(Za)morskie przemyślenia

Nie miałem przy sobie grosza gotówki, kartą się nie dało płacić. Czekał mnie więc przymusowy spacer. 10 kilometrów z 27kg torbą (dobrze, że z kółkami) i 7kg plecakiem (bez kółek). Mogłem próbować łapać okazję i zapewne prędzej czy później ktoś by się zatrzymał ale nie zależało mi na tym za bardzo. Żaden problem. Pogoda dobra do spacerowania. Miałem czasu aż nadto. Jestem w dobrej formie. Odpaliłem sobie audiobooka na mojej nieczęsto używanej empetrójce. O ironio – "Idiotę" Fiodora Dostojewskiego.
Dotarłem do celu. Podłączyłem się do sieci. Chciałem wrzucić coś na blog ale po dwóch godzinach snu i przymusowym marszu nie miałem pomysłu na nic ciekawego.

Nie chciało mi się pisać, że Mike Woodson stracił pracę. Że stracił ją też Ty Corbin, który gdy był koszykarzem znany był jako Tyron. Od kiedy pojawił się w Utah, zawsze zastanawiało mnie gdzie podział się jego "Ron" i dlaczego tak łatwo zgodziliśmy się na Ty’a. Tak samo jak – a może nie tak samo – dlaczego tak łatwo i szybko przeszliśmy do porządku dziennego po tym jak Mariusz Putin zajął Krym.

W lidze ostatnio, zdarzyło się kilka rzeczy które śmiało nadawałyby się do "wieści garść" ale w takiej a nie innej sytuacji geopolitycznej po prostu już mi się nie chciało. Rick Adelman skończył karierę i o tym należałoby coś napisać. Trzy dni po fakcie to już odgrzewany kotlet więc nie ma sensu (?).

Chciałem w lutym napisać o Davidzie Sternie gdy odchodził ale zanim się zorientowałem było już miesiąc po fakcie. Pomyślałem, że dodam do tytułu coś w stylu "nie zapomniałem" i będzie ok ale wtedy minął drugi miesiąc. Postaram się zrobić coś na rocznicę odejścia – o ile jeszcze będę prowadził ten blog.

Czasem zastanawiam się czy to wszystko ma sens. Nie mam na myśli swojego życia. Z niego jestem zadowolony – za większość złych rzeczy, które mi się przytrafiły jestem odpowiedzialny ja sam. Odjąć je i wychodzi całkiem niezły obraz. Nie mogę narzekać. Kasyna omijam łukiem i staram się zakładać już tylko o kebaby, lody i czekolady. Szkoda pieniędzy.

Mówiąc o sensie mam na myśli ten blog. Po tylu latach nadal szukam swojej blogowej tożsamości. Nie mam szans być codziennie na czasie. Czasem jestem i zawsze z tego się cieszę, że czytasz coś u mnie jako pierwszy/pierwsza w kraju.
Niestety za dużo jeżdżę – niestety dla płynności bloga bo dla mnie jest w porządku.
Jeśli nie mogę być zawsze na czasie to też nie mogę być traktowany jako główne źródło informacji. Wychodzę z założenia, że jak mam pewną, (nawet sporą) grupę odwiedzających, to muszę ich szanować. Po coś tu wchodzą.

Rozmawiałem w Maroku z Tracy’m. Gdy nie był zajęty bieganiem a ja jego gonieniem, spędziliśmy wiele godzin na rozmowach na różne tematy. Oczywiście z NBA na czele. Bardzo miło mi było kiedy powiedział na jednym z pagórków Gór Atlas – Karol, Twój blog jest właśnie taki. Taki jak masz w nazwie – "opiniotwórczy". Really? Jeśli sprinter mówił szczerze to znaczy to dla mnie bardzo wiele – chyba zawsze o to mi chodziło.

Karol Mówi – a Ty pod blokiem, w słownej rozgrywce o lidze dajesz mata – strzelasz w twarz bezbronnym kolegom moją opinią i niszczysz. I jest over czyli koniec.

Oczywiście, że przesadzam. Bo kim ja jestem? Mimo wszystko NBA jeszcze jest daleko. Jestem wprawdzie milion kilometrów bliżej w porównaniu z tym gdzie zaczynałem ale podróż jeszcze nie skończona. Po przygodzie z eurobasket.com, gdzie poznałem osobiście wielu zawodników, trenerów i agentów zrobiłem wielki krok. A potem kolejny po wyprawach na NBA na żywo, gdzie uzbrojony w akredytację, zrobiłem chyba więcej niż marzyłem i początkowo zakładałem. Dorobiłem się paru "informatorów" ale to jeszcze daleka droga do tego, gdzie chcę i czuję że mogę być.

Chciałbym zarabiać na tym blogu – jakby się dało – cytując klasyka. To nie jest coś, co spędza mi sen z powiek ale myślę sobie, że ludzie którzy zarabiają realizując swoje pasje muszą być bardzo szczęśliwymi ludźmi. Fajnie byłoby być jednym z takich. Chyba nie ma nic złego w myśleniu w ten sposób?

Mam w głowie kilka koszykarskich projektów i w zasadzie nic nie stoi na przeszkodzie w ich realizacji – przynajmniej w podjęciu próby.
Może sam sobie stoję na przeszkodzie – ja i moje zbyt lekkie podejście. W szeroko rozumianym dziennikarstwie trzeba chyba mieć w sobie trochę "sku…syństwa" albo wujka w TVN’ie, żeby osiągnąć coś konkretnego. Ja na pewno nie mam tego drugiego, pierwszego też raczej nie.
To nie jest takie zajęcie jak dajmy na to praca elektryka – przychodzisz robisz robotę, którą można przełożyć na coś konkretnego.
Tu za dużo rzeczy jest płynnych, zmiennych i umownych – czy jedno pisanie/mówienie jest lepsze od innego pisania/mówienia. Na czym polega ta lepszość? Jak ją zmierzyć, zważyć, ocenić?

Nie mam nic do nikogo ale jak dookoła widzę w mediach straszne zubożenie języka polskiego zarówno w mowie jak i piśmie to zastanawiam się kto dopuszcza takich ludzi do głosu. Już dawno wyzbyłem się myślenia – dlaczego mnie tam nie ma. Myślę czasem – szkoda, że mnie tam nie ma. Ale jak pisałem wcześniej, podchodzę do tego z dystansem i bynajmniej nie miewam przez to bezsennych nocy.

Wysłałem swego czasu swoje CV do C+ i w kilka innych miejsc. Nikt nie odpisał. W Anglii nawet na wakat dotyczący czyszczenia toalet zawsze odpisują. Ale nie jesteśmy w Anglii – jak powiedział mi pewien prezes na pytanie ile chciałbym zarabiać w pewnym sieciowym sklepie ze sprzętem sportowym po tym, jak przeszedłem kilka etapów zaawansowanej rekrutacji. Ostatecznie nie doszliśmy do porozumienia. Pojechałem sprzedawać lody do Niemiec. On zaproponował mi 900zł brutto. Jeśli było to minimum dla weterana, to gdzie byli Pierce i K.G. i obietnica walki o tytuł? 
 
Ten wpis miał być zupełnie o czymś innym ale po pierwszych kilku zdaniach kierunek zaczął mi się podobać więc dałem się porwać nurtowi. Wychodzi na to, że na promach dobrze mi się pisze.
Za dwie godziny będę w "domu".
Zobaczymy jak będzie z formą. Może podejmę próbę oglądania play-offów ale coś czuję, że pierwsza połowa będzie na dziś moim maksimum. Wiesz, młodszy już nie będę.

P.S. Przyjechały nagrody, brat przesłał mi zdjęcie. Książki o LeBronie na dniach. Innych wymienionych, obiecanych rzeczy nie fotografujemy bo po co?
Mogą być? Jeśli obciachem będzie dla Ciebie jej noszenie, że K jak Karol, to mów, że Koszykówka, że Kobe, że Korver coś wymyślisz.
Hasło mi się podoba. Wymyśliłem je na długo przed założeniem bloga. Tu chyba obciachu nie ma. Dobrej nocy…

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.