Śliwki vs Robaczywki pierwszego miesiąca w NBA

Jadłem brzoskwinie z puszki któregoś dnia (właściwie to jeszcze nie jadłem tylko dopiero otwierałem puszkę) i wpadłem na pomysł, żeby robić coś takiego, jak małe podsumowanie wydarzeń w NBA w pewnym okresie czasu. Wstępny pomysł był, żeby robić to co tydzień ale był to pomysł zbyt odważny. Weekendy mam zajęte sędziowaniem w Finlandii i Szwecji dlatego różnie bywa z wolnym czasem na pisanie. Później myślałem o podsumowaniach co 10 meczów. Wyszło mi na koniec, że jednak najbezpieczniej będzie jak ustalę miesięczną cezurę czasową.
Poniżej 10 śliwek czyli rzeczy, które zanotowałem jako pozytywne historie pierwszego miesiąca rozgrywek. 10 robaczywek to rzeczy, które mi się nie podobały.
Zachęcam do wrzucania własnych propozycji.

Śliwki:

1. Golden State Warriors + Steph Curry + Klay Thompson + Steve Kerr. Pamiętacie jak latem wielu ludzi wróżyło Kerrowi, że się przewiezie na Warriors, że jest głupi, że nie idzie pod skrzydła Phila Jacksona do Knicks? Kerr odpowiedział im wszystkim w najlepszy, możliwy sposób. Z miejsca zyskał sobie zaufanie zawodników, zaproponował im basket, który idealnie pasuje do tej grupy. Warriors są póki co najlepszą drużyną NBA. z 18 meczów przegrali tylko 2 i na pytanie czy stać ich na tytuł w tym sezonie nie wypada mówić nie. Steph Curry zrobił wielki krok do przodu i z grupy, która liczy kilkanaście, dwadzieścia kilka osób, o których mawiamy "gwiazdy", wszedł do grona maksymalnie dziesięcioosobowego, które zwie się elitą NBA. Steph, do swojego markowego rzutu dołożył atakowanie obręczy i nutkę sk…syństwa, które musi cechować największych. Zapewne jeszcze długie lata będzie wyglądał jak dziecko i jeszcze wiele razy poproszą go o dowód gdy będzie chciał napić się piwa, ale jeśli chodzi o jego grę, to nie ma w niej nic z dziecka. Jeśli nie mieliście szansy oglądać Reggie’ego Millera, Ray’a Allena, Allana Houstona i innych wielkich strzelców, to los zsyła Wam Curry’ego.
Thompson też wykonał wielki krok do przodu. Do tego sezonu był zawodnikiem, który miał przebłyski talentu. Teraz błyszczy nim regularnie. To imponujące jak dojrzewa jako koszykarz.
 
2. Toronto Raptors + Kyle Lowry. Nie mam problemu z tym, żeby przyznać, że przed sezonem nie wierzyłem ani w Raptors ani w Lowry’ego. Sądziłem, że w roku niekontraktowym Lowry może mieć kłopot z utrzymaniem wagi, motywacji i formy. Okazuje się, że ani jemu ani drużynie niczego nie brakuje. Klub z Kanady lideruje na Wschodzie (15:5). Ich mecze są przyjemne dla oka.

3. Kobe Bryant. Zamiast zastawiać się czy Kobe za dużo rzuca i czy za mało podaje cieszcie się, że w ogóle jest w NBA i gra. Po kontuzjach, jakie przeszedł ostatnio, po kontuzjach, jakie przeszedł przez lata, w jego wieku, to nie było takie pewne, że wróci. Wrócił. I to jak. Już nie lata jak kiedyś ale zachował chyba wszystkie swoje charakterystyczne ruchy i zagrania. Kobe prawdopodobnie gra ostatnie dwa lata swojej wielkiej kariery. Cieszcie się nim, bez względu na to czy mu kibicujecie czy nie. Jest żywą legendą NBA. Gdy Jordan wrócił do ligi i zagrał dwa sezony dla Wizards, to malkontenci marudzili, że rozmienia swoją wielką karierę na drobne, że jest gruby, że jest wolny, że nie skacze, że to, że tamto. Dwa lata szybko zleciały. Pustka pozostała. Nie popełnijcie tego samego błędu.
 
4. Anthony Davis. Jak ten chłopak wystrzelił talentem! Przerażające jest to, że może nawet za 10 lat od dziś A.D. nie osiągnie jeszcze swojego 'sufitu’. Już dziś zalicza mecze, które przed nim zaliczał tylko Hakeem Olajuwon. To nie bierze się z niczego. Widziałem go trenującego codziennie przez dwa tygodnie w Hiszpanii. Po treningach kadry, które najlżejsze nie były, przeprowadzał z Monty Williamsem indywidualny trening, gdzie obaj pracowali nad chyba każdym elementem jego gry. Teraz zbiera owoce swojej ciężkiej pracy. Tak będzie każdego lata. Davis będzie wracał lepszy, mądrzejszy, silniejszy.

5. Milwaukee Bucks +Giannis+ Kidd + Parker. Co tu dużo mówić – Bucks w wersji zaproponowanej przez Jasona Kidda fajnie się ogląda. Mniej więcej rok temu Kidd miał złą prasę bo Nets nie szło. Chyba jednak jest materiałem na niezłego coacha. Lubi eksperymentować, ma do tego nosa. Nie boi się odważnych decyzji, łamiących kanony prawilnej koszykówki. Giannis Antetokounmpo lepiej rzuca, lepiej kozłuje, lepiej broni niż rok temu no a przy tym jego ciało to wybryk natury. Kilometrowe dwutakty powoli stają się jego wizytówką. Jego fizyczność bardzo upraszcza mu grę a przy tym widać, że chce się uczyć. On może być kimś w tej lidze. Gra Parkera na razie nie rzuca na kolana ale coraz częściej ma przebłyski wielkiego talentu. Raz na jakiś czas przemyca takie zagranie, taki ruch, taką pracę nóg, taką sztuczkę, jakiej nigdy nie spodziewałbym się po niespełna 20-latku. Gdy nabierze ligowego doświadczenia jego gra będzie poezją.  

6. Derrick Rose. Tak samo jak w przypadku Bryanta – po prostu cieszę się, że jest z nami. Nie jestem jego fanem ale to nic. Liga go potrzebowała bo NBA to liga gwiazd. Zawsze cieszę się, gdy widzę zawodnika wygrywającego z kontuzjami. Oglądanie go na żywo z pozycji parkietu jest niezapomnianym przeżyciem. 

7. Memphis Grizzlies. Niedźwiadki były poza radarem wielu znawców. Niektórzy nawet nie widzieli dla nich miejsca w ósemce Zachodu. Nie wiemy co wydarzy się do kwietnia ale póki co ekipa z Memphis gra nieźle. Bilans 15:4 na szalonym Zachodzie daje im teraz czwarte miejsce ale dość długo liderowali tabeli. Marc Gasol gra basket życia i chyba fakt, że latem 2015 będzie chciał podpisać kontrakt życia, niczego mu w tej materii nie umniejsza. 

8. Demarcus Cousins + Rudy Gay + Kings. Cousins jest już najlepszym centrem NBA. Przed sezonem założył sobie, że na parkiecie będzie trzymał się z dala od kłopotów i na razie mu się to udaje. Dojrzał do roli lidera i nie boi się tej odpowiedzialności. Przestawia rywali pod koszem w starym, dobrym stylu. Momentami bywa to wręcz śmieszne jaki on jest silny i jak bawi z niektórymi zawodnikami, którzy muszą go kryć. Za szybki, za dobry, za silny. Gay imponuje mi tym, że w końcu pogodził się z rolą tego drugiego w drużynie. Jak można było przypuszczać wychodzi to na dobre zarówno jemu jak i drużynie. Gdyby Kings byli ekipą ze Wschodu, to już można by było myśleć o nich w kontekście play-offów. Na Zachodzie 48 wygranych może tego nie zagwarantować. Co by się nie wydarzyło w Sacramento zaczęło dziać się coś dobrego. To ważne dla organizacji, która swego czasu była na wylocie z tego miasta.

9. Jimmy Butler. Jego metamorfoza z zadaniowca od spraw defensywnych do roli lidera (lub jednego z liderów) Bulls to jedna z ciekawszych historii tego sezonu. Bulls proponowali mu latem 4-letnią umowę za ok. $40mln. Wtedy ta suma wyglądała na bardzo uczciwą by nie powiedzieć przepłaconą. Butler i jego agent postanowili jednak zagrać va banque i wygląda na to, że mieli rację. W niektórych scenariuszach widzę Bulls zatrzymujących latem Butlera na mocy sporego kontraktu, którzy później handlują D-Rose’em. Ta drużyna jest zbudowana tak, by radzić sobie bez Derricka. A sokro tak, to może zrobić z nim (jego kontraktem) coś szalonego? Szalonego z pozoru.

10. Stroje na Mecz Gwiazd 2015. Są bardzo proste i bardzo eleganckie w tej prostocie. Przede wszystkim bez rękawków zła. Poza tym bez wzorków, ozdobników, dziwnych czcionek. Ot stary dobry strój do grania w koszykówkę. 

http://www.trbimg.com/img-5480dd7a/turbine/la-ar-adidas-unveils-a-fivestar-2015-nba-allstar-uniform-20141204
Robaczywki:

1. Detroit Pistons i wszystko co się z tym łączy. Tylko 3 wygrane w 19 meczach. Wydawało mi się, że na słabym Wschodzie już sama obecność Stana Van Gundy’ego pozwoli drużynie nabrać nowej kultury grania. Wszak skład Pistons nie jest głupi. Fakt, są źle skonstruowani bo sumy talentów Drummonda, Monroe’a i Smitha się nie dodają tylko wzajemnie ograniczają w meczach. Żaden z nich nie dysponuje rzutem z dystansu co mocno ogranicza spacing w ataku. To tak jakby chcieć wylać wannę wody przez lejek. Myślałem jednak, że będzie to ekipa, która swoją tożsamość znajdzie w dobrej obronie. Na razie tak to nie wygląda. SVG poza byciem głównym trenerem, jest też odpowiedzialny za ruch kadrowe. Spodziewam się wymiany z udziałem Smitha lub Monroe’a. Bardziej tego drugiego, który gra w Detroit na mocy oferty kwalifikowanej i latem podpisze kontrakt z dowolnym klubem.
 
2. Eric Bledsoe. Spodziewałem się, że po podpisaniu nowego kontraktu wyniesie swoją grę na poziom wyżej. Na razie nie jest to
nawet poziom sprzed roku. Zdobywa mniej punktów, ma gorszą skuteczność z gry, rzadziej dostaje się na linię, traci więcej piłek. W siedmiu meczach nie zaliczył nawet pięciu asyst. OK, na pozycjach obwodowych Suns mają kłopot bogactwa, szczególnie po pozyskaniu latem Isaiaha Thomas. Bledsoe jednak w moim odczuciu powinien być liderem tej ekipy i tak też grać. Pieniądze zobowiązują.
   
3. Goran Dragic. Kolejny gracz Suns. Przypadek? 28-letni Słoweniec jest w kontraktowym roku więc tym bardziej dziwi mnie jego słabsza forma. Zmęczenie turniejem w Hiszpanii? Być może. Dragic, póki co, zdobywa prawie 5 punktów mniej niż sezon temu. Jego niecałe 6 asyst z tamtego sezonu zamieniło się na niewiele ponad 3 w tym sezonie. Do tego dwa razy rzadziej dostaje się na linię, rzuca gorzej za 3 punkty i gorzej z gry. Próg 20 punków do tej pory przekraczał tylko 5 razy.
 
4. Charlotte Hornets i Lance Stephenson. Hornets/Bobcats byli rok temu ekipą play-offową a teraz są drużyną czwartą od końca w "bagiennej" Konferencji Wschodniej. Bilans 4:15, 10 porażek z rzędu. Czy można za wszystko winić Lance’a? Może i można ale moim zdaniem wina nie leży w całości po jego stronie. Stephenson 9 razy nie potrafił zdobyć 10 punktów w meczu. Pułap 20 punktów osiągnął tylko raz. Trafia niecałe 38% swoich rzutów z gry, 17.5% zza łuku (!). Bycie gwiazdą nie jest takie proste, jak mogło mu się zdawać. Hornets nie bronią jak sezon temu. Tracą 101.2 punktu co jest dwudziestą obroną w NBA. Sami zdobywają tylko 93.7 punktu co jest z kolei 25. atakiem ligi. To nie jest tak, że Stephenson nie pasuje do tej ekipy. Przecież w równie (a może nawet bardziej) poukładanej Indianie, równie mocno nastawionej na obronę, odnajdował się idealnie. Hornets mają problem na pozycji silnego skrzydłowego szczególnie na bronionej części parkietu.

5. Luol Deng. Nie spodziewałem się, że Deng wejdzie w buty LeBrona ale spodziewałem, że z Boshem i Wade’em stworzą małą Wielką Trójkę, gdzie on będzie ważnym jej ogniwem. Sądziłem, że w wieku 29 lat, u boku klasowych kolegów, w drużynie z mistrzowskimi nawykami, będzie w stanie grać basket swojego życia. Póki co gra najgorszy (nie licząc debiutanckiej kampanii) sezon w swojej 10-letniej karierze. Tylko 13.6 punktu, 4.7 zbiórki, 1.3 asysty oraz 1.3 przechwytu. Wiem, że Luol boryka się (od paru sezonów) z urazem nadgarstka. Ale cóż – kontuzje są częścią tego biznesu.

6. Robaczywka dla Derricka Rose’a za głupie gadanie na temat opuszczania meczów. Pisałem o tym. Nie mam najmniejszego problemu z tym, że człowiek który nie grał dwa lata, już na początku sezonu mocno wsłuchuje się w swoje ciało i woli dmuchać na zimne. Mam jednak problem z tym, gdy ktoś głupio gada i (prawdopodobnie) nieświadomie obraża tych, którzy mu kibicują i tych, którzy mu płacą.

7. Robaczywka dla niekórych zawodników NBA, którzy nie zdają sobie sprawy z tego, że miliony śledzą każdy ich ruch, każde ich słowo, że dla wielu dzieciaków są idolami i wzorami do naśladowania. Mam na myśli dziwne komentarze po wydarzeniach z Ferguson. Gracze NBA czyli ligi, gdzie 3/4 zawodników jest ciemnego koloru skóry, powinni zdawać sobie sprawę z tego, że są przykładem dla wielu. Jeśli jeden z drugim twierdzi, że ludzie w Ferguson powinni wyjść na ulice i paląc samochody, robiąc spustoszenie wyrazić swoje niezadowolenie, to chyba dzieje się coś niedobrego. Niektórzy to usłyszą/przeczytają i spłynie to po nich ale jest ryzyko, że znajdą się też tacy, którzy wyjmą z piwnicy kije, butelki z benzyną i ruszą w miasto. Gwiazdy NBA powinny bardziej być wyczulone na własne słowa szczególnie gdy wypowiadają się na takie tematy.

8. Chris Bosh. Podobał mi się początek sezonu w jego wykonaniu ale już ostatni występy nie. Chris nie atakuje obręczy, znów zaczyna bywać pasywny na obu końcach parkietu. Wymagamy więcej od gościa, który podpisał maxa.
 
9. New York Knicks. Nie liczyłem na cuda ale chyba liczyłem na więcej niż 4:17 od duetu Fisher-Jackson. Domyślam się, że trójkąty nie są proste ale mimo wszystko myślałem, że Knicks zaliczą średni początek z ewentualnie kilkoma meczami pod kreską by w końcu wyjść w okolice 50% wygranych. W końcu rozmawiamy o Wschodzie. 

10. Dla sędziów NBA, którzy moim zdaniem muszą coś zrobić z brutalnymi faulami na Blake’u Griffinie (i innych skaczących wysoko gwiazdach), gdy ten jest w powietrzu. To nie jest tendencja stricte z tego sezonu ale tak ogólnie. Śmieszy mnie ilekroć widzę sędziów NBA idących robić "video review". Wiem, że taka właśnie jest procedura ale wiele razy aż krzyczę "co ty k..a chcesz sprawdzać?". I tu akurat moim zdaniem FIBA wyprzedza NBA w tym przepisie. Jeśli celem zawodnika ewidentnie nie jest piłka tylko ciało rywala to już to samo w sobie jest faulem niesportowym. Wszystko, co powyżej może stać się faulem dyskwalifikującym. Proste. Zawodników trzeba chronić przed boiskowymi rozbójnikami. Fani chcą oglądać koszykówkę a nie zapasy. Gdy zawodnik jest metr ponad parkietem to nawet niewielki kontakt może wytrącić go z równowagi a to z kolei może grozić poważnymi kontuzjami. Śmieszą mnie reakcje widowni, jeśli faul popełnia gracz gospodarzy, gdy sędziowie orzekają (po głębokich analizach zapisu video) flagrant foul. NBA powinna coś z tym zrobić i nie nagradzać brutalności i bezradności w obronie. 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.