Półfinał z Litwą był dla Amerykanów ósmym meczem tego turnieju.
Do tej pory wszystkie przebiegły według podobnego scenariusza. Dość spokojna pierwsza połowa i zdecydowany odjazd w drugiej. W żadnym z tych starć ich dominacja nie podlegała kwestii, a grali na jakieś 65-75% swoich możliwości. W tej drużynie jest za dużo talentu, atletyzmu, szybkości, siły i potężnej myśli trenerskiej, żeby dać sobie wyrwać złoto. Co ich motywuje? Jak radzą sobie z utrzymaniem koncentracji na odpowiednim poziomie?
Zapytałem o to Stepha Curry’ego.
„Na razie na naszych szyjach nie wiszą złote medale. To nasza najważniejsza i jedyna motywacja, to pozwala nam skupić się i przygotować mentalnie na każde kolejne starcie. Wygrywamy do tej pory wysoko ale to nie znaczy, że wszystko przychodzi nam łatwo. Gdybyś widział nas w szatni zaraz po meczu – jesteśmy wyczerpani. Wyniki meczów nie pokazują ile energii, sił i zdrowia w nie wkładamy.”
Bardzo mi się podoba to podejście. Bardzo mi się podoba program i pomysł na prowadzenie tej reprezentacji przez Jerry’ego Colangelo i Mike’a Krzyżewskiego. Program ten ma już 9 lat i nie licząc wpadki/falstartu na Mistrzostwach Świata w Japonii (2006), działa wyśmienicie. Działa i pozwala zapomnieć o tych kilku „Dream Teamach” po roku 2000 a przed 2006. Dowodem na to, że Amerykanie nie przyjechali do Hiszpanii na aktywne wakacje, niech będzie pewien fakt z późnego wieczoru, poprzedzającego czwartkowy półfinał.
Oglądałem starcie Francji i Hiszpanii na mieście z kolegą. W pewnym momencie on dostał informację, że w Palau Sant Jordi pojawiła grupa zawodników USA, żeby odbyć dodatkowy trening rzutowy. Nie było go w planach, dlatego trzeba było szybko zorganizować tak zwane zaplecze.
Jeśli chodzi o sam mecz, to wiecie że nie było w nim historii. 43:35 po pierwszej połowie oraz 53:33 w drugiej. Razem 96:68. Możemy porozmawiać o zasłonach, pickach, grze bez piłki. Możemy też odnotować 16 punktów Hardena w samej III kwarcie. Tylko po co? Litwini zostali zatrzymani na 30% skuteczności z gry. Trafili tylko 17 rzutów (oddali 56). Przed całkowitą deklasacją (o ile 28 punktów nią nie jest) i powtórzeniem losów Finlandii i Słowenii uratowały ich nieco rzuty osobiste (32/42). Zapytałem Toma Thibodeau czy jego zdaniem był to ich najlepszy mecz – szczególnie w obronie. On w swoim stylu odpowiedział, że był niezły ale i tak zawodnicy popełnili kilka błędów, których można było uniknąć.
Tak było w hali na kilkanaście minut przed pierwszym gwizdkiem.
Podopieczni Mike’a Krzyżewskiego zdobywają średnio w tym turnieju 101.5 punktu na mecz a tracą 69. Mieli z Finlandią drugą kwartę zakończoną wynikiem 29:2, z Ukrainą też drugą kwartę 30:13, ze Słowenią ostatnią kwartę 33:12 oraz z Litwą trzecią kwartę 33:14. Z 32 kwart łącznie rozegranych w ośmiu dotychczasowych meczach, Amerykanie przegrali tylko 4 a 2 zremisowali. Co tu dużo mówić, tu nie potrzeba zaawansowanych analiz. Amerykanie są po prostu o kilka klas lepsi od rywali. A wiecie, co jest najśmieszniejsze? Że wszystko to będzie bez najmniejszego znaczenia jeśli nie wygrają niedzielnego Finału. Ale to się nie zdarzy. Amerykanie obronią tytuł sprzed czterech lat i… to by było na tyle, jeśli chodzi o moje relacje na żywo. Wszystko co dobre, szybko się kończy. Niestety nie mogę być teraz w Madrycie. W niedziele w Finlandii mam obowiązkową konferencję przedsezonową dla sędziów. Szkoda byłoby stracić pół sezonu dla dwóch meczów – nawet takich meczów.
Dzięki za śledzenie moich relacji, komentowanie i przeżywanie tego razem ze mną. To były szalone dwa tygodnie. Cała przyjemność po mojej stronie… 😀
P.S. Mam trochę materiału zebranego w Hiszpanii więc jeszcze przez parę najbliższych dni będzie ciekawie. Mam nadzieję.