Jak co roku, podejmuję się próby uporządkowania drużynowego układ sił w NBA. Przedwczoraj zacząłem od Konferencji Wschodniej. Teraz na warsztat biorę Zachód. Zachód jest dziki, zachód jest zły. Zachód jest ciężki do grani i do typowania. Tam się tyle może wydarzyć. Ale to bardzo dobrze! Dla nas, kibiców, to fantastyczna wiadomość. Na Zachodzie będzie się działo. 14 z 15 organizacji będzie chciało wygrywać, albo raczej nie będzie chciało przegrywać. I sam ten fakt jest bólem głowy przy układaniu tabeli. Ale takim pozytywnym bólem. Jeśli takie istnieją…
1. Los Angeles Lakers. Mam trochę problem z umiejscowieniem Lakersów. Są moim głównym faworytem do tytułu, ale w kontekście sezonu regularnego, to tak historycznie, ekipy LeBrona Jamesa, które sięgały po tytuł, w sezonie kolejnym miały ciężko, żeby zmotywować się na rundę zasadniczą. Myślę, że podobnie może być i tym razem. Tym bardziej, że między ostatnim meczem Finałów, a pierwszym meczem nowego sezonu, było tylko 71 dni przerwy. I wcale mnie nie zdziwi, jak LeBron i koledzy przystąpią do play-offów z dalszych miejsc. Podejrzewam, że zarówno A.D. jak i LeBron, szczególnie on (za tydzień kończy 36 lat!), spokojnie będą wchodzić w ten sezon. Ale koniec końców Lakers są za dobrzy, żeby nie wygrywać. Są za mądrzy, żeby nie skorzystać z możliwości zapewnienia sobie przewagi własnego parkietu. Kto by nie stał naprzeciwko, każdy ewentualny mecz 7 najlepiej jest grać u siebie.
2. Utah Jazz. Mówisz, że za wysoko? Patrzę na skład Jazz i widzę rotację 8-9 kompetentnych koszykarzy, z których każdy coś przynosi do stołu. Spodziewam się dalszego rozwoju Donovana Mitchella. Nie spodziewam się kolejnego tak bezbarwnego sezonu Mike’a Conley’a, wszak już w bańce wyglądał dużo lepiej, niż w rundzie zasadniczej. Wraca zdrowy Bodganovich, a to jakby do drużyny z bańki dodać gościa, który jest strzelcem przez duże S, który może i poczekać na piłkę w roku i samemu wykreować dla siebie rzut. Podoba mi się powrót Derricka Favorsa, którym można grać na kilka sposobów. Jazz mają aspiracje, żeby zaistnieć w play-offach. Przewaga własnego parkietu do ogromna wartość dla drużyny z Salt Lake City. Nawet gdyby nadal trzeba było grać bez kibiców.
3. Los Angeles Clippers. To jest sezon „sprawdzam” dla dwóch, sprzężonych ze sobą elementów – zdolności przywódczych Leonarda i George’a oraz skali profesjonalizmu organizacji Clippers. Rok temu klub pozwolił swoim dwóm gwiazdom chadzać po atłasowych poduszeczkach przez cały sezon. Chuchano na nich i dmuchano. Ludzie żyli mitem, że Kawhi może na swoich szerokich plecach zabrać drużynę do Finałów. Ruchy kadrowe Clippers w przerwie między sezonami były co najwyżej średnie, ale nadal jest to skład z graczami top 5 i top 10 ligi. A czegoś takiego nie ma 28 pozostałych ekip NBA.
4. Denver Nuggets. Może być wyżej, raczej nie powinno być niżej. Choć wiesz, to jest Zachód. Tu 3-4 wygrane mogą dzielić jakieś sześć miejsc w tabeli. Jamal Murray grał w tamtym sezonie regularnym za 18 punktów. W bańce za 26. Jeśli bliżej mu będzie do tej wersji z Florydy, to Nuggets będą bardzo groźni i bardzo dobrzy. Szkoda, że nie udało im się zatrzymać dobrego defensora Torrey’a Craiga. Lukę po Grancie może z powodzeniem zapełnić dwa razy tańszy Green. Jeśli MPJ wystrzeli z formą i talentem, to w Kolorado mogą dziać się wielkie rzeczy. Tak długo, jak jest tam Jokic, tak długo Nuggets nie zejdą poniżej pewnego poziomu.
5. Portland Trail Blazers. Przed sezonem 2019-20 Blazers stracili niemal wszystkich swoich skrzydłowych. Zapłacili za to wysoką cenę. W bańce musieli stoczyć dramatyczną walką o udział w play-offach. Przed tymi rozgrywkami naprawili swój błąd. Covington, Jones Jr, Giles, wracający do zdrowia Hood to ogromne załatanie ogromnej dziury na tych pozycjach sprzed roku. Zdrowy Nurk dostaje solidnego zmiennika w postaci Kantera. Nie widzę jakichś scenariuszy na dramatyczny upadek tej rotacji.
6. Dallas Mavericks. Jest Luka, który zapewne zagra kolejny wielki sezon, potem jest chwila przerwy, żeby nie powiedzieć luka. Dalej jest Porzingis i jego niepewne zdrowie. Potem Hardaway, Richardson oraz cała grupa niegłupich koszykarzy. Sama obecność Doncica sprawia, że talent jego kolegów będzie wyciśnięty do ostatniej kropli. Rzecz w tym, że w tym składzie Mavs nie ma go nieskończenie wiele.
7. Golden State Warriors. Ta organizacja zainwestowała historycznie duże pieniądze w obecny sezon i to już po tym, jak ścięgno Achillesa zerwał Klay Thompson. Czy to znaczy, że oni widzą coś, czego nie widzi nikt inny? Może. A może po prostu są obrzydliwie bogaci (bo są) i nic nam do tego. Może zbyt mocno wierzę w siły już 32-letniego Stepha, może niepotrzebnie wierzę, że Draymond Green ma jeszcze trochę pary w swoich nogach. I wreszcie, może zbyt naiwnie wierzę, że Andrew Wiggins w tej rotacji, w tej kulturze organizacji, zwolniony z roli lidera, będzie w stanie wejść poziom wyżej ze swoją grą.
8. Phoenix Suns. Przyjmuję założenie, że 35-letnie ciało Chrisa Paula da radę sprostać trudom sezonu. Wiem, że to może być złudne założenie, bo rok temu w OKC, 34-letni Paul robił rzeczy, których w historii NBA, rozgrywający w jego wieku nie robili. Czy zatem nie jest nieco naiwne z mojej strony zakładać, że Paul fizycznie jest w stanie zrobić to drugi rok z rzędu? Może i tak. Czas pokaże. Jestem więcej, niż pewny, że dzięki obecności Paula, gra Bookera wejdzie na jeszcze wyższy poziom. Odciążony z obowiązków grania z piłką, wsparty tonami doświadczenia, otworzy oczy na aspekty gry, których nigdy wcześniej nie dostrzegał, o których nikt wcześniej mu nie mówił. Mam nadzieję, że DeAndre Ayton oglądał w ostatnich tygodniach taśmy z meczów dawnych Clippers i bacznie przyglądał się współpracy CP3 i DeAndre Jordana. To go czeka. To będzie szorstka przyjaźń, ale nagrodą za to będą półdarmowe loby pod sam kosz, dużo, bardzo dużo z gry. A przecież Ayton już jest lepszy w ataku, niż DJ kiedykolwiek w swojej karierze.
9. New Orleans Pelicans. W różnych scenariuszach tej tabeli miałem ich na miejscach od nawet 6 do 10. W sumie, to samo zdanie mógłbym wrzucić do opisu kilku innych drużyn Zachodu. Tak, Zachód jest ciężki do typowania. Samo przyjście Stana Van Gundy’ego powinno być pozytywnym bodźcem do zrobienia kroku do przodu. Patrzę na ich skład i jestem trochę na siebie zły, że mam ich tak nisko. To może pójść w kilka stron, a wiele zależeć będzie od umiejętności utrzymania zdrowia przez Ziona (chciałem też dodać wagi, ale to jest pogląd za bardzo wyświechtany), tego jak dobry będzie Ingram, jak daleko/blisko ma do swojego sufitu możliwości oraz tego, czy Ball w swoim rozwoju będzie szedł śladem Jasona Kidda, czy po prostu stanie się jednym z wielu (tylko) niegłupich rozgrywających.
10. San Antonio Spurs. Kurczę, nadal nie śmiem stawiać przeciwko drużynom Gregga Popovicha. Może znów popełniam błąd (rok temu miałem ich w ósemce), ale ten skład nadal nie wygląda źle. 31-letni DeRozan w roku kontraktowym, brzmi mi jak sezon na poziomie All-Star. Tym bardziej, że rok temu zrobił „po cichu” 22/5/5. Aldridge, mimo 35 lat, to nie tylko napis na koszulce. Nie będę wymieniał całego składu Spurs, ale patrzę na tę rotację i widzę sporo dobrego. Sam nie wiem, ale nie mogę doczekać się jak to faktycznie będzie tam wyglądać.
11. Houston Rockets. Tutaj trzeba by było postawić gwiazdkę. Jeśli James Harden zostanie i będzie chciał grać, to play-offy są niemal pewne. Jeśli do momentu transferu, przez kilkanaście meczów, będzie próbował sabotować grę Rockets, to ci mogą zagrzebać się w łajnie po uszy, z którego na Zachodzie ciężko się wygrzebać. Jeśli w miarę szybko i sprawnie ten problem zostanie rozwiązany, to sezon 2020-21 można jeszcze uratować. Na razie średnio to wygląda. Choć oczywiście media robią z tego większy dramat, niż on w rzeczywistości jest. Ale przecież o to właśnie chodzi Hardenowi i jego agentowi.
12. Minnesota Timberwolves. Nie za dobrze czuję się z tym typem. Czuję w kościach, że mam ich za nisko. Czołowy center ligi, rozgrywający, który jest dużo lepszy, niż średni. Dalej rzucający obrońca, który grał w Meczu Gwiazd, jedynka draftu. Przyznaję, że na papierze wygląda to całkiem ciekawie. Problemy ma tu (przynajmniej) dwa – jeszcze nigdy nie widziałem KATA grającego w defensywie, D’Lo zresztą też. Poza tym nie wiemy, jak w koszykówce NBA wyglądać będzie Edwards. Ten skład do pewnego stopnia mnie intryguje. Myślę, że marzenia o (choćby) załapaniu się do dziesiątki nie są niczym szalonym, ale wyjściowo mam ich tutaj.
13. Memphis Grizzlies. Pozytywnie zaskoczyli w tamtym sezonie, ale nie poszli za ciosem i nie wzmocnili składu. Spodziewam się, że Ja Morant wyniesie swoją grę na kolejny poziom, ale przecież game plan defensywy rywali będzie skupiał się głównie na nim. Jaren Jackson Jr. i Justice Winslow zaczynają sezon na liście graczy kontuzjowanych. I to jest problem. Pewnie nie w skali ich karier, ale w skali tego sezonu i kolekcjonowania cennych wygranych. To nadal będzie bardzo poprawny basket coacha Jenkinsa, ale trochę będzie brakować wykonawców planu.
14. Sacramento Kings. Przepraszam najmocniej, ale nie mam komentarza do tej drużyny. Poważnie mówię. I nie chcę przez to pokazać jakiegoś swojego oburzenia czy zdegustowania tą organizacją. Tak po prostu, oni nigdzie nie idą w tym sezonie. Tak samo, jak nigdzie nie szli w poprzednim i dwa lata temu. Są zbyt dumni, żeby nie powiedzieć głupi, żeby porządnie zatankować. Na siłę próbują być…no właśnie jacy? Średni? Wiele pozytywnych scenariuszy musiałoby stać się rzeczywistością, żeby ta drużyna dobiła do dziesiątki. A nawet gdyby, to co im po tym?
15. Oklahoma Thunder. To jest idealny moment dla tej organizacji, żeby zatankować. Nigdy nie chcieli robić tego swojej fan bazie, w obawie, żeby ich nie stracić. Wiadomo, małe rynki muszą szanować każdego zarobionego dolara i kibica, który je przynosi. W tym, pandemicznym sezonie bez kibiców (przynajmniej na początku) bez względu na wyniki, hale i tak będą puste. Więc do dzieła, Thunder. Czas na reset! A jeśli na jakimś etapie rozgrywek fani wrócą, to podejrzewam, że zrozumieją o co ta gra się toczy. Stracili CP3, Schrodera, Gallinari’ego i Adamsa, czyli główne filary zeszłorocznego sukcesu. Z dobrych rzeczy do oglądania będą tu: dalszy rozwój SGA z jednoczesnym pytaniem gdzie jest jego sufit, co nowego pokażą Luguentz Dort i Darius Bazley.
* Tekst napisałem oryginalnie dla portalu Unibet.