To jest tytuł, który przyciągnie Twoją uwagę

Powiedzmy, że jest to takie małe podsumowanie lata. Jak zapewne zauważyliście, nie był to okres zbyt obfitujący w moje teksty. Ale to się zmieni wraz z nadejściem nowego sezonu. Tak myślę. Wrócić do względnej regularności blogowania, to jak wrócić do (jakichkolwiek) treningów (fizycznych) po dłuższej przerwie. W skali ogólnej się chce, ale się nie chce, gdy próbujesz się za to zabrać. Początki a raczej powroty nieco bolą. Nawet tych kilka linijek pochłonęło trochę mojego czasu. Popijam ekologiczny sok z kartonu. Czekam na autobus. Zmarnowałem kolejny dzień.
Zwykle po takiej dłuższej przerwie lubię wjechać z jakimś statement tekstem czyli czymś dłuższym i nie takim suchym jak, dajmy na to, Joffrey Lauvergne w Thunder. To by było dość dziwne. Myślę.

Zanotowałem sobie w notesie sporo tematów, które chciałem poruszyć. W moim słynnym notesie z pomarańczową okładką, która imituje powierzchnię piłki do kosza. Kto widział, ten wie. Niestety nie mam go przy sobie. I niestety nie jest to jedyna rzecz, której teraz przy sobie nie mam a mieć chciałbym.
Dobra, powiem Ci. Zostawiłem torbę na promie. Zorientowałem się za późno. Prom był już w drodze na Alandy a ja w drodze do Sztokholmu. Nie wiem o czym myślałem. Może o przejściu do Thunder Warriors. Walizka jest bezpieczna. Będę ją dziś miał ale straconego czasu nikt mi nie odda. Wierzysz w przypadki? Łapałem okazję. Zatrzymał się dziadek. Jechał dokładnie do Vällingby czyli tam, gdzie będę sędziował od dziś do niedzieli. Od kilkudziesięciu lat mieszka 5 minut od hali. Dobre, co? Wpadnij, jak jesteś w pobliżu.

To
jest to, co uwielbiam w NBA. Tu zaklęte jest całe życie. Uczucia,
relacje między ludźmi, odpowiedzialność, presja, stres, łzy, rozpacz,
zazdrość, złość. Gdy taki szaleniec jak J.R. Smith płacze, jak dziecko,
mówi o rodzinie, o ślepych uliczkach w życiu, z których udało mu się
wyjść, to wzruszasz się razem z nim. Sport uczy, może być inspiracją.
Nie każdy spełni marzenie o grze w NBA ale każdy może w tej lidze
znaleźć okruch siebie, analogie do własnych historii. Może masz dom do
pomalowania, egzamin do zaliczenia, przed sobą trudną rozmowę o czymś
ważnym. Te mecze o 4 rano możesz wziąć jako inspirację, naukę, możesz
zrobić z nich coś dobrego dla siebie. To więcej, niż koszykówka, to
więcej, niż sport.
Tyle wielopoziomowości,
tyle historii do opowiedzenia.” – za pozwoleniem, cytuję samego siebie z ostatniego meczu Finałów.

Tak się akurat złożyło, że z pewnych trzech koszykarskich wyjazdów tego lata, wyłowiłem kilka obserwacji, które można przełożyć na życie codzienne.

Tampere, przełom lipca i sierpnia.

Jakim jesteś człowiekiem, takim jesteś sędzią, trenerem, zawodnikiem itp. Powtarzam to od lat. Potrzebuję kliku minut, żeby poznać człowieka. Rzadko się mylę. Obracam się w terminologii koszykarskiej ale tu możesz spokojnie wstawić cokolwiek w kwestii zawodu.
Jeśli jesteś chamem i prostakiem, to prędzej niż późnej to wyjdzie w nawet błahej sytuacji. Tego się nie da ukryć. Jeśli jesteś kulturalny, na pewnym poziomie, to też będzie można to zobaczyć.

Próbował mi jeden (nie chcę użyć słowa trener przez zbyt duży szacunek dla tego zawodu) wrzucać, zresztą za decyzje partnera, nie moje. OK, miarka się przebrała. Mówię mu – Zakładam, że mało cię to obchodzi ale w tym momencie wykraczasz poza ten mecz, poza koszykówkę. Pokazujesz swoją kulturę a raczej jej brak. Ten mecz się skończy, emocje opadną a to, co zostało powiedziane, to już się nie odpowie. I wychodzi na to, że jesteś chamem bez kultury. Być może prowokujesz mnie bo chcesz dostać dacha. Nie wiem. Dziś ode mnie go nie dostaniesz, bo w ten niedzielny poranek nie mam chęci na chore gierki. Więc pogadaj sobie jeszcze, może ci się poprawi.
Zagotował się. I to mi chodziło. Pamiętaj – jeśli ktoś ci wrzuca a ty chcesz mu zaaplikować klasyczną gaśnicę, to musisz to zrobić na chłodno i spokojnie. Trust me.
Po meczu dalej próbował dyskutować, w sumie nie wiem o czym, nawet mój partner się zaśmiał, że zamiast z nim o jego decyzjach, próbuje czegoś ze mną.
Tampere to fajne miasto. Coroczny turniej Delfin ma swój klimat. Mecze stoją na niezłym poziomie. Spotkać można wielu ligowców. Obecnych i byłych. Jest taka drużyna – Miami – nie od Heat na Florydzie a od nazwy nocnego klubu z tego miasta. O nim później – o klubie nie o mieście.
W Miami grają sami Amerykanie. Dobrze grają ale lubią sobie pogadać. Jeśli wyczują, że masz miękką skorupkę, to ją zwyczajnie rozbiją. Ja lubię ich mecze.
Zagwizdałem faul. Łysy wytatuowany białas – jedyny białas w Miami – złapał się za głowę. „Ale ja go nawet nie dotknąłem.”
„No cóż, skoro tak mówisz, to być może się pomyliłem. Z mojej perspektywy wyglądało to jak 100% faul. Ale wiesz jak to jest – zawodnicy pudłują rzuty, trenerzy podejmują błędne decyzje a sędziowie czasem błędnie gwiżdżą. Zdarza się.” – tak powiedziałem.
Zdaje się, że nie był przygotowany na taką odpowiedź, bo wyraźnie go zamurowało. Być może spodziewał się moich wyjaśnień, typu coś tam z przepisów, co w wielu przypadkach jest komiczne, gdy patrzy się na to z boku oraz frustrujące, gdy jest się tym konkretnym zawodnikiem. „Wow. Jeszcze nigdy żaden sędzia tak mi nie powiedział. Szanuję.”
It’s over. Dyskusja zakończona. Kiedyś wydawało mi się, że ich frustracje i reakcje na pewne decyzje mogą być uzasadnione. Dziś, wraz ze zdobytym doświadczeniem wiem, że zarówno zawodnicy, jak i trenerzy przez cały mecz chcą grać z tobą w swoje chore gierki. Sprawdzają jak daleko mogą się posunąć. Oczywiście nie wszyscy i oczywiście, czasem zwyczajnie to oni mają rację a nie ty. Więc warto nie przeholować z byciem zbyt asertywnym/pewnym siebie. Dawanie dacha nie jest oznaką twojej siły.
Każdego roku, w sobotni wieczór wszyscy spotykamy się w Miami. To taka niepisana zasada i nie ma listy obecności. Klub dla koszykarzy. Dobra muzyka, fajny klimat. Spodobałoby ci się. Zawsze pojawiam się tam z moim kumplem, też sędzią, też Polakiem, też z Finlandii.
Zobaczył nas łysy – ten od faulu, którego mogło nie być – zaprosił na kolejkę mintu. Pogadaliśmy. O koszykówce, o życiu. Oddaliśmy kolejkę, poszliśmy dalej. Pogadaliśmy z trenerem Miami – na co dzień trenerem jednego z klubów fińskiej ekstraklasy. Też Amerykanin. To była jedna z moich najlepszych rozmów o koszykówce ever. On powiedział nam wszystko, my powiedzieliśmy mu wszystko. Może nie było blisko łez ale ta rozmowa miała wartość.
„Bo widzisz, problem jest taki- zacząłem – że wy Amerykanie uważacie, że zawsze macie rację. Bo OK, graliście w NCAA, jesteście po dobrych programach, otarliście się o NBA. Ale uwierz mi są sędziowie, którzy też się na tym znają. Dam sobie uciąć rękę. Tę tutaj rękę, że nie oglądacie w sezonie tyle meczów, co ja. Oglądam basket każdego pier…ego dnia. Czy Ty i Twoi zawodnicy możecie powiedzieć to samo? Wątpię. Tak, masz rację. Są też sędziowie, którzy interesują się sędziowaniem a nie samą koszykówką ale uwierz mi, że nie wszyscy.”
Poruszyliśmy wiele ciekawych wątków. Trener dziękował nam za tę rozmowę. Twierdził, że jeszcze nikt ze środowiska sędziowskiego nigdy z nim tak nie rozmawiał. Powiedział, że otworzyło mu to oczy na pewne sprawy. I jak się okazało następnego dnia, nie było to tylko czcze gadanie.
To te „nieformalne spotkanie”, na których możesz więcej ugrać, niż na niejednej poważnej klinice. To po takich rozmowach przy barze możesz zyskać na szacunku i sporo się nauczyć. Poważnie. Oczywiście o ile potrafisz przestrzegać pewnych reguł i pilnować się. Była też tam grupka sędziów, która trzymała się we własnym sosie. Dla mnie to było średnie ale każdy ma swoją filozofię.

W końcu pojawili się reprezentanci Finlandii i Belgii, którzy parę godzin wcześniej zagrali towarzyski mecz. Salin, Huff, Koponen, Murphy. Wszyscy. To było dość śmieszne bo mój kumpel, z jakiegoś powodu, postanowił zabawić się w mojego PRowca. Podchodził do kolejnych graczy i opowiadał im o moich „działalnościach”. To było coś. Serce Karol!

„A ja go znam.” – krzyknął Sasu Salin. Pamiętam Cię z Hiszpanii i Francji. Nie powiem, było mi miło. „No to dawajcie do zdjęcia chłopaki.” – powiedział Salin. Pstryk.
Z Koponenem pogadaliśmy jak ten co wypił z tym co wypił. Dlaczego nie poszedł do Mavs i o innych rzeczach.
To był fajny wieczór. Wiele naprawdę konstruktywnych rozmów. Wracaliśmy koło 4 nad ranem. Wrzuciłem na FB fotkę z Sasu i Petteri’m. Może widziałeś/widziałaś? Skasowałem ją po po 15 minutach. Po co mi to?
I tu właśnie o tym. Staram się nie oceniać koszykarzy jako
ludzi. Oceniam ich za to kim są i co robią na parkiecie.

Dwa lata temu, w tekście o źle parkującym Gortacie, napisałem: Chcę się wzorować na koszykarzu NBA, gdy jest na
parkiecie i w niedościgniony sposób uprawia ten sport, chcę słuchać
muzyki, którą grają moi ulubieni wykonawcy, chcę oglądać filmy z moimi
ulubionymi aktorami w rolach głównych. Tylko i aż tyle.
Nie
zapytam ich jak żyć, nie poproszę o wychowanie mi dzieci, nie zdziwi
mnie gdy zobaczę ich źle parkujących samochody, pijących alkohol,
gadających głupoty. Oni są też tylko ludźmi – jak my. Moje
zainteresowanie nimi kończy w momencie, gdy schodzą z parkietu, ze
sceny, z desek teatru.
Marcin Gortat (i inni znani ludzie) robi
wiele różnych rzeczy przez 365 dni w roku. Wchodzimy z aparatami i
kamerami w jego życie, gdy tylko powinie mu się noga.”

Zawodnicy USA zostali przyłapani w Rio w, za przeproszeniem, burdelu. Podobno się pomylili. Szukali spa. Mam to gdzieś. Naprawdę.
To nie jest kwestia moralności czy etyki. Nie. Po prostu mnie to nie interesuje. Ktoś słusznie przypomniał, że mój…serce…Kevin Garnett jest gościem z przeszłością. Owszem jest. I być może jako człowiek nigdy nie przypadłby mi do gustu. Być może po rozmowie, dłuższej niż ta w Londynie, powiedziałbym o nim debil. Być może. Dla mnie jednak Garnett, to jest to, co na parkiecie. Tylko i aż tyle. Choć sam uważam, że sportowcem jest się 24 godziny na dobę, 365 dni w roku, a w przestępnym 366. I nie ma przypadku w tym, że Kobe spędził w lidze 20 długich lat, Garnett 22 a taki Steve Francis o połowę mniej. To nie jest kwestia przypadku, szczęścia czy pecha. Jak korzystasz ze swojego ciała, tak ono ci służy. Dla sportowca ciało jest narzędziem pracy – taki wyświechtany slogan ale jakże prawdziwy.
Kotom wydaje się, że samo bycie kotem da im długowieczność. Ale nie zawsze spada się na cztery łapy. Czasem wystarczy być kwadratem a nie kotem. Oddanym kwadratem, który szanuje swoje boki. Mam nadzieję, że nadążasz.

Włocławek, 24 sierpnia.
To był jeden z tych wyjazdów, kiedy najpierw kupiłem loty a potem dopiero zacząłem zastanawiać się jak to logistycznie połączyć. W zasadzie to chyba był to, jak do tej pory, jedyny taki przypadek. 8 rano Sztokholm-Warszawa. Potem autobus Warszawa-Włocławek. Na koniec, tego samego dnia, Włocławek-Warszawa z BlaBla. Lotnisko, lot do Sztokholmu o 6 rano. Autobus, prom, w domu po 15. Następnego dnia lot do Helsinek. Ale o tym później.
To był męczący Włocławek ale nie żałuję wyjazdu. Liczyłem na spotkanie z koszykarską familją z Polski i się nie przeliczyłem.
Spotkałem wiele osób ale najwięcej czasu spędziłem z Michałem Górnym i Michałem Kajzerkiem. Serce dla Was chłopaki. To są ludzie basketu w 100%. Mecze jak mecze. Nic specjalnego. Przykre pustki na trybunach. Może mało atrakcyjni rywale, może coś innego. Może.
Chłopiec wycierał parkiet. Stawiam, że jakiś młodzik Anwilu. Gdzieś tam mu się nie wytarło dobrze. Po stronie ławki naszych. Ktoś ze sztabu zaczął drzeć mordę. Wybacz mój język. Chłopak nie widział. Miał prawo nie widzieć. Tenże sztabowiec podbiegł, przejął mopa. Dobry człowiek pomyślałem. Ale czekaj. Wytarł tam, gdzie młodzik nie widział i…cisnął w niego mopem. Jakie to jest k..a nasze. Im dłużej mieszkam poza Polską, tym coraz bardziej mi to przeszkadza, gdy wracam. Buta, chamstwo, niczym nieuzasadniona wzajemna wrogość. Jak jestem na dzień, tydzień, to mnie śmieszy, ogólnie bardzo boli.
Mimo wszystko staram się być w Polsce tak często jak tylko mogę. Pozdrowienia dla chłopaków z KULu i świdnickiej trójki/piątki.

Ostatni weekend sierpnia, Espoo.
Klinika dla sędziów przed nowym sezonem. Można poprawić swoje notowania lub stracić w oczach obserwujących. Nienawidzę FIBA. Tej filozofii sędziowania. Nie samej koszykówki bo ta jest lepsza, niż myślisz. Jako sędzia chciałbym być niewidoczny. Chcę być elementem gry, o którym się nie mówi. Jak to światło nad parkietem, jak ten środek czystości do parkietu. Tak chcę być tym środkiem czystości. Gdy go nie ma wszyscy marudzą a gdy jest nikt nic nie mówi. FIBA widzi to inaczej. Niestety.
Miałem kilka fajnych meczów. Sporo decyzji do omówienia. A to, co usłyszałem od swoich obserwatorów to, to żebym więcej mówił – rozumiesz? mówił – 15, pchanie, 2 rzuty. Gdy rotuję jako prowadzący, żebym szedł, nie biegł. Rozumiesz? Szedł, nie biegł. O decyzjach, sytuacjach nie rozmawialiśmy prawie nic. Rozmawiamy o rotacjach, o wyciągniętych dłoniach, o tembrze głosu, o długości spodni a nie rozmawiamy o…decyzjach? Tak bardzo się nie zgadzam z tą filozofią FIBA według, której sędzia jest elementem meczu. Ale cóż. By tam być, muszę się podporządkować. „15 niebieski, pchanie, dwa rzuty.”
Dzielę sędziów na dwie grupy – tych, którzy interesują się koszykówką, tak po prostu, oraz tych, którzy interesują się sędziowaniem. W skrócie tym, co powyżej – administracja, wygląd, „widzialność” na parkiecie. Pogadać o NBA? Nope. Kiedy oglądałeś jakiś mecz? Kiedyś.
To jest właśnie to, co psuje obraz sędziego w oczach tych, którzy na baskecie się znają (rozmowa z coachem Miami).

I tak to mniej więcej było tego lata. By the way – właśnie odzyskałem swoją torbę. Jadę do Sztokholmu. Jutro nowy dzień. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że w końcu udało mi się dać ujście tym myślom. Mam jakieś zdjęcia i filmy z tych trzech evetów ale w tym momencie nie mogę po nie sięgnąć.
Zatem…

https://s3.amazonaws.com/images.sheetmusicdirect.com/Product/smd_140190/large.jpg

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.