Po przeanalizowaniu zawodników, którym nie idzie w tym sezonie czas zrobić to samo z tymi, którzy grają
nieoczekiwanie,
zaskakująco dobrze. Zaznaczam, że nie jest to moja lista kandydatów do
nagrody MIP, choć prawdopodobnie któryś z nich ją zgarnie. Kolejność
przypadkowa.
1. James Harden.
Graczem,
który najbardziej mnie zaskoczył jest James Harden. Można było
spodziewać się, że w drużynie takiej jak Rockers nie mając u boku ani
Duranta ani Westbrooka ani presji gry o mistrzostwo NBA, talent Hardena w
pełni się ujawni ale to, co widzę to dla mnie jest to wręcz eksplozja.
25.8 punktu na mecz o (8.8 więcej niż w tamtym sezonie) daje to
Jamesowi obecnie czwarte miejsce na liście strzelców. Do tego 4.5
zbiórki, 5.4 asysty oraz 1.8 przechwytu. Co ważne, Rockets z bilansem
16:13 są obecnie na szóstym miejscu na zatłoczonym Zachodzie, więc tym bardziej trzeba
docenić, że liczby Hardena nie idą "w powietrze". Łatwo jest pompować
własne statystyki w drużynie, która przegrywa ale Houston to ekipa która
gra o play-offy i to trzeba podkreślić oceniając Hardena. Z ławki
jednej ekipy na pozycję lidera drugiej. Po wyróżnieniu dla najlepszego
rezerwowego w ubiegłym sezonie, nagroda dla gracza który poczynił największe
postępy wygląda bardzo realnie.
2. Anderson Varejao.
Odłóżmy
na bok jego zamiłowanie do flopowania. Nie jest to dla mnie łatwe ale
nie można nie docenić jego formy w tym sezonie i waleczności przez całą
karierę. 14.1
punktu, 14.4 zbiórki (lider NBA), 3.4 asysty oraz 1.5 przechwytu na
mecz. Mój
kandydat do nagrody dla gracza, który poczynił największe postępy (obok
Jamesa Hardena). Dla Brazylijczyka nie ma straconych piłek, łatwych
rzutów spod kosza dla rywali. "Wild Thing" nie gra od 18
grudnia (stłuczone prawe kolano). Czytając między wierszami można
pokusić się o tezę, że klub nie chce ryzykować jego zdrowia mając w
świadomości, że w kolejce po Brazylijczyka ustawiła się połowa drużyn
NBA z Thunder i Celtics na czele. Cavs nie grają o play-offy (bilans 7:24), Andeson ma już 30 lat i jeszcze 2 sezony w kontrakcie (3 jeśli dodać ostatni z opcją drużyny łącznie za $27.3 mln). To duża pensja w drużynie, która o nic nie gra i chce się odmłodzić. Prosta matematyka. Bardzo się zdziwię jeśli Varejao dokończy sezon w Ohio.
3. Stephen Curry.
Przed sezonem można było zastanawiać się czy Warriors nie przepłacają dając mu 4-letni kontrakt za $44mln.
Nie chodziło o poziom talentu, etos pracy czy coś z tych rzeczy ale o
zdrowie. Steph ma za sobą dwie operacje i co najmniej kilka poważnych
skręceń prawej kostki. Gdy jest zdrowy, to jeden z najlepszych strzelców
młodego pokolenia. W tym sezonie na szczęście zdrowie mu dopisuje i nic
już nie stoi na przeszkodzie by grał najlepszy basket w swojej
karierze a Warriors w końcu wygrywali. Ósmy strzelec NBA (20.3 punktu),
do tego 4.4 zbiórki, 6.4 asysty oraz 1.6 przechwytu. Każda z tych
wartości (z wyjątkiem przechwytów) jest najwyższa w jego trzyletniej
karierze. Do tej pory stracił już 54 mecze i ani razu nie zagrał
pełnego sezonu. W tych rozgrywkach nie opuścił na razie ani jednego
meczu i gra po 38 minut w każdym starciu (najwięcej w karierze).
Warriors mają bilans 20:10 i są na piątym miejscu na Zachodzie.
4. O.J. Mayo.
Można
było spodziewać się, że Mayo jako starter w nowym klubie z większą
swobodą w ataku a
przede wszystkim z większą ilością minut na parkiecie wyniesie swoją grę
na wyższy poziom. I tak się stało. O Mayo mówi się mniej niż o innych
bo Mavs przegrywają (12:18, czwarte od końca miejsce na Zachodzie) ale
wystarczy, żeby Dirk wrócił do formy i Dallas wygrali parę meczów z
rzędu, wtedy będzie o nim głośno. 18.7 punktu (prawie o 6 więcej niż
sezon temu), do tego po 3.8 zbiórki i asysty oraz 1.2 przechwytu
na mecz. Mayo trafia 46% swoich rzutów (prawie 47% za 3 punkty). Są to
najlepsze statystyki w jego piątym sezonie w NBA. Warto wspomnieć, że
Mayo ma za sobą już 4 sezony w lidze a ma dopiero 25 lat. Jeszcze wiele
przed nim.
5. Kemba Walker.
Kemba
Walker przychodził rok temu do NBA jako superszybki, atletyczny obrońca
z Connecticut. Zderzenie z ligową rzeczywistością było dla niego
bolesne. Przekonał się, że w tej lidze atletów lepszych niż on nie
brakuje i żeby samemu stać się kimś musi nad sobą ciężko pracować. W tej
lidze na szybkości, minięciu, skoczności i koźle można pograć najwyżej
kilka sezonów. Potem wysiadają kolana, kostki i plecy i taki jednowymiarowy
gracz ginie w przeciętności. Kemba zrobił więc kolejny
krok w swoim rozwoju. Do tego wszystkiego, co dały mu natura i siłownia
dodał rzut. Widać, że poświęcił wakacje na doskonalenie tego, chyba
najważniejszego na jego pozycji elementu gry. W tych rozgrywkach trafia
43% swoich rzutów z gry – 36% w debiutanckim sezonie, 33% za trzy punkty
(30% w tamtym) oraz prawie 80% z rzutów osobistych. W dalszym ciągu
jest miejsce na poprawę a to, co już ma pozwala mu myśleć o sobie jako
jednym z najlepszych obrońców młodego pokolenia. Jest osiemnastym
strzelcem NBA (18.2 punktu – o prawie 6 więcej niż sezon temu) i
jedenastym przechwytującym (1.8 przechwytu na mecz). Do tego zalicza 3.1
zbiórki oraz 5.9 asysty.
6. Greivis Vasquez.
O
Vasquezie prawie w ogóle się nie mówi, tak jak nie mówi się o Hornets.
Fani Nowego Orleanu pretensji mieć nie powinni do nikogo. Klub z
Luizjany nie gra dobrze (6:23 – drugi najgorszy bilans w NBA) i nie daje
powodów do mówienia/pisania o nich (chyba, że chodzi o zmianę nazwy drużyny).
Warto jednak odnotować i docenić grę tego 25-letniego Wenezuelczyka.
Jest to jego trzeci sezon w NBA. Zaczynał od 3.6 punktu na mecz, sezon temu był 8.9, teraz zdobywa 13.4.
Zbiórki – od 1, przez 2.6, do 4.4 w tym sezonie.
Asysty – od 2.2, przez 5.4, do 8.8 w tym sezonie (czwarty w NBA).
Vasquez trafia 42% rzutów z gry (35% za 3 punkty) oraz 82% z osobistych. Są to najlepsze wskaźniki w jego krótkiej karierze.
Już osiem razy w tym sezonie zaliczał double-double (punkty-asysty) a 10 razy notował dwucyfrową ilość kończących podań.
7. J.J. Hickson.
Pamiętacie jak 3 lata temu, jeszcze w Cleveland, jeszcze z LeBronem w składzie Suns byli gotowi oddać Amare Stoudemire’a, za 21-letni talent Hicksona? Cavs
za nic nie chcieli go oddać a J.J. zamiast iść do przodu stał się ligowym średniakiem – a może
inaczej – nie stał się tym, kim w oczach wielu obserwatorów powinien był
się stać. Po odejściu LeBrona do Miami,
Hickson miał przejąć Cavs. 13.8 punktu i 8.7 zbiórki to statystki
niezłe ale nie dla gracza, który dostał niemal wolną rękę na grę.
Wszyscy spodziewali się, że zrobi wielki przeskok, tymczasem on zrobił ledwie
mały krok do przodu. Latem 2011 roku J.J. był już graczem Sacramento Kings. W zamian za niego do Ohio przyszedł Omri Casspi.
Przygoda Hicksona w stolicy Kalifornii trwała tylko 35 meczów. W związku z natłokiem na jego pozycji, J.J. w zasadzie
nigdy nie ani przez chwilę nie był pewnym punktem rotacji Kings dlatego
klub postanowił go zwolnić. 4.7 punktu i 5.1 zbiórki w 18.4 minuty na
parkiecie. J.J. who? Pytali już kibice Kings.
Zainteresowali się nim (z wzajemnością), cierpiący na brak wartościowych wysokich Golden State Warriors.
I wtedy pojawili się Blazers i oficjalnie zgłosili się po zwolnionego
gracza.
Jak się później okazało, było to idealne miejsce dla młodego skrzydłowego. Hickson w końcówce tamtego sezonu pokazał, że jednak grać potrafi, że może jednak nie będzie jednym z wielu zmarnowanych talentów. W tych rozgrywkach tylko to potwierdza.
12.4 punktu (55% z gry) i 11 zbiórek (szósty w NBA). Już 16 razy w tym sezonie zaliczał double-double (punkty-zbiórki) a 18 razy notował dwucyfrową ilość zbiórek. Warto pamiętać, że J.J. ma dopiero 24 lata.
8. Omer Asik.
Oceniając Turka nie powinniśmy ulegać pokusie patrzenia na niego przez pryzmat jego kontraktu. Ja to raz zrobiłem, teraz nie wiem czy słusznie… w każdym razie…
Asik jest podstawowym centrem Rockets bez konkurencji na swojej pozycji. Ma zatem swobodę gry i popełniania błędów w młodym zespole, który nieoczekiwanie dla wielu gra całkiem nieźle.
Notuje 10.3 punktu (3.1 w tamtym sezonie), jest trzecim zbierającym ligi ze średnią 11.8 (5.3 rok temu), do tego dodaje 1.1 asysty oraz 1.1 bloku na mecz. Gra średnie 30.8 minuty na mecz (14.7 w Bulls). 13 razy zaliczał już double-double (punkty-zbiórki) a 20 razy zbierał z tablic 10 i więcej piłek.
Wyróżnienie – Russell Westbrook.
Wprawdzie
Russ zdobywa o 2.4 punktu mniej niż sezon temu (21.2 do 23.6) i trafia z
gry tylko niecałe 40% swoich rzutów (do prawie 46% w tamtym sezonie).
Ale oceniając go w tych rozgrywkach trzeba pamiętać o dwóch rzeczach. Po
pierwsze Thunder po nieoczekiwanym transferze Jamesa Hardena wcale nie
grają gorzej (czy grają lepiej z Kevinem Martinem okaże się w
maju/czerwcu). Z bilansem 22:6 są drugą siłą NBA.
Nieoceniony wkład
ma w to Westbrook grający mądrzej i dojrzalej niż w przeszłości. Po
drugie notuje średnio 8.7 asysty na mecz (piąty w NBA), przechwytuje 2.1
piłki (czwarty w lidze). Do tego zbiera z tablic 5.1 piłki w każdym
meczu i traci mniej piłek niż w ostatnich dwóch sezonach. Mądrzejszy
Westbrook to groźniejsi Thunder, mniej rzucający Westbrook to więcej
rzucający Durant a to jest bardziej korzystne rozwiązanie dla ataku
Scotta Brooksa.
Inni wyróżnieni: Keneth Faried (Nuggets), David Lee (Warriors), Jrue Holiday (76ers), Larry Sanders (Bucks), Chandler Parsons (Rockets).