Obejrzyj sobie ten film. To tylko niecałe cztery minuty.
Już? To fajnie. Wrócimy do niego później.
Brutalność policji? Brutalność policji, to jest nośny temat, bo ładnie się sprzedaje w mediach i pasuje do narracji, że biali policjanci urządzają sobie polowania na czarnych. Nie, nie robią tego. Jak czarny policjant zastrzeli innego czarnego, albo jak czarny policjant zastrzeli białego, to z jakiegoś powodu media zazwyczaj nie przelewają swojej atencji na to zdarzenie. A takich sytuacji, według statystyk, jest więcej, niż tych, o których huczą ostatnio media. Z nagraniami sugerującymi, że policjanci w USA są brutalni na tle rasowym w kierunku 'biali do czarnych’, jest trochę tak, jak z narracją, że sędziowie w NBA nie gwiżdżą kroków. Gwiżdżą. Kto ogląda całe mecze, ten wie. Oczywiście na highlightach dobrze sprzedają się kontrowersje. Nie masz fizycznej możliwości zobaczyć nagrań ze wszystkich interwencji policji, więc nie możesz, a raczej nie powinieneś wyciągać daleko idących wniosków, na podstawie incydentów. Tak, incydentów. Zabijanie ludzi, w domyśle czarnych, podczas interwencji policyjnych w USA, to nadal incydenty, mały odsetek ogółu zdarzeń. Są statystyki, które dobitnie, za przeproszeniem, czarno na białym, pokazują faktyczny stan rzeczy.
Postrzelony siedmiokrotnie przez policję Jacob Blake nie jest ani ofiarą, ani męczennikiem. Jest zwykłym idiotą, a w dodatku niebezpiecznym przestępcą. Pan Blake był uzbrojony, miał nóż, nie reagował na ostrzeżenia policjantów, którzy zanim otworzyli ogień, potraktowali go najpierw paralizatorem. Blake, mimo ostrzeżeń, szedł do samochodu po cholera wie co. Pan Blake był poszukiwany za napaść seksualną, a w przeszłości miał na koncie atak na policjantów. Gdyby pominąć kolor skóry pana Blake’a, a także kolor skóry policjantów biorących udział w feralnej interwencji, gdyby skupić się tylko na faktach, to do jakich wniosków trzeba by było dość? Czy naprawdę kolor skóry pana Blake’a była tym, co pchnęło policjantów do otworzenia ognia? Moim zdaniem nie, ale może się mylę.
George Floyd. Pamiętasz? Pijany bądź naćpany, mniejsza z tym, próbował fałszywą 20-dolarówką kupić sobie fajki, co w końcu zrobił. Jasne, nie jest to powód, żeby stracić życie. Jasne, policjanci nadużyli swoich uprawnień. To powinno było skończyć się inaczej. Pełne nagranie z jego zatrzymania, jest najzwyczajniej w świecie smutne. Od samego początku widać, że nie jest trzeźwy, że być może dostał ataku paniki, że jego stan jest ciężki we współpracy. Gdy ogląda się to nagranie, to mając na uwadze, jak się ono skończy, jest go szkoda. Stracić życie za takie coś. Floyd płacze i prosi, żeby policjant go nie zastrzelił, ale ten w swojej pracy, podobnych historii pewnie słyszał wiele. Do czego zmierzam? Floyd, nie straciłby swojego życia, a Blake nie walczyłby w szpitalu o zdrowie, gdyby tylko obaj zechcieli słuchać poleceń policjantów. Czyli czegoś, czego obywatele Stanów Zjednoczonych, ze względu na takie a nie inne prawo, są uczeni od dziecka. Czarni obywatele w szczególności, ale o tym później.
Pod koniec czerwca, pismo New Yorker umieściło na swojej okładce Georga Floyda w zestawieniu z takimi postaciami, jak Martin Luther King, Malcolm X, Rosa Parks, ze sceną z marszu na Selmę, symboliczną sceną z masakry w Tulsie, z nieznanymi niewolnikami sprowadzanymi do Ameryki z Afryki.
Wiesz, co? Gdybym był Afroamerykaninem, to byłoby mi po prostu wstyd! New Yorker dokonał tutaj bowiem dwóch gwałtów oraz zapewne świadomej manipulacji. Jeden gwałt na historii, drugi na logicznym myśleniu. Wykształconych bojowników o wolność i równouprawnienie oraz prawdziwych męczenników w słusznej sprawie, zestawił z gościem o bardzo poszlakowanej opinii, żeby nie użyć gorszych słów!
To coś jakby Sebixa, który w wyniku niefortunnej sekwencji zdarzeń, stracił życie, wrzucać na okładkę jakiegoś polskiego pisma, w towarzystwie Jana III Sobieskiego, Józefa Piłsudskiego, Romana Dmowskiego i symbolicznym grobem nieznanego żołnierza. Rozumiesz to? Bo ja nie.
Musicie pamiętać, lub wiedzieć, jeśli wcześniej nie słyszeliście, że Black Lives Matter jest ruchem, który nie powstał z potrzeby chwili, po śmierci Floyda. BLM jest ruchem, który istnieje od 2013 roku. I nawet w obrębie samych Afroamerykanów zdania na temat sensu jego istnienia, metod i filozofii działania, struktur finansowania, są bardzo mocno podzielone. Ba, sama nazwa ruchu dzieli, zamiast łączyć. Dlaczego nie wszystkie, bez różnicy, życia mają znaczenie? Dlaczego tylko czarne życia mają coś znaczyć? Zadaję to retoryczne pytanie i nie dzieje się nic. Mam nadzieję. To samo pytanie zadał w czerwcu na Twitterze pewien komentator meczów Sacramento Kings. Stracił za to pracę. To nie jest normalne. Tak być nie powinno. Ameryka (i nie tylko ona) ugina się od przerośniętej jak prostata 50-latka, poprawności politycznej. Ruch BLM nie walczy z przyczynami patologii. Zazwyczaj ogranicza się do szumnych protestów, które często przynoszą więcej złego, niż dobrego.
No dobrze, to dlaczego więc wspieram decyzję graczy NBA o bojkocie wczorajszej kolejki spotkań i najprawdopodobniej dzisiejszych też? To, co powyżej, to tylko detale. Zginął facet, który nie powinien był zginąć, biorąc pod uwagę, co zrobił. Inny modelowo pokazał jak nie należy zachowywać się podczas interwencji, bez względu na rasę. Obu chore na poprawność polityczną Stany, uczyniły męczennikami na potrzebę chwili. Co z kolei pchnęło zwykłych rabusiów, do plądrowania i niszczenia miast. Jedni dają się manipulować i idą z tym nurtem, inni widzą ten temat szerzej. Bo problem rasizmu istnieje, prawda? Bo jeśli ktoś twierdzi, że nie, to jest to problem jeszcze większy, niż poprawność polityczna. Rasizm w Stanach Zjednoczonych (i nie tylko tam) istnieje i ma się dobrze. Na rasizmie ten kraj został przecież zbudowany.
Dlaczego wspieram ich wczorajszą decyzję?
W USA powinny zajść głębokie, systemowe zmiany na wielu płaszczyznach. Edukacja, prawo, dostęp do broni, dostęp do wyższych uczelni, więziennictwo, żeby wymienić tylko kilka. W wielu stanach nadal obowiązuje prawo obejmujące różne dziedziny życia, które to prawo niejednokrotnie pamięta jeszcze czasy dzikiego zachodu. I to jest problem. Czy nam się to podoba czy nie, zdrowo działające Stany Zjednoczone, to na ten moment dziejowy naszej cywilizacji, jako taka gwarancja, jako takiego bezpieczeństwa w świecie. Zdestabilizowane Stany, to tonący, który kolejno będzie topił innych. A gdyby ten proces topienia faktycznie się zaczął, to niestety odbywałby się krwawo w skali świata (nie jestem fanem polityki zagranicznej USA od czasów II Wojny Światowej, a właściwie, to niemal od początku istnienia tego państwa. Są odpowiedzialni za wybuchy, lub podsycanie wielu światowych konfliktów, ale to jest osobny temat).
W XXI wieku definicyjne pojęcie rasizmu, definicyjnie pojęci rasiści aż tak palącym problemem nie są. Bo jeśli ktoś wierzy w genetyczną wyższość jednej rasy nad drugą, to zwyczajnie jest ślepy na naukowe fakty. Istnieje jednak coś takiego, jak rasizm systemowy, i nie jest to bynajmniej figura stworzona przez „lewaków”, „lemingi” czy jakieś inne urocze stworzenia z internetowych dyskusji. Rasizm systemowy polega na przykład na tym, że jak, w kolejnym już pokoleniu, żyjesz w getcie, gdzieś w biednej części powiedzmy Bronxu, i jesteś czarny (ale niekoniecznie), to istnieje spore ryzyko, że nigdy w życiu poza swoje getto nie wyjedziesz, bo a) zwyczajnie nie będzie Cię na to stać, b) pójdziesz do gorzej finansowanej, gorzej wyposażonej szkoły, więc szanse na stypendium naukowe, a co za tym idzie, możliwość skończenia studiów, wyrwania się z biedy, znalezienia dobrej pracy, będą bliskie zera. Może nawet być tak, że Twoja czarna rodzina zarabiać będzie podobne pieniądze, jak żyjąca dwie ulice dalej biała rodzina (ale też niekoniecznie biała). Twoja nie będzie mieć szans na kredyt, na lepszą edukację. Oni tak. Zachęcam do zapoznania się z pojęciem redliningu.
Muhammad Ali stracił swój fizyczny prime na odsiadkę w więzieniu i zakaz boksowania, gdy odmówił udziału w wojnie w Wietnamie. Miał 25 lat. Odebrano mu paszport, tytuł mistrza świata oraz licencję boksera. Wrócił do sportu dopiero po trzech latach.
Kto wie, być może w tych „miękkich”, internetowych czasach, czołowi gracze NBA też chcą być zapamiętani, jak kiedyś Ali, Bill Russell i inni sportowcy, którzy faktycznie i stanowczo postawili się systemowi. Nie mają przecież aż tak wiele do stracenia, więc jeśli ma to być pierwszy krok do jakichkolwiek zmian, to relacja ryzyka do nagrody jest chyba opłacalna. Nikt nie wyrzuci ich z ligi, nikt nie postawi im zarzutów, nikt nie posadzi do więzienia. I właśnie w tym i tylko w tym ich wspieram.
Też nie wiem, czego dokładnie chcą (mam na myśli środki, nie cele) i w jakiej formie chcą dalej protestować. Też nie wiem, jak to się rozwinie w najbliższych godzinach, dniach. I też nie wiem, jak to się zakończy. Bo trzeba pamiętać, że liga sama w sobie zrobiła bardzo dużo w tej sprawie. Tak samo, jak właściciele drużyn. Czego dokładnie, na ten moment chcą gracze, nie wiem. Może oni sami do końca jeszcze nie wiedzą.
Przy czym, pragnę podkreślić raz jeszcze, że wspieram ich na ten moment, przy symbolicznym przesiedzeniu, dajmy na to, po jednej kolejce spotkań na daną serię. Moim zdaniem, dalsze bojkotowanie meczów, lub nawet całej „bańki”, byłoby z ich strony nie do końca rozsądne. Choć kim ja jestem, żeby na gorąco oceniać, jakie może mieć to znaczenie w kontekście historycznym? Ali też był krytykowany za swoją decyzję. Gdyby istniał internet, to przejechałby się po nim, jak teraz przejeżdża się po NBA.
Nie uważam, żeby to coś zmieniło natychmiast, ale wierzę w symboliczny wymiar takich działań. Nie odbieram nikomu prawa do wiary w słuszną sprawę. Pomyśl sobie, jaki przebieg mogłoby mieć Powstanie Warszawskie, próby zniszczenia Żelaznej Kurtyny czy inne wielkie wydarzenie w historii, gdyby przed oraz w ich trakcie, najbardziej zaangażowani w sprawę, czytali internet i sugerowali się komentarzami tych, których wyobraźnia i odwaga rzadko kiedy są w stanie wynieść się ponad talerz ugotowanych ziemniaków. Pomyśl o tym. Tak łatwo napisać, że to cyrk, prawda? Tak łatwo napisać, że ktoś uważa, to co uważa, bo dał się zmanipulować, bo nie wie, bo nie do końca coś doczytał. Bo jest jakimś lemingiem, który nie umie myśleć (to mój ulubiony argument, bez względu na temat dyskusji).
A może to Ty nie wiesz, może to Ty nie doczytałeś?
Pewnie byli też tacy, co pukali się w głowy i mówili, że to cyrk, że to nic nie zmieni, gdy Rosa Parks siadała w zamkniętej dla czarnych części autobusu. Zapewne nie miała długofalowego planu. Działała instynktownie, bo miała dość. Tak samo King, tak samo Solidarność, tak samo dzieci z Wrześni. Zaczęło się od tego, że ktoś chciał zmian, że ktoś miał dość. Gracze NBA mają przeogromną platformę popularności do wykorzystania.
Dziwi mnie, że w Polsce, która w swoją historię ma wpisane rozbiory, walkę o wolność, 123 lata nieistnienia na mapie świata, a potem jeszcze pół wieku ciemiężenia, tak łatwo przechodzi się do porządku dziennego w tej sprawie. Nie wspominając o pańszczyźnie, która de facto była formą niewolnictwa. Fascynuje mnie też, że na każdym niemal kroku w polskim internecie, w sekcji rozmawiania o rasizmie w USA, pojawia się postać pana Larry’ego Eldera, czarnoskórego pisarza i dziennikarza. Czyli, że co? Oni to sobie wymyślili? Aha, sorry, nie wiedziałem.
Ja bardzo lubię pana Eldera. On, podobnie jak ja, lubi fakty, a logiczne myślenie jest jego orężem. W tym słynnym w Polsce filmiku o systemowy rasizmie, pan Elder ma rację. Fakty są faktami i nie podlegają dyskusji. Jeśli chodzi o liczby i statystyki, nie jest tak, jak sugerowałyby wściekłe media głównego, poprawnego politycznie, nurtu. I tutaj nie ma żadnej sprzeczności.
Ale posłuchaj tego. Mam czarnoskórych znajomych w Finlandii i Szwecji, którzy po latach gry w koszykówkę i życia w Skandynawii już dawno podjęli decyzje, że do USA nigdy nie wrócą. Mam z wieloma z nich bardzo ciekawe rozmowy o fenomenie N-word, o historii USA w kontekście niewolnictwa, o tym, o tamtym. To jest też okazja, żeby wrócić do filmu z początku tego tekstu. Chris Rock, jak to on, w śmieszny sposób pokazuje coś, co tylko z boku jest śmieszne. Tak wygląda rzeczywistość czarnych w USA. Możesz pomyśleć, OK skoro czarni wiedzą, że tak jest, to niech się stosują, i nie będzie problemu. Ale pomyśl też o tym, że to jest Twoja codzienność. Że pewne rzeczy w USA dzieją się równolegle, jakby w dwóch osobnych światach. Rodzice czarnych dzieci uczą je całego szeregu zachowań, które w pewnych okolicznościach, mogą dosłownie uratować im życie. Białe dzieci tego nie znają. Nie muszą. I to nie tyczy się tylko biedoty. Bogaci czarni atleci, aktorzy czy inni czarni celebryci też się z tym stykają. No chyba, że my wszyscy daliśmy się zmanipulować. Już sam nie wiem.
Czarni nie biegają w USA po ulicach miast, w bluzach z kapturem, żeby sobie pobiegać. Szczególnie po zmroku. To jedna z moich rozmów z pewnym czarnym Amerykaninem z Brooklynu, który od blisko dwóch dekad mieszka w Helsinkach. Powiedział mi kiedyś, że wielkim komfortem jest dla niego świadomość, że ni stąd ni zowąd, może sobie po prostu zacząć…biec. Niby nic, a jednak coś. Że nie musi pamiętać, żeby włożyć komórkę czy dowód, w taką kieszeń, w taki sposób, żeby ich ewentualne wyciąganie w miejscu publicznym, nikomu nie dało cienia podejrzeń, że wyciąga pistolet czy nóż. A już nie daj Boże w obecności policji. To są takie trochę tragikomiczne historie. Pomyśl sobie o tym. O tym poczuciu bezsilności wobec systemu. Czego byś nie zrobił, to w pierwszej kolejności, policjant dostrzeże, że jesteś czarny i przyjmie odpowiednie kryteria do interakcji z Tobą. Policja, już dostając zgłoszenie, wie w jaki sposób będzie podchodzić do sprawy, jakich środków przymusu być może będzie musiała użyć. Do interwencji w Bevery Hills być może wystarczy notes i ołówek. W Compton ołówek i notes mogą nie wystarczyć. Sam fakt posiadania naładowanej broni, może tam rozwiązać wiele spraw.
Jasne, Afroamerykanie, w skali ogólnej, mocno pracują na taką, a nie inną opinię. To oni, mimo że stanowią tylko kilkanaście procent społeczeństwa USA, popełniają większość przestępstw. Pytanie fundamentalne jest tu takie – czy uważasz, że panujący stan rzeczy, jest jaki jest, bo czarni są czarni, i genetycznie mają skłonność do czynów, o których mowa? Więc generalnie niewiele w ich sprawie da się zrobić. Czy raczej jest tak dlatego, że historycznie zostali wrzuceni w bezprecedensowe okoliczności. Prawie 250 lat niewolnictwa, prawie 100 lat segregacji i dyskryminacji (epoka Jima Crowa). To jest prawie 400 lat marginalizowania. Tego problemu nie da się rozwiązać za życia jednego pokolenia. Ale próbować chyba warto?
Istnieje pojęcie mentalnego niewolnictwa. Mocno polaryzujące czarne środowiska. Wielu Afroamerykanów uważa, że ich bracia i siostry w wielu przypadkach sami są sobie winni. Nie robią nic, bo nie wierzą, że coś to da. Są roszczeniowo nastawieni do państwa, a wszystkie swoje porażki tłumaczą wszechobecnym rasizmem. To oni przy okazji różnych zamieszek, plądrują sklepy. Bo im się należy za te setki lat pod białym butem. Są też tacy, którzy bezczelnie grają kartą rasizmu. Wielu czarnych liderów nawołuje do tego, żeby walkę z rasizmem Afroamerykanie rozpoczęli od środka, od swoich małych, lokalnych społeczności. Edukacja, zajęcia dla młodzieży, „pilnowanie” czy na danej ulicy nie pojawiają się narkotyki, gangi i tak dalej. Bieda rodzi patologię, a ta nie zna przecież koloru skóry. Pokusa zarobku i wybicia się szybko, nielegalnie, ale też z narażeniem życia, jest duża. I tu koło się zamyka. 93% zamordowanych Afroamerykanów, ginie z rąk innych Afroamerykanów.
Ja nie wstaję i nie myślę każdego ranka, co tam słychać u czarnych w USA. Nie wierzę, choć chyba chciałbym wierzyć, w możliwość istnienia idealnego, albo choć trochę lepszego świata.
I to tyle z mojej strony w tym temacie…
P.S. W nagrodę za to, że udało Ci dojechać do końca tego tekstu, mój take na temat rasowego zgrzytu na linii Luka Doncic – Montrezl Harrell.
I ja się z Panem, Panie Karolu zgadzam, wydaje mi się to mądrym i słusznym stanowiskiem do obecnej sytuacji.
Świetny tekst. Daje do myślenia
Doceniam rozłożenie sprawy na czynniki pierwsze. Interpretacja też do mnie trafia. Takich głosów nie będzie wiele.
Pełna zgoda 👍
Dziękuję za ten tekst
Fajnie napisane. Różne perspektywy. Widać, że tak jak pisałeś już kilkukrotnie historia USA szczególnie w kontekście niewolnictwa była dla Ciebie w pewnym momencie istotnym tematem do zgłębienia.
A co do Luki i Harrella – z jednej strony masz rację „nic wielkiego się nie stało”, ale jak sam to też mówisz, wszyscy podskórnie czujemy, że gdyby to Luka użył słowa na „N” to narracja byłaby „zupełnie inna” i raczej „coś by się jednak stało”!
Pozdrawiam.
nie no baja, bitch ass white boy looz, ale bitch ass negro juz polityczne ??!! WTF!! symetria???? Hipokryzja!!
Rewelacjny tekst, az jestem w szoku, ze gdzies mozna przeczytac sensowna opinie na ten temat. W pelni sie zgadzam, brawo !
Mam tylko sprostowanie co do Rosy Parks, wg tego co czytałem na jej temat, to siedziała na miejscu dla kolorowych, ale jeśli białych było za dużo, to kolorowi mieli obowiązek ustąpić miejsca, nawet jeśli wcześniej zajęli wolne miejce dla niebialych
Z samym tekstem można się zgodzić natomiast co do fragmentu podcastu to już absolutnie nie. Obecnie mamy czas gdzie temat rasizmu jest na piedestale i jeśli rzeczywiście mówimy o „Equality” to również o taki sytuacjach warto mówić i warto je piętnować. Chciałem przypomnieć, że kilka lat temu gdzie gdzie ów temat nie był, aż tak bardzo grzany liga bardzo surowo zareagowała na dwie sytuacje:
– kibic Utah Jazz krzyczący do Russa: „get down on knees like you used to” co mogło być szeroko interpretowane jednak Russ uważał, że było to rasistowskie i za takie właśnie zostało uznane. Gdyby nie nagrania z komórek pewnie tego tematu by nie było.
– ówczesny właściciel LAC dostał dożywotniego bana i został zmuszony do sprzedaży klubu za słowa, które padły w prywatnej rozmowie, a chodziło o dokładnie „associating with black people”. A było to możliwe dzięki temu, że ktoś nagrał głos, a później opublikował w portalu „plotkarskim”.
Zatem argument, że nie byłoby sprawy gdyby nie close’upy i nagrania jest wybaczcie ale totalnie nietrafionym. Bo gdyby nie nagrania to tych dwóch wymienionych spraw również by nie było, a nikt wtedy nie używał takiej argumentacji.
Co do samego zdarzenia – nikt przecież nie neguje trash talku. Podczas meczów nie tylko koszykówki mówi się różne rzeczy aby wyprowadzić konkurenta z równowagi. Problem polega na tym, że równie dobrze można powiedzieć bitch ass boy. Czy dodanie white zmieniłoby coś w przekazie? No właśnie… Jeśli zaczynasz już wchodzić na temat koloru skóry musisz się liczyć z tym, że będzie to odebrane rasistowsko. Sami właściwie to potwierdzacie mówiąc w podcaście o tym, że gdyby było to w drugą stronę to na pewno byłby to temat polityczny. Czyli dokładnie ta sama sytuacja jest rozpatrywana inaczej jak pada to z ust białej albo czarnej osoby. A to jest nic innego jak przejaw rasizmu. Jeśli naprawdę chcemy z tym walczyć i podejść do tematu równości czyli haseł, które koszykarze noszą na koszulkach w „bańce” to ten temat właśnie powinien zostać dyskutowany szerzej i pokazanie, że nie ma zgody na adresowanie pewnych inwektyw ze względu na rasę/pochodzenie.
@Karol – „Zabijanie ludzi, w domyśle czarnych, podczas interwencji policyjnych w USA, to nadal incydenty, mały odsetek ogółu zdarzeń. Są statystyki, które dobitnie, za przeproszeniem, czarno na białym, pokazują faktyczny stan rzeczy.” To jest niestety nieprawda, nie podajesz też żadnego źródła na poparcie tezy.
Tu masz oficjalne dane podane przez BBC:
https://www.bbc.com/news/world-us-canada-52877678
Odsetek czarnoskórych zastrzelonych przez policję jest nieproporcjonalnie większy w stosunku do populacji. I nie trzeba nawet porównywać do białych, wystarczy spojrzeć na Latynosów. Te liczby dają do myślenia, że nie chodzi tu tylko o biedę, sytuację życiową, ale jednak o kolor skóry. Gdyby w miejscu Floyda albo Blake’a był biały albo śniady gość w koszulce polo i sandałach to stawiam duże pieniądze, że nie doszłoby do tragedii.