Co z tym Tristanem?

Już na samym początku otwarcia rynku wolnych agentów w NBA, podano wiadomość, że Tristan
Thompson i Cavs doszli do porozumienia w sprawie pięcioletniego
kontraktu o wartości $80mln. Później, gdy już można było oficjalnie podpisywać dogadane wcześniej ustne umowy, okazało się że wcale nie ma porozumienia między ekipą z Ohio a Thompsonem i jego agentem.

Mówi się, że 24-latek oczekiwał nie 80 a 94 milionów dolarów płatnych w pięć lat. Rozbieżności były na tyle duże, że impas w negocjacjach się przeciągał tygodniami aż wreszcie doprowadził do tego. Tristan Thompson nie zwiąże się z Cavs wieloletnim kontraktem. Wybierze kwalifikowaną ofertę na najbliższy sezon ($6.8mln) by latem przyszłego roku stać się niezastrzeżonym wolnym agentem.
Kto wygrał a kto przegrał w tych negocjacjach?
Trudno powiedzieć.
Z jednej strony Thompson zaliczył bardzo mocne play-offy. Po kontuzji Kevina Love w serii z Bostonem, jego średnie wzrosły do 10 punktów, 12 zbiórek i ponad jednego bloku. Thompson swoim instynktem do zbierania piłek z tablic, energią i niezłomnością nawiązał do samego Dennisa Rodmana z najlepszych lat.
Ale…
Obraz ten nieco zamazał kilka kwestii.
Po pierwsze zaczęło się może nie mówić głośno ale mruczeć, że w takiej sytuacji Kevin Love jest zbędny w Cavs. Szczególnie z jego statusem (i zarobkami) gwiazdy. Bzdura.
Zauważam też równoległą modę na "jechanie po nim". Prawda jest jednak taka, że to jeden z bardziej utalentowanych w ataku wysokich w obecnej NBA. Jego braki w obronie 1×1 można maskować na różne sposoby. Jednocześnie nie można zapominać, że to utalentowany zbierający, który jest silny i umie się zastawić  to też jakby nie było ważne elementy defensywy. 15 zbiórek na mecz nie bierze się z niczego nawet w słabych drużynach. Jego umiejętność rzucania i trafiania z dystansu daje LeBronowi więcej miejsca w ataku. W parze z Thompsonem, który nie grozi rzutem, strefa podkoszowa może być mocno zagęszczana przez rywali.
Czy Tristan Thompson jest warty blisko $20mln za sezon? Śmiem twierdzić, że nie. Oczywiście cały czas obracam się wokół liczb nakreślonych przez obecne zasady salary. Być może za dwa sezony lub trzy takie pieniądze będą standardem dla graczy średniej klasy. Dziś jednak, w oparciu o taką a nie inną rzeczywistość finansową, uważam, że trzymanie na ławce gracza z taką gażą byłoby bardzo nierozsądne. Gracza, który może i jest świetny na nogach jak na podkoszowego, może i jest wybitnym obrońcą i zbierającym ale jest też jednocześnie graczem ze swoimi ograniczeniami w ataku, graczem, który jest nie do końca idealnym partnerem w ataku dla Jamesa jednocześnie na parkiecie.
Rok temu Thompson odrzucił propozycję czteroletniej umowy za $52mln. Po zakończeniu Finałów wyglądało na to, że była to dobra decyzja. Tak dobra jak ta Jimmy’ego Butlera, który wierzył w siebie a ta wiara się bardzo opłaciła.
Tyle, że moim zdaniem Thompson i Butler to dwie różne bajki. Czy wyobrażam sobie, że ktoś za rok daje Thompsonowi max deal i próbuje budować jakąś ekipę wokół niego? Nie, nie wyobrażam sobie tego. Dla mnie Tristan Thompson to zadaniowiec + tak ich nazywam. Tych wszystkich, którzy do solidnej, ligowej średniej coś dodają. To coś, to jakaś tam wartość, ale to coś nie pozwala im jeszcze ze statusu gracza średniego wejść w status gracza wybitnego, który warty jest maksymalnych pieniędzy.
Historia tego lata pokazała, że wolni agencji, mimo wizji dużo większego salary już niedługo, woleli "wróbla w garści" już teraz.
Wiesz, to jest zawodowy sport. Jedna poważna kontuzja może przekreślić Twój cały dorobek wcześniejszych lat a rynkową wartość ot tak pstryk zdmuchnąć do prawie zera.
Dziś Tristan Thompson jest wart tych kilkanastu milionów dolarów za rok. Jest. Ale nie ma żadnego gwarancji, że on i jego agent będą rozmawiać z drużynami z tego samego poziomu za rok.
Tutaj pojawia się postać pana Richa Paula – agenta. Przede wszystkim znany jest  z tego, że reprezentuje interesy LeBrona Jamesa ale bądźmy szczerzy – LBJ reprezentuje sam siebie. Jeśli jest się najlepszym graczem NBA o ogromnej wartości marketingowej, to rozmowy kontraktowe z klubem NBA czy potencjalnym reklamodawcą są bardzo lekkie i przyjemne. Agent nie ma za bardzo gdzie i jak się wykazać.
Paul reprezentuje też m.in. Thompsona (rok temu mydlił oczy Erica Bledsoe). I zdaje się, że przy tych "mniejszych" klientach, chce pokazać tym większym oraz światu, że należy do tego biznesu a nie tylko jedzie na umięśnionych plecach Jamesa.
Jeśli o mnie chodzi, to nie uważam, żeby Cavs popełnili kardynalny błąd nie podpisując Thompsona już teraz. Pan Paul grozi, że to może być ostatni rok Tristana w Ohio ale ja na jego miejscu bym się tak nie odgryzał.
James lubi Thompsona. % z kontraktów Jamesa trafia do kieszeni pana Paula. Umówmy się – agentami LeBrona moglibyśmy być ja i Ty. Pan Paul nie powinien tak głośno szczekać i prężyć muskułów – jeśli ich nie ma. To, że Thomson nie został zakontraktowany tego lata, to jego negocjacyjna porażka a nie napoleoński plan na przyszłość.  
Ruch ten pokazał, że LeBron nie ma jednak władzy absolutnej w Cleveland (co było mu wytykane we wcześniejszych latach). Cavs nie zrobili tego ruchu za wszelką cenę by zadowolić swoją gwiazdę. Podrażniony James (nawet trochę) może jednak za rok walnąć pięścią w stół wyperswadować swojemu agentowi, że mu się to nie podoba. Gwiazdy czasem zwalniają swoich agentów nie za to, jak prowadzą ich własne interesy tylko za to jak obchodzą się z ich mniej utalentowanymi kolegami i ich klubami. Paul zawdzięcza LeBronowi wszystko, LeBron nie zawdzięcza Paulowi nic. Może tylko kilku mniej odebranych telefonów podczas wakacji. 
 

http://www.guide2nigeria.com/wp-content/uploads/2015/08/Cleveland-Cavaliers-News-Tris.jpg

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.