Śliwki vs Robaczywki 2023-24 Vol. 8

Po wczorajszej porcji robaczywek, dziś zapraszam na śliwki. Wśród wyróżnionych znaleźli się Nikola Jokic, Jalen Brunson, coach Chris Finch, Cleveland Cavaliers oraz inni gracze i inne drużyny.

Nikola Jokic. „Powiem szczerze – kończą mi się powoli przymiotniki i słowa zachwytu nad jego talentami i ogólnie jego postacią. Pisywałem już, że jest geniuszem koszykówki, co ani odkrywcze, ani nowatorskie nie było. Pisywałem też, że jest panem Andersonem, który nie zdaje sobie (jeszcze wtedy) sprawy z tego, że drzemie w nim Neo. Przy tej okazji pozdrawiam fanów filmu Matrix. Pisywałem też, że (w końcu) zdał sobie sprawę z drzemiących w nim potężnych mocy. Pisywałem też, że mam wrażenie, że jest za inteligentny dla tej gry, że bawi się nią. W finałach pisałem, że jest jak woda, że potrafi dopasować się do każdego naczynia. Tu z kolei pozdrawiam fanów filozofii Bruce’a Lee. Cóż więc więc mogę dodać? Bałkański jajcarz, miś z Somboru, zgrywus, dżoker, pan profesor koszykówki? Czy ten sport ma jeszcze przed nim jakieś tajemnice?” – tak napisałem o nim niecałe dwa miesiące temu. Więc naprawdę nie wiem już jak jeszcze bardziej, kreatywniej, w inny sposób mógłbym opisać jak znakomitym „zjawiskiem” w świecie koszykówki jest Jokic. Z calusieńskim swoim pakietem tego co na boisku, jak i poza nim. Cieszmy się wszyscy, bo dostaliśmy w koszykówce coś, czego się nie spodziewaliśmy, a już na pewno coś, na co nie zasłużyliśmy i nie zrobiliśmy absolutnie nic w tym kierunku. W ostatnim czasie modne jest generowanie za pomocą sztucznej inteligencji różnych rzeczy. Wrzuca się konkretne zapytania, dodaje składowe, żeby AI to sobie wszystko przetworzył i dała nam zaskakujące wyniki w postaci obrazu, tekstu, dźwięku czy innych form. Jestem więcej, niż pewny, że Jokica nie dałoby się wygenerować. To jest niepowtarzalna i niepodrabialna kombinacja osobowości, inteligencji i specyficznego sposobu grania w koszykówkę. Postawię tezę, że w przyszłości łatwiej będzie nam doczekać się drugiego LeBrona, niż drugiego Jokica. I żeby była jasność – nie chodzi mi o całokształt obu karier, tej Jamesa w szczególności. Nie chodzi mi, że łatwiej będzie rzucić 40000 punktów i zdobyć (przynajmniej) cztery tytuły. Chodzi mi o to, że łatwiej będzie powtórzyć inteligenta w nieziemsko atletycznym ciele, niż inteligenta w nieziemsko niealtletycznym ciele. Przywoływanie jego indywidualnych liczb ma tutaj marginalne znaczenie. Ale przywołam te z ostatnich trzech meczów: razem 82 punkty, 50 zbiórek, 45 asyst oraz 7 przechwytów i 2 bloki. 35/51 z gry, 9/11 z linii. Taka dominacja od niechcenia. Niesamowity jest! A wiesz, co jest nie miej niesamowite? Moi znajomi z Bałkanów, których trochę mam, w ostatnich sezonach, dzięki Jokicowi, zaczęli interesować się NBA, na którą z pasją oddawali kał przez długie lata.

Jalen Brunson. Knicks zaliczają ostatnio małą zadyszkę, ale przecież grają bez Juliusa Randle’a i O.G. Anunoby’ego. Ja chcę teraz porozmawiać tylko o ich rozgrywającym. W lutym średnie na poziomie 32,4 punktu, 7,7 asysty, 3,1 zbiórki oraz 1,2 przechwytu. Na dziesięć rozegranych meczów tylko raz nie przekroczył progu 20 punktów. Sześć razy osiągał 30+ punktów, w tym raz 40. W międzyczasie zagrał w swoim pierwszym w karierze Meczu Gwiazd. Znakomity, wzruszający wręcz w tej historii jest wątek jego ojca. Rick Brunson grał w NBA w latach 1997-2006. Był co najwyżej zadaniowcem z ławki, na dosłownie kilkanaście minut w meczu. W sieci można zobaczyć wideo, w którym młodziutki Jalen trenuje pod okiem ojca. Ten daje mu rady odnośnie koszykarskiego rzemiosła, ale także przekazuje życiową wiedzę. To, co dla mnie, od ponad pięciu lat ojca, jest piękne i wzruszające w tej historii, jest cytat Ricka Brunsona, po tym, jak się okazało, że jego syn został All-Starem. „Były czasy, kiedy chciałeś być jak ja. A teraz, to ja chciałbym być jak Ty, gdy byłem w Twoim wieku.” Ja płaczę? Nie, coś mi do oka wpadło.

– Jak jesteśmy przy Nowym Jorku, to nie mogę nie wspomnieć o Knicks z O.G. Anunobym w składzie. Anglik leczy teraz operowany łokieć, ale gdy grał, był jak odpowiedź na niemal wszystkie pytania, które można było mieć przy tej rotacji. Prawie wszystkie ogólnie, wszystkie jeśli chodzi o defensywę. O.G. Zagrał dla Knicks 14 meczów. Knicks wygrali aż 12 z nich. Statystyki są tu sprawą drugorzędną, ale przytoczę je – 15,6 punktu, 4,6 zbiórki, 1,5 asysty, 1,8 przechwytu oraz 1,1 bloku. Co ważne dla spacingu tego składu 39,1% zza łuku (1,8 celnej trójki na mecz). Wspominałem o generowaniu rzeczy przez sztuczną inteligencję. Gdyby chcieć poprosić AI o wygenerowanie zawodnika idealnego do filozofii gry coacha Toma Thibodeau, to O.G. i Luol Deng wyskoczyliby jako pierwsi. W obojętnej kolejności.

Cleveland Cavaliers. Złośliwi mogą powiedzieć, że na ich imponujący run 17 wygranych w 18 meczach składały się mecze trzy mecze z Wizards, dwa ze Spurs, do tego Memphis, Detroit i Brooklyn. Może być w tym trochę prawy. Ale prawda jest też taka, że grasz z tym, kogo dał Ci kalendarza, a ostatecznie jedna wygrana z Wizards ma taką samą wagę w tabeli, jak jedna wygrana z Bostonem. Od bilansu 13:12 Cavs notują niesamowity marsz w górę tabeli wschodu. W tej chwili, z bilansem 38:19, są drugą siłą swojej konferencji. Fani Cavs na pewno zaproszą nas z lupą do bliższego zbadania tej drużyny. I zrobimy to, bo dzieją się tam ciekawe rzeczy. Pod nieobecność kontuzjowanego Evana Mobleya, Cavs trochę przemodelowali swoje granie i wyszły z tego znakomite rzeczy. Jarrett Allen otoczony strzelcami. Brzmi prosto, ale często proste rozwiązania, są najskuteczniejsze. Proste, nie prostackie. To, rzecz jasna zaczęło rodzić pytania o dalszą, ogólniejszą perspektywę, czyli jak grać Allenem i Mobley’em razem, czy to w ogóle możliwe, jak maksymalizować ich talenty. To pytanie będzie krążyć wokół tej rotacji, szczególnie gdyby, odpukać, nie wyszło im w play-offach. Światełkiem w tunelu jest to, że Mobley po kontuzji trafia 47% zza łuku. Światełko to jest jednak bardzo małe, bo jest to zaledwie 0,7 celnej trójki na mecz. Ale zawsze to coś. Cavs byli zdominowani i upokorzeni w ostatnich play-offach w serii z Knicks. Jeśli podobne pożegnanie z postseason spotka ich w tym sezonie, to polecą jakieś głowy. Ale z tym zaczekajmy. Tu i teraz Cavs są dobrzy i bądźmy uczciwi, obok Wizardsów i Pistonsów, Cavs pokonywali też Bucks (x2), Clippers, Kings i Mavs. Drugie miejsce na koniec sezonu może być kluczem do udanych play-offów. Za udane uważałbym w ich przypadku przebicie się przez pierwszą rundę i „powalczenie” w drugiej. Drugie miejsce gwarantuje im uniknięcie Bostonu w drugiej rundzie, jeśli tam się znaleźli.
Dobrze grający Jalen Brunson trochę, przynajmniej na moment, wycisza narracje o potencjalnym odejściu Donovana Mitchella do Nowego Jorku. Z kolei dobrze grający Mitchell oraz Cavs, bo przecież to nie zawsze idzie w parze, też na moment usypia te rozważania. Usypia, bo one będą żywe. Cavs musieliby chyba tylko zdobyć tytuł, bo samo zajście w play-offach naprawdę daleko, chyba nie do końca uzasadniałoby dawania mu gigantycznego kontraktu, którego on sam pewnie oczekuje. W liczbach wygląda to tak: tego lata może podpisać czteroletnią umowę wartą ok. $200 mln. Gdyby wytrzymał cały przyszły sezon i nie podjął opcji na rozgrywki 2025-26, to latem 2025 uprawniony byłby do podpisania pięcioletniego kontraktu o wartości ok. $260 mln. Powtarzam zawsze, że tytuł nie ma swojej ceny, więc mistrzostwo zdobyte kiedykolwiek pod wodzą Mitchella uzasadniałoby płacenie mu takich pieniędzy, ale chyba nie do końca wierzę, że jest na tyle dobry, bo tego dokonać. Ale hej, bądźmy pozytywni i aż tak nie wybiegajmy w przyszłość. Mitchell zdobywa w lutym po 28 punktów (51% z gry, 45% za trzy, cztery trójki na mecz, 88% z linii), 5,2 zbiórki, 5,8 asysty i 1,6 przechwytu.

Max Strus. Za mecz z Dallas Mavericks. Trafił cztery trójki w niewiele ponad minutę czwartej kwarty! Ta piąta, ogółem siódma w całym spotkaniu, była na miarę wygranej. 27-latek zdobył 21 punktów (7/10 zza łuku). Jego trafienie z odległości 59 stóp od kosza rywala było drugim najdalszym trafieniem na wygraną. W grudniu 2021 roku, z odległości o dwie stopy dalszej, Devonte’ Graham zapewnił wygraną Pelikanom w starciu z Thunder.

Minnesota Timberwolves. To mógłby być czas, w którym przytoczyłbym to, co pisałem o wymianie po Goberta i sportowym aspekcie, jaki Minnesocie to dają. Cena za Francuza, to osobna sprawa. I tak sobie myślę, że jest to ciekawe zjawisko. Nie tylko to, ale tak ogólnie. Gdy wszyscy śmieją się i szydzą, Ty masz inne zdanie, to wychodzisz na durnia. Mija rok, ci wszyscy, w białej koszulce polo i spodniach w kant mówią, że wow, że jednak Wolves grają dobrze z KATem i Gobertem razem, a to, że Ty jednak nie byłeś durniem, ma marginalne znaczenie. Wisi mi to, ale to taka szersza obserwacja jeszcze szerszego zjawiska. Pisałem od początku, że to ma sens się udać i się udaje. Wilki wygrały 13 z ostatnich 15 meczów. Czasem zdarzy im się jakaś wpadka, jak na przykład z Hornets czy Spurs, ale w skali sezonu wygląda to dobrze, naprawdę dobrze.

Chris Finch. Przeogromna śliwka za skrytykowanie KATa za jego występ na 62 punkty, który był de facto patologicznym łowieniem punktów, a nie chęcią wygrania meczu ze słabymi Hornets. Wolves przegrali 125:128, a Towns był wysłany na ławkę w czwartej kwarcie. Finch powiedział podczas pomeczowej konferencji prasowej, że jego drużyna zagrała obrzydliwie i niedojrzale, a w dalszej części odniósł się konkretnie do rzucania Townsa. Choć wszyscy wiemy, że pierwsza część tej wypowiedzi też się odnosiła do KATa.

Oklahoma Thunder. Młodzi Thunder mogą to zrobić! Mogą być najlepszą drużyną zachodu. Na razie współliderują razem z Minnesotą. Wygrali 9 z ostatnich 11 meczów, w tym z Nuggets i Clippers. To jest rozważanie na później, ale nie mogę doczekać się ich występów w play-offach. A póki co delektuję się ich grą, która z jednej strony jest przemyślana, mocno analityczna, dobrze dopieszczona przez coacha Marka Daigneaulta. Ale z drugiej strony dobrze przyprowiona młodością, atletyzmem, ogromnym talentem SGA. Piękne rzeczy. Chet Holmgren w lutym – 2,9 bloku oraz 47,2% zza łuku (2,5 celnej trójki na mecz). Jalen Williams w lutym – 21,9 punktu, 4,1 zbiórki, 5,6 asysty, 56,8% z gry, 47% zza łuku (dwie trójki na mecz). SGA w lutym – 30,5 punktu, 5,2 zbiórki, 7,4 asysty, 1,5 bloku, 1,7 przechwytu, 56% z gry, 59% (!) zza łuku (1,9 trójki na mecz).

New Orleans Pelicans. Jest zdrowie, są wygrane. Wątpię, żeby ktokolwiek chciał z nimi grać w play-offach. Łącznie z Clippers, Thunder, Nuggets i Wolves. Pelikany wygrały 9 z ostatnich 12 meczów, w tym z Clippers na wyjeździe. „Point Zion” to znów jest rzecz do podglądania i analizowania. 6,7 asysty Williamsona w lutym. Do tego 5,9 zbiórki, 1,2 bloku oraz 24 punkty na mecz. Co ciekawe Zion nie oddał ani jednego rzuty zza łuku w tym miesiącu.

Dallas Mavericks. Możemy dyskutować, gdzie Mavs mogliby być, gdyby dali Jalenowi Brunsonowi kontrakt, jakiego swego czasu od nich oczekiwał ($55 mln płatne w cztery lata). Możemy dyskutować o cenach jakie musieli zapłacić za Kyrie Irvinga, a ostatnio Daniela Gafforda i P.J. Washingtona. Możemy podyskutować jak kosztowna, od strony draftowych dóbr, jest ta rotacja, a przez to bardzo ryzykowna, jeśli chodzi o przyszłość. Ale patrząc pozytywnie, a przecież od tego są śliwki, musimy stwierdzić, że obecni Mavs są najlepszą i najbardziej kompetentną koszykarsko grupą zawodników, jaką Luka Doncic kiedykolwiek miał wokół siebie w Dallas. Mavs mają teraz małą serię dwóch przegranych z rzędu, ale przed nią wygrali siedem kolejnych spotkać, w tym z Thunder, Suns i Knicks. Jeśli wejdą do play-offów, na razie są na ósmym miejscu, to będą groźni przeciwko każdemu. Żartujesz? Luka i Kyrie mogą wygrać 4 z 7 meczów z każdym. Nie mówię, że będą faworytami z Nuggets, gdyby do takiej serii doszło, ale czy aż takim szaleństwem byłoby pomyśleć, że Luka daje 2-3 znakomite mecze, a Kyrie i grupa wsparcie dorzucają od siebie mecz, czy dwa? Styl gry Irvinga i Doncica sprawia, że czasem, albo nawet często ich gra wygląda jak „teraz ja, potem Ty”, ale trzeba powiedzieć, że ich współpraca, to też jest coś, co trzeba odnotować i docenić.

Golden State Warriors. Wygrali 12 z 14 ostatnich meczów i wygląda na to, że zakończą sezon przynajmniej w play-inie, co jeszcze parę tygodni temu nie wyglądało jak coś pewnego. Kapitalną wiadomością, na teraz i na przyszłość, jest to, że Jonathan Kuminga w końcu wygląda jak pełnoprawny partner Klaya, Stepha i Greena w walce o „coś”. 17,5 punktu, 5,4 zbiórki, 3,7 asysty w lutym. Nie mniej ważne jest też to, że Brandin Podziemski, wygląda jakby od października do teraz, zaliczył w NBA ze trzy lata, a nie trzy miesiące. To też jest niezwykle ważne dla tej drużyny. Steph, Tam miała iść potężna robaczywka dla Klaya za wcześniejsze komentarze i mowę ciała, ale ku mojemu pozytywnemu zaskoczeniu, Klay sam powiedział, że jeśli dla dobra drużyny, jego gra z ławki ma pomóc, to on jest na to gotowy. I jak powiedział, tak zrobił. Wiem, że na pewno wiele go kosztowało i nadal kosztuje pogodzenie się z upływającą fizycznością.

Victor Wembanyama. Rozbudza zmysły! Jeśli utrzyma zdrowie, to będzie wielki. Jest trzecim koszykarzem NBA w tym sezonie, który był wyświetlany w mediach społecznościowych NBA już ponad miliard (!) razy. Pozostali dwaj to, a jakże, LeBron James i Steph Curry. Wemby w lutym – 20,6 punktu, 10,5 zbiórki, 4,3 asysty, 3,8 bloku oraz 2 przechwyty. A to dopiero początek, bo on ma 20 lat, jest w pierwszym roku w NBA, więc siłą rzeczy będzie jeszcze lepszy, silniejszy, bardziej doświadczony, będzie miał lepszych podających mu piłki. I wreszcie, on sam z czasem zdefiniuje samego siebie jako koszykarza. Mam na myśli to, że teraz trochę „miota” się między obwodem, a grą bliżej kosza. W końcu zrozumie i nauczy się, gdzie najbardziej może maksymalizować swoje talenty, a przede wszystkim niesamowite ciało.

Kyle Lowry. W swoim pierwszym meczu w barwach 76ers, rodowity Filadelfijczyk, dostał łokciem w głowę od Jericho Simsa z Knicks. Śliwka oczywiście nie za dostanie łokciem w głowę, ani też za uderzanie łokciem w głowę. Śliwka za piękną symbolikę. Lowry’emu trzeba było założyć sześć szwów. Kształty szycie przypomina siódemkę. Siedem i sześć, to wiadomo, 76ers. Nie wiem, czy wiecie, ale „szóstką” zwane jest Toronto, w którym Lowry spędził blisko dekadę i zdobył tytuł. W 25 minut gry, w swoim debiucie w Filadelfii, zdążył zaliczyć 11 punktów, 5 asyst i 4 zbiórki. sześć szwów w kształcie 7. Czy rękę Jericho Simsa, która powaliła Lowry’ego, możemy uznać za jedną z trąb jerychońskich?

Domantas Sabonis. W lutym gra na poziomie 20,6 punktu, 14,1 zbiórki, 10,5 asysty oraz 1,2 przechwytu. Trafia aż 63,8% z gry. Bardzo mi się podoba to, że coach Mike Brown maksymalizuje jego talenty, co oznacza, że pozwala być mu „koniem”, ale jednocześnie eksponuje jego talenty do prowadzenia gry w ataku. Sabonis jest koniem! Jest piekielnie silny. Świetne, że Kings nie zamknęli go w szufladzie z napisem „koń”, co by znaczyło, że ma zbierać, walczyć i dostawać piłki do wykończenia pod koszem. Nic z tych rzeczy. To znaczy, bardzo dużo z „tych” rzeczy, ale może właśnie w nagrodę za siłowanie się i masowanie z innymi osiłkami, Litwin dostaje bardzo dużo swobody w ataki, gdzie może uwypuklać swoje talenty, przegląd boiska. To nie jest poziom Jokica, ale jest to bardzo „jokicowskie”.

* Tekst napisałem oryginalnie dla portalu Unibet.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.