Mój turniejowy wyjazd zbiegł się z ostatnią sesją negocjacyjną w NBA. Chciałem wykorzystać ten czas, żeby odciąć się od wszystkiego. Do tej pory śledziłem wszystkie negocjacyjne noce, zjadałem niezliczone ilości gorącej zupy a kładłem się spać z poczuciem bezradności i straconego czasu… "k..a! jest tak blisko a oni nie mogą się dogadać?!"
Czułem, że tamtej piątkowej nocy może być dobrze. Obie strony pokazały mięśnie, były fochy i wytaczanie dział, gracze w końcu odpalili bombę… a po 2 tygodniach skrajnie wyczerpani, początkowo potajemnie usiedli i zrobili ten deal. Po tamtej ostatniej, nieudanej sesji rozmów, kiedy gracze wytoczyli lidze proces, napisałem że jedynym pozytywem maksymalnie beznadziejnej sytuacji, może być fakt, iż pozwy mają to do siebie, że można je wycofać i dogadać się poza sądową salą. Tak też się stało….
Tak, dla graczy deal jest dużo gorszy niż tamten. Tak, mógł być lepszy…. ale….
właściciele mogli i mieli siłę, żeby zagrać o wszystko i pokazać graczom (wielką, czarną dłonią Michaela Jordana) środkowy palec.
Kompromis to sytuacja, w której obie strony poświęcają coś, dla wspólnego dobra. W tej sytuacji geo-politycznej niczego lepszego nie dało się zrobić.
Obudziłem się w sobotę. Pierwsza myśl "mają to? Nie sprawdzam." Nie wytrzymałem. Sprawdziłem. W drodze z jednej hali do drugiej, między meczami, złapałem na ulicy sieć. Pobrałem listę wpisów z Twittera i zacząłem czytać zgodnie z czasem ich nadejścia.
Gracze chcą wrócić do 51% – liga mówi nie. Siedzą już tam 15 godzin. Coś jest nie tak. Przewijam kolejne twitty. Przejaśnia się niebo nad Płockiem. Co? Wstępne porozumienie… nie wierzę. Był już jakiś fantasta przy okazji poprzedniej sesji, który głosił koniec lockoutu. Podobno kolega Davida Sterna, niby smsa dostał od niego wtedy, niby dobrze poinformowany. Przewijam dalej. "Były tam kroki?" – ktoś mnie pyta. "Nie wiem stary, nie obserwuję. Zajęty jestem." – odpowiadam nie odrywając oczu od telefonu.
Przewijam dalej. Pojawia się coraz więcej potwierdzeń – od samych graczy, od ludzi blisko związanych z tematem, których źródła są zawsze potwierdzane 2 razy. Robię uuufffff.
Chciałem szybko wrócić coś napisać – chwila, oni wszyscy już to wiedzą – pomyślałem. Wysłałem kilka smsów.
Wzruszam się. Autentycznie byłem wzruszony. Nie dla siebie. Ja wiem co to jest NBA, co znaczy nie spać po nocach, co znaczy prowadzić zeszyty z wynikami, co znaczy zaczynać dzień od nba.com, co znaczy walić pięścią w udo gdy przegrywa twoja drużyna albo gdy postawiłeś parę groszy na tych, co mieli wygrać a nie wygrali. Wiem jak to jest jeść obiad gorące posiłki o 3 w nocy, jak to jest być później Glenem Ricem i walić trójki do kosza wielkiego jak ocean. Wiem jak to jest wyłączyć po meczu telewizor i z miejsca iść do szkoły. Ja to wszystko wiem, znam… i bardzo mi tego brakowało. Oczy zeszkliły mi się jednak z innego powodu. Bardzo chciałem,, żeby mój 9-letni brat który od bardzo niedawna zainteresował się NBA, też miał szansę tego zaznać. To dla Ciebie brzdącu! To dla Was, to dla mnie. Jeśli masz teraz zamiar odwrócić się od NBA, obrazić za te ostatnie 5 miesięcy i mieć ligę gdzieś… to znaczy, że twoje uczucie dla niej, jest tak słabe jak kolana Grega Odena… i chyba dla wszystkich będzie lepiej jak sobie pójdziesz…
Dress code na 25 grudnia – Sweter,może być rozpinany z przodu, w stonowanych barwach. Uśmiech na ustach, talerz ciepłej zupy i jedziemy z tematem….
1but.pl -> Aż 270 modeli butów do kosza -> Zobacz