#EuroBasket 2015: Dzień czwarty. Dzień wolny

Wczorajszy dzień, był dniem przerwy w naszej grupie A. Koło południa Polacy odbyli lekką sesję treningową, na której i nas zabraknąć nie mogło. Nastroje w ekipie są dobre. I takie być powinni. Mamy dwie wygranie w stylu, który jest już dla nas historią, oraz jedną porażkę po bardzo dobrym meczu z Mistrzem Europy, brązowym medalistą Mistrzostw Świata i jednocześnie gospodarzem tej imprezy. Styl tego meczu do wczoraj jeszcze trochę wybrzmiewał, ale dziś też jest już historią. I dobrze. Dziś w starciu z Izraelem nie dostaniemy za to bonusowych punktów. Tak samo jak Finlandia nie dostała ich po zmuszeniu Parkera i kolegów do grania dogrywki.

Mimo braku meczów, jestem zadowolony z wczorajszego dnia. Mój tata miał urodziny. Przez myśl przeszło mi, żeby spróbować namówić Marcina Gortata do nagrania krótkiego video z życzeniami dla niego. W zasadzie to tylko po to przyszedłem wczoraj na ten trening. Udało się. M.G. to naprawdę świetny gość!

Izraelscy dziennikarze pytali Marcina o najważniejszą postać w ich drużynie. Ten wskazał…Pini’ego Gershona. Czyli coś jest na rzeczy i nie tylko ja to zauważyłem…a podobno byłem pierwszym, który napisał o tym. I tak jak podkreślałem wtedy – nie szukam tanich sensacji. Zauważyłem pewne zjawisko i po prostu byłem go ciekaw.

Dziś o 17.30 zagramy prawdopodobnie najważniejszy dla nas mecz. Chciałbym tu napisać, że najważniejszy tylko w grupie, bo chcę być niepoprawnym optymistą i wierzyć, że stać nas na „coś” na tym turnieju, i że ten najważniejszy mecz w skali całych mistrzostw jeszcze przed nami.
Ewentualna wygrana w tym starciu będzie do tego kluczem. Walka toczy się o drugą pozycję w grupie A czyli uniknięcie Serbii lub Hiszpanii w dalszej fazie. Tak, Hiszpanie nie grają póki co mistrzowskiego basketu i tak, wygrana z Turcją czy Włochami (czy kimś innym) nie będzie łatwa, ale mimo wszystko nie chciałbym spotykać się z Pau Gasolem i kolegami czy Nemanją Bjelicą i spółką zaraz po wyjściu z grupy. A z tej wyjdziemy. Jestem pewny.
Tyle analiz.
Wczoraj mieliśmy wolne. Można było odpocząć i pozwiedzać. Pogoda bardzo dopisała.



Gdybym miał wingspan (oraz resztę warunków fizycznych) jak Scottie Pippen, którego koszulkę noszę, to zapewne inaczej bym sobie życie ułożył.



Czasem podchodzę do ścian i próbuję je pchać. Kevin Garnett mówił kiedyś, że to bardzo dobrze oddaje uczucie, gdy trzeba (było) kryć Shaq’a w post. Faulowałbym i wysyłał na linię.


Jestem już któryś raz we Francji więc szokiem to dla mnie nie jest. Nieznajomość angielskiego wśród Francuzów jest wręcz legendarna. Pytałem wolontariuszy FIBA (czyli ludzi po rekrutacji) jak dostać się do pewnego miejsca. Pięcioosobowa grupa nie dała rady. „Left” i „right” okazało się barierą nie do przejścia. W ruch poszedł długopis i moja ręka. Choć trzeba zaznaczyć, że w przypadku niektórych, to nie tyle nieznajomość, co kulturowo zakorzeniona niechęć do rozmawiania w tym języku. Mówisz do niego po angielsku, on Cię rozumie, ale odpowiada po francusku. Ale i tak jest fajnie.

W botaniku…



Montpellier to bardzo ładne miasto.

Duży kciuk w górę!

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.