Dell Demps stracił pracę

New Orleans Pelicans zdecydowali się zwolnić Della Dempsa ze stanowiska menadżera klubu. 49-latek, w ciągu dziewięciu sezonów, trzy razy awansował z drużyną do play-offs, raz udało im się przebić przez pierwszą rundę. Stołek „tymczasowego” menadżera objął Danny Ferry – niegdyś menadżer Cavs i Hawks a ostatnio ktoś w rodzaju konsultanta w Pelicans. W dalszej perspektywie, stanowisko to może objąć David Griffin, który ostatnio pracował w Cleveland.

Demps negocjował z Lakers wymianę z udziałem Anthony’ego Davisa. Ostatecznie 25-latek został w Nowym Orleanie, co przez wielu zostało wzięte za negocjacyjną porażkę. Według doniesień, Demps w różnych konfiguracjach, miał na stole Brandona Ingrama, Lonzo Balla, Kyle’a Kuzmę oraz wybory w drafcie, a mimo to, nie zdecydował się na wymianę.

Według źródeł, właścicielka klubu, Gayle Benson, wdowa po Tomie Bensonie, była zła na Dempsa, że ten nie dopiął sprawy z wymianą Davisa. Choć gdyby wierzyć innym doniesieniem, to pani Benson, również właścicielka New Orleans Saints z NFL, nie widziała palącej potrzeby transferowania swojej gwiazdy, która jest pod kontraktem do 2020 roku.

Demps zaryzykował i przegrał, choć w zasadzie już od jakiegoś czasu był na wylocie z klubu. Brak zgody na wymianę Davisa, tylko w teorii przedłużał jego pracę do wakacji. Jak się okazało, faktycznie, była to tylko teoria. Demps wyszedł z założenia, że oferta Lakers nadal będzie na stole, a kiedy dojdą też oferty z Bostonu (w świetle przepisów NBA, Celtics nie mogliby mieć jednocześnie dwóch graczy na kontraktach podpisanych na mocy Derrick Rose Rule – obaj Davis i Irving takie mają. Irving latem będzie wolnym agentem, nowy kontrakt będzie już czysty) Nowego Jorku, Miami i innych klubów, Pelikany będą mogły tylko skorzystać na swoistej licytacji po swoją gwiazdę. 

Tak to niestety jest z klubami z małych ośrodków. Macki wielkich klubów po ich młode gwiazdy, to historia prawie tak stara, jak ta liga. W ostatnich latach ten trend, jest coraz silniejszy. Dempsa można krytykować za decyzje, które podjął przez lata, lub też za rzeczy, na które się nie zdecydował, choć mógł. Trzeba mu jednak oddać, że nigdy nie miał łatwo. Nie wiem czy pamiętacie, jak w listopadzie ubiegłego roku, w „ŚvsR” pisałem o tym, jak David Stern pokusił się o krytykę Dempsa. Jako kto? Nie podobało mi się to. Dempsowi, swego czasu, wyciągano z drużyny Chrisa Paula, a później przez lata Anthony’ego Davisa. Wściekłe media, od przynajmniej dwóch sezonów przymierzały Davisa do Bostonu i innych klubów. Po przejściu LeBrona do Lakers, oraz po tym, jak Davis zmienił agenta na Richa Paula z agencji Klutch Sports (Paul jest też agentem Jamesa, a agencja Klutch Sports jest przez nich wspólnie założona w 2012 roku), można było zacząć czytać między wierszami i wstecznie odliczać do daty, kiedy Davis zażąda wymiany. 

W tamtym roku, w wakacje, na swoim fanpage’u zapytałem retorycznie/zażartowałem, czy Rich Paul skończy karierę agenta, kiedy LeBron skończy zawodowe granie. Nie mam dobrego zdania o Paulu. Jest marionetką w rękach Jamesa. Marionetką, która jednak ma trochę autonomii. I dobrze, bo w chwilach, kiedy czuje wolność, lubi się wypowiedzieć w mediach. Wtedy mamy okazję przekonać się, że to prosty (żeby nie powiedzieć prostak) chłopak z Ohio, bez kompetencji i kwalifikacji, by zajmować się biznesem przez duże B. 

Demps nie wygrał negocjacji z Lakers, ale też ich nie przegrał. Ja nadal uważam, że wokół młodych Lakers jest za dużo znaków zapytania. Mogą być All-Starami, ale też mogą nimi nie być. Davis to gracz formatu Hall of Fame, top5 ligi. Zamienisz Bugatti za trzy czy nawet cztery Hondy Civic – z całym szacunkiem dla Hond Civic? No właśnie.

Te negocjacje przegrał dla Lakers Rich Paul, więc pewnie też trochę LeBron, i pewnie też trochę Magic i Rob Pelinka. Przede wszystkim, to nie był dobry czas. Dali Pelikanom (i innym) za mało czasu do rozmów przed trade deadline. Po drugie, Paul za mocno i za głośno zaczął prężyć mięśnie. Wydał oświadczenie, w którym czytaliśmy, że jego klient nie przyjmie supermax dealu od Pelikanów, i że chce odejść już, natychmiast, do Lakers. Tutaj przeszarżował i przegrał. Wydawało mu się, że pod presją mediów, wielkich Lakers, LeBrona, opinii publicznej, Pels i Demps w końcu skapitulują. Na przestrzeni rozmów, zaczęły pojawiać się wrzutki, że Davis nie chce do Bostonu, co ucinałoby plan B Dempsowi, czyli czekanie do wakacji. Pojawiła się jakaś mała lista klubów, z którymi Davis ewentualnie wiązałby swoją przyszłości. Słyszeliśmy też o narzekaniach ze strony Lakers, że Demps jest niewyobrażalnie chciwy. Lawina nacisków zatoczyła nawet takie kręgi, że komentujący mecze NBA w telewizji Mark Jackson (były gracz NBA, były coach Warriors), podczas jednej z transmisji, pokusił się ocenę wstępnej oferty Lakers i uznał ją za bardzo dobrą. Ta oferta dobra nie była. Każdy o tym wiedział. Nie każdy wie, że Mark Jackson, od 2014 jest również reprezentowany przez agencję Klutch Sports. Nieźle, co? Od lat staram się opowiadać Wam o brudnych grach agentów i agencji. Nie wszyscy mi wierzą, nie wszyscy chcą słuchać. Gdyby Rich Paul był człowiekiem na poziomie, miał trochę klasy i taktu, to wyjąłby Davisa w tym sezonie. Popatrzcie, jak człowiek z klasą i taktem, pan Jerry West, pan Logo, przez tygodnie, spokojnie negocjował sobie wymianę z udziałem Tobiasa Harrisa. Jak rok temu, szast prast, po cichu, wymienił sobie Blake’a Griffina. Nie szablą na czołg, tylko głową.  

Demps był tylko pionkiem w grze. Ostatecznie musiał odejść. Pels, już jakiś czas temu usunęli Davisa ze swoich platform multimedialnych. Planowali posadzić go na ławce do końca sezonu, bo przecież każda kontuzja, może przekreślić wakacyjną wymianę. Adam Silver pogroził palcem oraz wizją wysokich kar za każdy mecz, w którym zdrowy Davis nie będzie grał. Czołem podwójne standardy NBA. Czołem zdrowy Melo, czołem zdrowy J.R. Smith, czołem zdrowy Chandler Parsons. Każdy z nich nie gra. Każdy z nich jest zdrowy. Żaden z ich klubów nie płaci kar. Sam Davis nie widział problemu w tym, żeby grać dla klubu, w którym nie chce być. 

Na swój sposób cieszę się, że Klutch Sports, czyli wiadomo kto, nie dostali tego, czego chcieli. Takie rzeczy przechodziły przez ostatnie cztery lata w zaściankowym Cleveland. W Los Angeles już nie. Przy okazji przejścia LeBrona do L.A. pisałem: LeBron mierzy się z historią. Przychodzi do organizacji, która jeszcze na ten moment, jest większą marką, większą legendą, niż on sam.” – i tak to wygląda na ten moment.

Antony Davis, jeśli mentalnie jest w Lakers, to w Lakers zagra. Reszta to tylko przystawki do dania głównego. Jeśli się waha, to będzie latem ciekawie. I tak będzie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.