Zapraszam na drugą część mojego przeglądu dziesięciu najlepszych meczów Michaela Jordana. W pierwszej prezentowałem mecze z miejsc 10-6. Dziś 5-1 oraz mecz bonusowy. Cześć pierwsza TUTAJ.
5. Mecz nr 1, Finały 1992 roku.
Żeby dobrze oddać i zrozumieć to , co wydarzyło się w tym meczu, trzeba przytoczyć realia rozgrywek 1991-92. NBA jest ligą napędzaną przez gwiazdy, ich historie, ich rywalizacje. Jedną z narracji tamtego czasu było szukanie, czasem trochę sztucznie i na siłę, czegoś do debaty wokół postaci Michaela Jordana i Clyde’a Drexlera. Dwóch przebojowych, atletycznych rzucających obrońców. Obaj prowadzili swoje drużyny do wygranych, obaj regularnie, swoimi wsadami, dostarczali materiału do najlepszych akcji kolejki. Jordan i Bulls byli najlepszą drużyną Wschodu, a Drexler i Blazers Zachodu. Obaj zagrali w Meczu Gwiazd. Obaj zostali wybrani do najlepszej piątki sezonu. No i przecież, parę tygodni po Finałach, obaj zasilili skład „Dream Teamu” podczas Igrzysk Olimpijskich w Barcelonie. No i przecież, podczas draftu 1984 roku, Blazers nie wybrali Jordana z drugim numerem, bo w składzie mieli już Drexlera.
Jordan skończył sezon 1991-92 ze średnimi na poziomie 30.1 punktu, 6.4 zbiórki, 6.1 asysty oraz 2.3 przechwytu. Został królem strzelców oraz MVP rozgrywek. Z kolei Drexler notował w każdym meczu po 25 punktów , 6.6 zbiórki, 6.7 asysty oraz 1.8 przechwytu. Był jednak jeden element gry, w którym Clyde, zdaniem obserwatorów, był lepszy od Michaela. Były to rzuty za trzy punkty. Jordan, przez cały sezon 1991-92 trafił tylko 27 trójek. Drexler 114. Jordan uważał, że nie jest w tym elemencie koszykarskiego rzemiosła słabszy, po prostu gra w inny sposób. Poza tym Jordan nie lubił porównywania go do Drexlera. O ile go lubił i szanował jego grę, o tyle odbierał tego typu porównania za swego rodzaju zniewagę. Uważał, że jest o wiele lepszym graczem od lidera Blazers.
Finały 1992 roku były idealną okazją, żeby to udowodnić. Do czasu meczu otwarcia finałowej serii, w ciągu 16 meczów wcześniejszych rund play-offs, Jordan trafił tylko pięć razy za trzy punkty. Przed meczem wiele mówiło się o tym, że Jordan będzie musiał poświęcić nieco ze swojej gry w ataku, bo przecież będzie musiał kryć Drexlera. Tyle, jeśli chodzi o tło historyczne…
Po dwóch kwartach tego meczu, Jordan miał już na koncie 35 punktów i aż sześć celnych trójek. Gdy trafił ostatnią z nich, wykonał słynny gest ramionami, jakby chciał powiedzieć coś w stylu „przecież mówiłem Wam wszystkim, że umiem rzucać. O co tyle hałasu?” Gest ten zapisał się w historii jako „Jordan Shrug” albo „The Shrug Game”. MJ pokazał, że umie, po czym schował swoje rzucanie z dystansu na później. W kolejnych pięciu meczach tych Finałów, trafił już tylko sześć trójek (17 za całe play-offy 1992).
Bulls prowadzili do przerwy 66:51. Trzecią kwartę wygrali 38:17. Jordan dorzucił w niej cztery punkty. Jego linijka statystyczna za to spotkanie wygląda tak: 39 punktów (16/27 z gry, w tym 6/10 zza łuku), 11 asyst, 3 zbiórki, 2 przechwyty.
35 punktów w ciągu jednej połowy meczu, to to dziś rekord jeśli chodzi o Finały. Sześć trójek w jednej połowie było rekordem aż do 2010 roku (Ray Allen trafił siedem trójek w meczu nr 2, w finałach Lakers-Celtics).
4. Mecz nr 2, pierwsza runda play-offs 1986 roku.
20 kwietnia 1986 roku, „sam Bóg przebrany za Michaela Jordana” rzucił 63 punkty legendarnym Boston Celtics, w drugim meczu, pierwszej rundy play-offs. Jest to do dziś niepobity rekord strzelecki w postseason. Bulls przegrali tamto starcie po dwóch dogrywkach 135:131, a całą serię 3:0. Celtowie, prowadzeni przez Larry’ego Birda, Kevina McHale’a, Dennisa Johnsona, Danny’ego Ainge’a i Roberta Parisha przegrali w tamtych play-offach tylko trzy mecze i sięgnęli po mistrzowski tytuł.
Tamta seria, to było klasyczne spotkanie Dawida z Goliatem. Celtowie wygrali w rundzie zasadniczej 67 meczów i przystąpili do play-offów jako najlepsza drużyna ligi, jako silny faworyt do mistrzostwa. Bardzo chcieli odzyskać tytuł po porażce w sześciu meczach, w serii z Los Angeles Lakers w 1985 roku. Jak się później okazało, był to trzeci i ostatni tytuł dla Larry’ego Birda, oraz przedostatnia wycieczka do Finałów. Tamten skład Celtów uważany jest za jedną z najlepszych ekip w historii NBA.
Bulls z kolei wygrali tylko 30 meczów w rundzie zasadniczej sezonu 1985-86, a ich awans do najlepszej ósemki Wschodu nie był pewny niemal do samego końca rozgrywek. Był to pechowy sezon dla Michael Jordana. Już w trzecim meczu rozgrywek, swoich drugich w NBA, złamał kość w lewej stopie. Wrócił dopiero w połowie marca. Ostatecznie wystąpił tylko w 18 meczach, siedem z nich zaczynał z ławki. Klubowi lekarze nałożyli na niego ograniczenia. Mógł grać tylko po 14 minut w meczu – po siedem w każdej z połów.
Na serię z Celtics ograniczenia minutowe zostały zdjęte.
Po pierwszym meczu, wygranym przez Celtów 123:104 zdawało się, że nic wielkiego w tej serii się nie wydarzy. Jordan zdobył w tamtym spotkaniu 49 punktów. Mało kto spodziewał się, że drugoroczniak, wracający po poważnej kontuzji stopy, będzie w stanie powtórzyć podobny wyczyn. A skoro jego wybitny ofensywnie występ nawet nie zagroził wielkim Celtom, wszyscy spodziewali się spaceru w wykonaniu doświadczony weteranów, którzy grali przed własną publicznością.
Trzydniową przerwę między meczem pierwszym i drugim, Jordan wykorzystał między innymi na grę w golfa.
Dzień przed meczem grał z nim Danny Ainge. Jordanowi nie szło tego dnia. Przegrał z Ainge’em trochę pieniędzy. Obaj nie szczędzili sobie trash talkingu. Po skończonej grze samochód odwiózł Ainge’a do domu, a Jordana do hotelu. Jordan na odchodne rzucił do Ainge’a: “Powiedz DJowi, że jutro będę miał coś dla niego.”
Dennis Johnson był w tamtych czasach uważany za jednego z najlepszych defensorów w NBA. W meczu drugim nie miało to żadnego znaczenia. Ani Johnson, ani nikt inny, kogo Celtics wysyłali tamtego wieczoru na matchup z Jordanem nie byli w stanie dotrzymać mu kroku.
63 punkty (22/41 z gry), 5 zbiórek, 6 asyst, 3 przechwyty, 2 bloki. I jedna duża ciekawostka.
“To Bóg przebrał się za Michaela Jordana.” – powiedział po tamtym meczu Larry Bird.
Za całą serię z Bostonem, Jordan zaliczył średnie na poziomie 43.7 punktu, 6.3 zbiórki, 5.7 asysty, 2.3 przechwytu oraz 1.3 bloku. Trafiał 50% rzutów z gry, 87% z linii.
3. Mecz nr 5, pierwsza runda pley-offs 1989 roku.
Mecz, w którym Michael Jordan wykonał słynny “The Shot” ponad kryjącym go Craigiem Ehlo. Byki jako “szóstka” wyeliminowali z play-offów wyżej notowanych i faworyzowanych Cavs. Dla 26-letniego wówczas Jordana był to pierwszy game-winner w karierze w play-offach.
Cavs w rozgrywkach 1988-89 pokonali Byki we wszystkich czterech starciach w ramach rundy zasadniczej. Wygrali 57 meczów (o 10 więcej niż Bulls) i z takimi zawodnikami w składzie jak Ron Harper, Mark Price, Brad Daugherty czy Larry Nance przystępowali do postseason jak faworyci serii.
Jordan po raz trzeci z rzędu został królem strzelców (32.5 punktu na mecz), ale jego indywidualne sukcesy w żaden sposób nie przekładały się na sukcesy drużyny. Na cztery wcześniejsze wizyty Bulls w play-offach z Jordanem w składzie, aż trzy z nich kończyły się na pierwszej rundzie.
Tym razem było inaczej. Tym razem historia NBA tworzyła się i zapisywała złotymi literami na oczach kibiców zgromadzonych w hali Richfield Coliseum w Cleveland oraz przed telewizorami.
44 punkty Jordana i rzut na wygraną, na awans do drugiej rundy.
Jordan leciał w górę a kiedy osiągnął swój pułap, postanowił zaczekać w powietrzu, aż kryjący go Ehlo opadnie na parkiet. Warto też przypomnieć sekwencję zdarzeń, która miała miejsce nieco wcześniej, a zupełnie została zapomniana przez historię. Na sześć sekund przed końcem meczu, Jordan trafił rzut, który dawał Bulls prowadzenie 99:98. Trzy sekundy później trafił Elho na 100:99 dla Cavs.
2. Mecz nr 5 Finałów 1997 roku. Flu Game.
11 czerwca 1997 roku miał miejsce mecz zapamiętany przez historię jako “Flu Game”. Po czterech meczach Finałów 1997 roku, w rywalizacji Chicago Bulls – Utah Jazz było 2:2. Piąte starcie grano na piekielnie trudnym dla gości parkiecie w hali Delta Center w Salt Lake City.
Michael Jordan kilkanaście godzin wcześniej dostał…no właśnie czego? Dla tej historii nie jest to aż tak istotne. Bez względu na to, czy to była grypa żołądkowa, zatrucie pokarmowe po zjedzeniu pizzy, czy cokolwiek innego. Fakty były takie, że Jordan był odwodniony, miał wysoką gorączkę i duże kłopoty z podniesieniem się z hotelowego łóżka. Ludzie, którzy widzieli go tamtego dnia byli pewni, że nie zagra.
Jazz wygrali pierwszą kwartę 29:16, ich najwyższe prowadzenie w tym meczu wynosiło 16 punktów. Phil Jackson nie miał komfortu dania Jordanowi odpoczynku. M.J. spędził na parkiecie aż 44 minuty! Przy okazji licznych przebitek kamer na Jordana, zdawało się, że ten trzyma się na nogach bardziej dzięki sile woli, niż mięśni.
Na 45 sekund przed końcem meczu, przy stanie 85:85, Jordan zebrał piłkę po swoim własnym niecelnym rzucie z linii. 20 sekund później, z podania Scottie Pippena, trafił arcyważną trójkę. Bulls wygrali 90:88 i w serii objęli prowadzenie 3:2. Jordan skończył mecz z linijką 38 punktów, 7 zbiórek, 5 asyst, 3 przechwyty, 1 blok. Po końcowym gwizdku skrajnie wyczerpany M.J. słania się na nogach i pada w ramiona Pippena. Sprawę mistrzostwa Bulls rozstrzygnęli w kolejny starciu, po powrocie rywalizacji do Chicago.
Ten występ, to było coś więcej, niż wygrany mecz, zdobyte punkty, prowadzenie 3:2 w Finałach. To była manifestacja charakteru Jordana. Tego legendarnego charakteru, na którym zbudował swoją karierę, swoją postać i został dla koszykówki, dla sportu ogółem, dla popkultury tym, kim został.
1. Mecz nr 6 Finałów 1998 roku.
Sezon 1997-98 był ostatnim sezonem, w którym Michael Jordan i Scottie Pippen walczyli razem w barwach Bulls pod wodzą Phila Jacksona. W szatni Byków nazywano te rozgrywki “ostatnim tańcem”, co w znakomity sposób przypomniał nam niedawno serial „The Last Dance”.
Bulls wygrali w tamtym sezonie 62 mecze, ale nie dało im to przewagi parkietu na całe play-offy. Mieli ją Utah Jazz, dzięki wygraniu obu bezpośrednich starć, przy takim samym bilansie ogólnym.
Jordan, eksploatowany przez całe play-offy (trzeci kolejny rok) jak transkontynentalna lokomotywa XIX-wiecznej Ameryki, zagrał ten mecz jak profesor. Żadnych zbędnych ruchów, żadnych niepotrzebnych podbiegów. Czytał grę na obu końcach parkietu, i brał z niej tyle, ile mógł. To była wersja Jordana, jako koszykarza ostatecznego. Warto ten mecz obejrzeć jeszcze raz i śledzić tylko to, co robi Jordan. Jak chodzi, gdy nie musi biegać. Jak biega, gry wymaga tego moment. Jak dawkuje swoim nogom energię, której niewiele już mu zostało. Szczególnie gdy widzi, co dzieje się z Pippenem. Jak dla mnie, jest to namacalna ekspozycja koszykarskiego geniuszu Jordana. Trzeba też przypomnieć, że po powrocie z pierwszej emerytury, Jordan nie opuścił ani jednego meczu (!). Wystąpił w 331 spotkaniach, na 331 możliwych do rozegrania przez Bulls w latach 1995-1998.
Jordan wiedział doskonale, że Bykom do wygranej nie wystarczy jakieś 25-27 punktów z jego rąk, jak choćby dwa lata wcześniej w serii ze Seattle. Oni potrzebowali przeszło 30 punktów, a w obliczu kontuzji pleców Pippena (które po Finałach zoperował) i nierówno grającej ławki, nawet więcej.
Gdyby Jazz wygrali ten szósty mecz, najprawdopodobniej wygraliby też i siódmy. Mam poważne wątpliwości, czy Jordan byłby wtedy w stanie zregenerować swoje ciało w 48 godzin i doprowadzić je do stanu używalności, a pisząc używalności mam na myśli formę znów na grubo ponad 40 minut w meczu i przynajmniej 35-40 punktów. Podejrzewam, że nawet i jego charakter miałby poważne problemy z dźwignięciem tych spracowanych nóg. Tak po prostu, fizycznie. Jestem też przekonany, że Jazz mądrzej wykorzystaliby matchup przeciwko kontuzjowanemu Pippenowi. O ile ten w ogóle by zagrał.
Ostatnie trzy akcje meczu zdają się wyreżyserowane. Dopiero po latach, po milionowym odtworzeniu całej sekwencji, dociera do nas jak niesamowity był to wyczyn Jordana.
45 punktów Jordana z 87 całej drużyny. 35 rzutów z gry ze wszystkich 67 rzutów Bulls. Prawie 44 minuty na parkiecie. Tylko jedna strata.
„If that’s the last image of Michael Jordan how magnificent is it?”
BONUS:
28 marca, rok 1995. Mecz Knicks-Bulls.
Piąty mecz Jordana po 18-miesięcznym rozbracie z NBA. 10 dni po słynnym oświadczeniu „I’m back”. Bulls byli 2:2 z nim w składzie. M.J. trafiał tylko 39% z gry. Coś wisiało w powietrzu…
55 punktów (21/37 z gry), 4 zbiórki, 2 asysty i 1 przechwyt. Mecz, który zapisał się w historii jako „Double-Nickel Game”.
* Tekst napisałem oryginalnie dla portalu Unibet. Opublikowany został tam kilkanaście dni temu.