówkę i koszykówkę chce otrzymać. Nie walki filipińskich kogutów, nie jakieś inne dziadostwo. Poza tym, w tym opakowaniu zabawki mają być sprawne. To, że NBA wyczyściła się z brutalności, było jedną z jej najlepszych decyzji w historii jej istnienia. Zapytajcie Rudy’ego Tomjanovicha, co myśli o walkach podczas meczów. Zapytajcie, o ile Was usłyszy. A no właśnie. Rudy, pewnego grudniowego wieczoru w 1977 roku, został znokautowany na parkiecie. Uszkodzona czaszka, ucho, złamany nos i szczęka, liczne uszkodzenia innych części twarzy, wyciek płynu (!) z kręgosłupa. Rajcuje Cię taki powrót do korzeni?

– Kyle Kuzma przyszedł na mecz w bardzo za dużym swetrze, który na dodatek był różowy. Robaczywka ani dla niego, ani dla samego swetra, tylko znów dla „ludzi”, dla których świat się kończy, liga mięknie i w ogóle daj pan spokój. Nie chodzi o to, że ma Ci się to podobać. Chodzi o te wszystkie wielkie słowa użyte przy tym. Chłop, może dla jaj, może ktoś mu zapłacił, może przegrał jakiś zakład, włożył taki, a nie inny sweter. I co z tego?

Houston Rockets. Tankowanie nie jest problemem. Ale prawie wszystko inne w tej organizacji jest. Ten tekst już jest i tak za długi, żeby dziś się tym zajmować. Ale coś czuję, że temat wróci. Dziękuję za uwagę, najlepszego!


* Tekst napisałem oryginalnie dla portalu Unibet.

5 comments on “Śliwki vs Robaczywki 2021-22 Vol.4

  1. Fenix

    Morris nie zasłużył, ale takie wejście jak zrobił to mogło być rozwalone kolano Jokicia i ponad rok przerwy. Mogło być jak z Leonardem i innymi przypadkami. Mogło zakończyć karierę Nikoli w takim wydaniu jak teraz gra. Można tę akcje było zatrzymać na 100 innych sposobów. To było zimne i całkowicie nieprzemyślane wyrachowanie boiskowego pieniacza. A Jokić, no cóż puściły mu nerwy. Jak wszystkim z nas czasami puszczają. Zrobił źle, ale mnie to nie dziwi. Jest raptusem i tyle. Gadanie, ze powinien był to przemyśleć itp to jest dobre z krzesełka przed komputerem. Na boisku była akcja i była reakcja.

    Reply

Skomentuj koniu Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.