Cavs lepsi od Hawks, świetny Kobe, Thunder coraz lepsi

Dzisiejsza kolejka spotkań w NBA stała pod znakiem niesamowitych indywidualnych występów. Dwóch graczy zdobyło po 44 punkty, jeden zaliczył triple-dobule a jednemu zabrakło zbiórki by móc pochwalić się podobnym osiągnięciem. W siedmiu rozegranych meczach cztery razy triumfowali gospodarze, trzy razy goście.


 Po dość przeciętnym starcie sezonu Cavs nawiązują ostatnio do skutecznej gry z ubiegłego sezonu. Po ostatnich imponujących wyjazdowych wygrany z Lakers i Rockets dziś nie dali szans w Atlancie mocnym Hawks. Kibice w wypełnionej do ostatniego miejsca hali Philips Arena byli świadkami meczu, którego scenariusz mógł przywołać niemiłe wspomnienia z ubiegłych play-offs [Cavs wygrali serię 4:0]. Kluczowa dla rezultatu była ostania kwarta kiedy to Cavs pozwolili rywalom na zdobycie zaledwie 10 punktów sami rzucając ich 20. Aż sześciu graczy gości rzuciło 10 i więcej punktów. Najcelniej z nich trafiał Mo Williams zdobywca 20 punktów. LBJ tym razem spokojny w ataku (14 punktów) ale jak zawsze "wszechobecny" 10 asyst, 8 zbiórek, 5 przechwytów i 1 blok. Cavs (25:8) dzięki 5 wygranym z rzędu są obecnie drugą siłą na Wchodzie a trzecią w całej lidze.



Mecze z udziałem Golden State Warrios w większości przypadków gwarantują dużą ilość punków. Nie inaczej było i dziś kiedy Warriors napełnieni wiarą we własne możliwości po wygranej z Celtics zawitali do Miasta Aniołów. W meczu zdobyto łącznie 242 punkty z czego 124 gospodarze co oznacza, że po mini kryzysie mistrzowie wrócili na zwycięski szlak. Mimo, że goście z Oakland nie są wysoko notowani to mecze z nimi nie należą do łatwych. Wysokooktanowy atak daje się we znaki każdej obronie a biorąc pod uwagę fakt, że był to dla Lakers czwarty mecz na przestrzeni pięciu dni to radość z sukcesu jest podwójna. Tradycyjnie dla L.A. mistrzem ceremonii był Kobe (44 punkty, 11 asyst, 4 zbiórki 16/16 z rzutów wolnych), który tym razem, w przeciwieństwie do wczorajszego meczu z Suns otrzymał należyte wsparcie ze strony kolegów. Zakontraktowany niedawno na kolejne 3 sezony Pau Gasol zdobył 27 punktów, zebrał 12 piłek i "wypłacił" 3 bloki. Dla gości, wśród których aż sześciu graczy rzuciło 11 lub więcej punktów najlepiej rzucali Corey Maggette 25 oraz Monta Ellis 22.


Thunder mają w tym momencie o jedną wyjazdową wygraną więcej niż w całym minionym sezonie. Dziewięć zwycięstw na obcych parkietach juniorów z Oklahomy to więcej niż mają tak znakomite ekipy jak Denver (7), Phoenix (8), San Antonio (5) i Utah (5). Do ósmego miejsca na "napakowanym" Zachodzie tracą zaledwie pół zwycięstwa. Nie jest tajemnicą, że kluczem do tak dobrej postawy Thunder jest postać Kevina Duranta. Ten zaledwie 21-letni gracz jest obecnie czwartym strzelcem ligi (średnia 28,4) i aż strach pomyśleć jak wybitnym koszykarzem może stać się w przyszłości. Po 40-punktowej nocy z Nets K.D. rzucił Waszyngtonowi 35 (+11 zbiórek, 4 asysty i 1 blok). Po drugiej stronie notowań są Wizards. Typowani na czwartą-piątą siłę Wschodu zawodzą na całej linii. Przegrali 20 z 30 meczów tego sezonu i gdyby play-offs zaczynał się dziś Wizards mających w składzie takie talenty jak Caron Butler, Antawn Jamison czy wracający do formy (a częściowo obwiniany za słabą grę klubu) Gilbert Arenas, niestety dla kibiców stołecznego klubu by zabrakło. Dziś "Wiz" nie mieli wsparcia ze strony zmieników – tylko 8 punktów. Antawn/Arenas – 52 punkty + Butler 10. W pomeczowych statystykach wypadają nieźle ale gołym okiem widać, że ciągle szukają swojej tożsamości, swojej gry. Nie potrafią utrzymać prowadzenia, przegrywają końcówki, pudłują ważne choć często łatwe rzuty. Na szczęście dla nich poziom dolnych stref Wschodu jest mocno spłycony i mimo słabego bilansu dziś marzenia o miejscach 6-8 przed play-offs są nadaj jak najbardziej realne.


W starciu z Rockets gościom z Nowego Orleanu nie pomogła nawet szalona noc swoich gwiazd. David West zdobył rekordowe dla siebie 44 punkty, zebrał 12 piłek a Chris Paul zaliczył triple-double [16 punktów, 11 zbiórek, 10 asyst]. Zabrakło wsparcia ze strony pozostałych Szerszeni. Żadnemu poza Westem i Paulem nie udało się zdobyć więcej niż 9 punktów. Tym czasem skazywani przed sezonem na przeciętność po utracie Rona Artesta i Yao Minga Rakiety grają koszykówkę, która w chwili obecnej daje im miejsce w play-offs. W skrajnie zespołowym systemie trenera Ricka Adelmana nie ma nawet już miejsca dla T-Maca. Bohaterami wieczoru był jak prawie zawsze cały skład Houston. Punktowała cała ósemka biorąca udział w meczu a aż pięciu z nich zdobyło rzuciło 13 i więcej punktów. Najwięcej Aaron Brooks 27.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.