Kolejna
porcja Śliwek i Robaczywek. Bierzemy na warsztat poprzednie dwa
tygodnie.
Tradycyjnie dziękuję za sygnały, że czekacie z niecierpliwością na kolejne
"ŚvsR". Dzięki też za Wasze nominacje do Ś i R. Ślijcie je dalej. Kanały kontaktu znacie – maile, wiadomości na FB, komentarze.
Kolejność tradycyjnie dość
przypadkowa:
Śliwki:
– Toronto Raptors. Raps wygrali wszystkie swoje mecze w ostatnich dwóch tygodniach (5). Ich łączna seria wygranych wynosi w tej chwili 9. Ekipa z Kanady dość nieoczekiwanie zaczęła deptać po piętach Cavs. Są za nimi już tylko 2.5 meczu. W tym sezonie udało im się pokonać m.in. Spurs, Thunder, Cavs, Clippers x2, dwa razy nieznacznie ulegli Warriors. DeMar Derozan wyrasta na prawdziwego lidera tej ekipy. To jest jego najlepszy sezon w karierze. Bardzo poprawił selekcję rzutową i kozioł. Z dużą łatwością dostaje się na linię rzutów osobistych. Tego lata podpiszę tłuściutki kontrakt. Wyróżnić trzeba też Kyle’a Lowry’ego, który bardzo zasłużenie został starterem tegorocznego Meczu Gwiazd.
– Jimmy Butler. Świetny mecz przeciwko 76ers. Wprawdzie to tylko 76ers ale 53 punkty, 10 zbiórek, 6 asyst i 3 przechwyty to jest coś. Żaden Byk nie zdobył tylu punktów w jednym meczu od czasów – sami wiecie kogo – w 1996 roku. Bulls to drużyna Jimmy’ego. Dobrze, że ludzie zaczynają to rozumieć. Szczególnie ci w jego ekipie.
– Baron Davis naprawdę chce wrócić do NBA i naprawdę jest gotowy zrobić wszystko. B-Diddy planuje związać się z którąś z ekip D-Leauge by tam potwierdzić swoją wartość. Davis za trzy miesiące będzie miał 37 lat. Ostatni raz w NBA widziany był w maju 2012 roku w koszulce Knicks. W serii z Heat doznał bardzo poważnej kontuzji prawego kolana. Bez względu na to czy mu się uda wrócić do NBA czy nie, należy mu się szacunek za podjęcie próby. Davis zarobił w NBA prawie $150mln a biorąc pod uwagę jego inne działalności można stwierdzić, że o pieniądze raczej mu nie chodzi.
– Detroit Pistons zastrzegli koszulkę #3 Bena Wallace’a. Big Ben, przez ładnych parę lat, rządził pod koszem, był bardzo ważnym elementem mistrzowskiego składu, który w 2004 roku sięgnął po tytuł bijąc Lakers, w których składzie grali m.in. Shaq, Kobe, Karl Malone, Gary Payton. Czterokrotny All-Star, czterokrotny Obrońca Roku, pięć razy w All-Defensive First Team, dwa razy król zbiórek. A wszystko to przy wzroście 205 cm.
– W związku z tym wydarzeniem (w Detroit), Draymond Green napisał list do Wallace’a, który był jego inspiracją gdy dorastał. Fajny list, ciekawa historia.
– CP3. Cztery double-doubles w ostatnich dwóch tygodniach. Clippers potrzebują go bardziej, niż kiedykolwiek. Pod nieobecność Blake’a Griffina, to Paul trzyma drużynę na powierzchni. Nieważne, że Clipps biją średniaków. Ważne dla nich, że notują wygrane. Nie wyglądają źle bez Blake’a.
– Hasan Whiteside. Heat grali słabo ale on sam zaliczył kilka potężnych meczów. 19 punktów, 17 zbiórek, 11 bloków, 2 asysty i przechwyt z Denver. Potem 23 punkty i 18 zbiórek z Bucks. 26-latek będzie wolnym agentem po tym sezonie. Ktoś słono zapłaci za jego usługi.
– Golden State Warriors. Za to, że grają w innej lidze. Zbili Cavs na ich terenie różnicą 34 punktów a potem Spurs 30. Rozwalili Bulls (31), Mavs (20). Najśmieszniejsze jest to, że w ostatnich dwóch tygodniach zanotowali też dwie porażki.
– Kemba Walker. Gra swój najlepszy sezon w dotychczasowej karierze (20.5 punktu, 4.2 zbiórki, 5 asyst oraz 1.8 przechwytu).
Trzebionych kontuzjami Hornets trzyma w walce o play-offy. Wyróżniony nagrodą dla Gracza Tygodnia. Zdobył 52 punkty przeciwko Jazz oraz 40 z Magic. Hornets wygrali oba te mecze.
– Boston Celtics. Wygrali 6 z 8 meczów. Pod wodzą Brada Stevensa grają nowoczesny basket, który może być wizytówką dzisiejszej NBA. Moim zdaniem są o jedną gwiazdę od włączenia się do walki o wygranie Wschodu. Isaiah Thomas tylko raz zszedł poniżej 20 punktów w tych meczach. Jest motorem napędowym tej drużyny.
– Portland Trail Blazers. Latem stracili Matthewsa, Aldridge’a i Batuma. Zdawało się, że czeka ich głęboka przebudowa. Oni tymczasem ośmielają się walczyć o play-offy w tym młodym składzie. Wygląda na to, że z Jazz i Kings będą toczyć bój o postseason do końca rundy zasadniczej. Wygrali 4 z 5 meczów w ostatnich dwóch tygodniach. Lillard trzy razy schodził z parkietu z double-double.
– Sacramento Kings. 5:1 za ostatnie dwa tygodnie. Współpraca Rondo-Cousins wygląda coraz lepiej. To jedna z fajniejszych historii tego sezonu jak ci dwaj nicponie NBA znaleźli ze sobą wspólny język. DMC w każdym meczu zaliczał double-double. Tylko dwa razy nie przekroczył 30 punktów. Wprawdzie zdarzyło się to już w tym tygodniu ale muszę o tym wspomnieć – 56 punktów i 12 zbiórek z Hornets. Mecz wprawdzie przegrany ale dobitnie pokazujący, że Boogie jest najlepszym środkowym ligi, na którego po prostu nie ma bata.
Jeśli chodzi o Rondo – 5x double-double w tym jedno triple-double. 20 asyst i 10 zbiórek w meczu z Hornets. Miło widzieć Rondo zdrowego i głodnego wygrywania. To jest znów kaliber gracza klasy All-Star.
– James Harden. Zaliczył dwa razy triple-double w tym jedno takie potężne. 33 punkty, 17 zbiórek i 14 asyst. Rockets, wprawdzie przegrali ten mecz ale mimo wszystko występ ich lidera przeszedł bez żadnego echa. Po tego typu meczu Curry’ego, internet szalałby przynajmniej ze dwa dni.
– Byłem w Londynie na meczu NBA. Wspaniałe przeżycie. Jak zawsze. Szkoda, że te chwile są tak ulotne.
– Liga podzieliła się z nami statystykami odnośnie sprzedaży koszulek. TOP15 wygląda tak: 1. Stephen Curry; 2. LeBron James; 3. Kobe Bryant; 4. Kristaps Porzingis; 5. Kevin Durant; 6. Derrick Rose; 7. Russell Westbrook; 8. Kyrie Irving; 9. James Harden; 10. Jimmy Butler; 11. Klay Thompson; 12. Paul George; 13. Anthony Davis; 14. Chris Paul; 15. Carmelo Anthony. Obecność Kristapsa jest tam niezłym zjawiskiem.
– J.J. Redick. Za 40 punktów (9×3) przeciwko Rockets i ogólnie za to, że w zdrowiu rozgrywa swój, prawdopodobnie, najlepszy w karierze sezon. Mało tego. J.J. został pierwszym w historii graczem, który jako aktywny sportowiec, w trakcie sezonu, będzie prowadził swoją własną audycję radiową. Już nie mogę się doczekać. Jeśli śledzicie mój blog od zeszłego roku, to wiecie, że bardzo lubię Redicka za jego inteligencję. Dlatego cieszę się na ten radiowy projekt bo wiem, że będzie to coś wartościowego. Audycja nazywać się będzie "The Vertical Podcast with JJ Redick". W eter będzie puszczana w każdy wtorek. Wszystko pod auspicjami Yahoo Sports.
– Kobe z klasą pożegnał się z Golden State Warrios. Życzył im, żeby napisali nową historię NBA a Draymodowi Greenowi dał podpisane buty.
Bez kategorii:
–
Cliff Robinson, były ligowiec, otwiera w Portland sklep… z marihuaną.
49-letni Uncle Cliffy stara się przekonać świat do pozytywnych
właściwości "zioła". Sklep będzie nazywał się "Uncle Spliffy". Ma zostać
otwarty w niedalekiej przyszłości ale na razie jeszcze nie wiadomo
kiedy dokładnie. Jeśli chcecie trzymać rękę na pulsie tego wydarzenia,
to TUTAJ macie
oficjalną stronę sklepu. Robinson grał w NBA 17 lat. Raz wystąpił w
Meczu Gwiazd. Był trzy razy zawieszany przez ligę za marihuanę.
Robaczywki:
– Orlando Magic. 7 porażek z rzędu, 9 w ostatnich 10 meczach (to już liczone z kawałkiem tego tygodnia). Młodzi Magic mają problem z graniem końcówek wyrównanych spotkań. W ostatnich 6 meczach aż 3 razy grali dogrywki. Swoje ostatnie starcia przegrywali różnicą 7, 6, 4, 3, 6 punktów. Potrafią wypracować sobie kilkanaście punktów przewagi by następnie w dziecinny sposób ją roztrwonić. Na 17 sekund przed końcem meczu w Memphis wygrywali 100:96. Przegrali pod dogrywce. Podobny dramat rozegrał się na ich parkiecie w pojedynku z Hornets. Scott Skiles to świetny trener ale mam wrażenie, że ostatnio przekombinowuje z rotacjami. Magic mają nadal potencjał na wyjście z tego dołka i dołączenie do ósemki Wschodu. Muszą jednak działać szybko i skutecznie. Przydałby się jakiś weteran, żeby studzić młode, gorące głowy w końcówkach. Gdzie jesteś C.J. Watsonie?
– Kyle Korver. Sezon temu Kyle odmawiał pudłowania. Zaliczył świetne rozgrywki, zagrał w Meczu Gwiazd. W tym sezonie jego podobiznę drukują na kartonach z mlekiem – gdzie jest Korver? Z 49% zza łuku w tamtym sezonie, zjechał na 38%. Mniej zbiera, mniej podaje. Jako gracz Atlanty, nie zdobywał wcześniej tak mało punktów (9.5). Tylko raz w tym sezonie przekroczył próg 20 punktów. Ani razu nie przekroczył bariery 4 celnych trójek. 27 razy zdobywał jednocyfrową ilość punktów (w tym dwa raz kończył mecz z okrągłym zerem).
– Nie podoba mi się jak Byron Scott traktuje swoich młodych zawodników z D’Angelo Russellem na czele. Zachowuje się jak jakiś buc, taki cham spod budki z piwem. Nie wiem czemu ma to służyć. Raczej nie dobremu wychowaniu. Lakers grają o nic. Nie wiem po co w taki sposób dyscyplinować młodych, aż rwących się do gry zawodników. Dać im rzucać i poszaleć. Przyjdzie czas, kiedy zdyscyplinowani i poukładani grać będą o play-offy.
– Miami Heat. Przegrali 7 z 8 meczów (w tym kilka wysoko) i spadli na siódme miejsce w tabeli. W Miami nie ma dramatu bo większość ekip w NBA przeżywa swoje mniejsze lub większe kryzysy na przestrzeni sezonu. Fakt jest jednak faktem – ostatnie dwa tygodnie nie będą mile wspominane przez coacha Spo i jego ludzi.
– Robaczywka dla hakowania zawodników. To jest anykoszykówka.
– Mimo, że to z tego tygodnia, to dam, żeby mieć z głowy. Blake Griffin straci 4-6 tygodni bo złamał rękę lejąc po twarzy jednego z pracowników klubu. Przeprosił ale smród nadal się unosi. Nie wiem o co poszło ale było to słabe panie Griffin. Nie sądzę, żeby bity dysponował podobnymi warunkami fizycznymi, bo gdyby dysponował, to chyba nie byłby pracownikiem klubu lecz zawodowym sportowcem.
– Zwolnienie Davida Blatta. Samo zwolnienie to żenująca kompromitacja organizacji. Najlepsza ekipa Wschodu, w lidze tylko za Warriors i Spurs. Grali długo bez Irvinga i Shumperta. Nie było przesłanek ku temu by zwalniać Blatta. David Griffin, menadżer klubu z Ohio, opowiadał na konferencji prasowej, że atmosfera w drużynie pozostawiała wiele do życzenia. Być może, nas tam nie było, więc nie możemy tego sprawdzić. Fajny diss zrobił do tych słów Gregg Popovich po porażce Spurs z Warriors. Pop jest w Spurs dwie dekady. Jego, takie zawirowania nie dotyczą bo Spurs to profesjonalnie zbudowany klub, oparty na solidnych fundamentach. Blatt zapłacił cenę za to, że nigdy nie był człowiekiem LeBrona. Zatrudniono go w Cleveland, gdy LBJ był jeszcze (teoretycznie) jedną nogą w Miami. Pamiętacie zeszłoroczne play-offy? Cavs przegrywali z Bulls 2:1. Była końcówka meczu nr 4. Byki mogły wyjść na okazałe 3:1 ale game-winnera rzucił LeBron. W pierwotnej wersji zagrywki Blatta, to James miał wprowadzać piłkę do gry, nie rzucać. LeBron złamał zagrywkę a wiemy to od niego samego. Nie potrzebowaliśmy o tym wiedzieć bo łamanie zagrywek to standard nie tylko w NBA. Gdyby w Miami nie rządził Pat Riley, to Erik Spoelstra podzieliłby los Blatta pewnie zaraz po przegranych Finałach 2011 roku. LeBron jest chory na punkcie kolekcjonowania tytułów. Ma ich tylko dwa a wie, że zegar tyka. Wie, że po powrocie do Cleveland, musi wygrać przynajmniej raz. Przynajmniej raz. Jeśli mu się nie uda, jeśli skończy karierę z dwoma pierścieniami, to zawsze będzie przy nich gwiazdka odsyłająca do jego czteroletniego wyjazdu do Miami. Jego gra, talent, ciało, gromadzone punkty, zbiórki, asysty, przechwyty i bloki, siłą rzeczy będą mocnymi argumentami na to, by umieszczać go w dziesiątce najlepszych graczy w historii ligi. Jemu, bardzo słusznie, to nie wystarcza. Do ugruntowania swojego legacy potrzebuje tytułów. Z Cleveland już nie odejdzie i jeśli w ciągu swojej fizycznej dominacji, nie da klubowi tytułu, to obawiam się, że wraz z upływem czasu jego postać może zacząć być karykaturą jej samej. Frustracje i tego typu roszady w składzie mogą stać się standardem. A miał ciało i talent, żeby być drugim najlepszym graczem w dziejach koszykówki.
– Wielka robaczywka dla szaleńców i fantastów spod znaku #NBAVote. Niedobrze mi się robiło jak, przez wiele tygodni, widziałem na różnych stronach społecznościowych desperackie próby wysłania Gortata do Meczu Gwiazd. W pewnym momencie zaczęło to wyglądać tak, jakbyście zrobi sobie z tego patriotyczny punkt honoru. Ale wiecie co? Wasi gruzińscy odpowiednicy mieli tak samo. I powinno być Wam wstyd bo niespełna 4.5-milionowy naród wyprodukował dla Zazy Pachulii 768 tys. głosów, podczas gdy Polish Hammer uzbierał tylko 43 tys. Zaza wyprzedził w głosowaniu Greena, Griffina, Duncana, Davisa, Cousinsa, Jordana, Aldridge’a, Dirka, Howarda. Gruzinowi zabrakło ledwie 14000 z kawałkiem głosów by wyprzedzić Kawhi’ego Leonarda i wskoczyć do pierwszej piątki Zachodu. Rozumiecie to? Teraz odpowiedzcie sobie na pytanie czy naprawdę chcieliście oglądać Pachulię i Gorta w Meczu Gwiazd? Gwiazd. Zrobiliście sobie z tego jakiś chory plebiscyt. Stuknijcie się gumowymi młotkami i bądźcie mądrzejsi na przyszłość. Było o włos od tragedii. Nie, nie byłoby w tym nic śmiesznego gdyby Zaza został starterem w Toronto. Nie, Gortat nie zasłużył na All-Star. Pomyślcie o tym, że dla tych młodych chłopaków to marzenie życia i podchodzą do tego poważnie. Taki Damian Lillard uciułał tylko 158 tys. głosów. Zmusza to do myślenia, co?