„Just close your eyes and let it fly”

Dziś w godzinach wczesnopopołudniowych, w strefie kibica mieli pojawić się Dikembe Mutombo i John Amaechi. Poszedłem więc tam „pokręcić się”. Jak to w strefie kibica – były różne konkursy dla fanów, dziewczyny rzucały koszulki, frotki i różne inne tego typu rzeczy cenne dla fanów.
„Potrzebujemy chętnych do konkursu rzutów za trzy punkty.” – powiedział prowadzący imprezę.
Podniosłem rękę do góry. Miałem szczęście, bo w rejonie, w którym stałem, nie wiedzieć czemu, nikt się nie zgłosił. Samotnie stercząca ręka nie mogła zostać niezauważona.
„Zapraszam.” – powiedział prowadzący wskazując na mnie.
Zasady były proste. Dwie stacje po pięć piłek w każdej. Cztery pomarańczówki i kolorowa money ball za dwa punkty. Na standardzie.
„Grasz w kosza?” – spytał prowadzący.
„Trochę” – odpowiedziałem.
„Założę się, że grasz. Mówisz tak tylko na wypadek, jakby Ci nie wyszło.” – ciągnął dalej dociekliwy prowadzący.
Miał rację skurczybyk. Przyznałem mu to – oczywiście nie użyłem słowa skurczybyk.

Trafiłem pięć albo sześć rzutów. Wystarczyło do wejścia do finału razem z jakimś gościem z Hiszpanii i jakąś dziewczyną, przedstawicielką gospodarzy.
Na rundę finałową miały już pojawić się gwiazdy – i tak też się stało. Amaechi i Mutombo weszli na parkiet. Przywitała ich wrzawa. Prowadzący wyczytał moje imię, zapytał czy jestem gotowy. Byłem. Chyba. Pokozłowałem chwilkę, żeby poczuć piłkę. Podszedł do mnie Dikembe z dobrą radą, która brzmiała „Just close your eyes and let it fly”. Byłem wdzięczny za radę legendy NBA, ale oczu mimo wszystko nie zamknąłem. No i weź tu się człowieku skup, kiedy słyszysz Mutombo i jego charakterystyczny głos. „Just let it fly” mi wystarczyło. No i udało się.

„Congratulations Karol. Enjoy yourself tonight.” – powiedział uśmiechnięty Deke a moja, na co dzień średniej wielkości biała dłoń, zniknęła w jego ogromnej czarnej dłoni. Gdy drugą dłoń położył mi na ramieniu, poczułem jakby ktoś mnie osiodłał.

Wygrałem dwa bilety na mecz i pakiet fana, na który składały się skarpety, opaski i worek na kapcie. Wszystko mi się przydało.
Oczywiście poza biletem, bo ja przecież na mecz wchodzę z akredytacją.
Dwie godziny przed meczem poszedłem w okolice kas biletowych
„Bilety, bilety. Sprzedam, kupię” – powiedział dyskretnie facet w zielonej koszulce polo. Ciebie właśnie szukam gościu, pomyślałem.
Szybkie wyjaśnienie, że mam dwa bilety do sprzedania, że wygrałem je w konkursie, a sam już mam bilet więc ich nie potrzebuję. Jak to w negocjacjach bywa, on zaczął od śmiesznej kwoty, a ja od wygórowanej. Spotkaliśmy się gdzieś tam po środku.

Wracając do Mutombo, to jego głos powinien zostać wpisany na listę światowego dziedzictwa, albo być uznany za ósmy cud świata. Na pewno wiecie jak brzmi jego charakterystyczna chrypa. Na żywo jest jeszcze śmieszniejsza i efektowniejsza. Zupełnie jakby Dikembe wypił litr wódki i poszedł spać, a słowa, które wypowiadał były pierwszymi dźwiękami z jego ust zaraz po przebudzeniu. Dowcip polega na tym, że on tak brzmi cały czas. Odkładając żarty na bok, Mutombo jest bardzo kulturalnym i inteligentnym człowiekiem z dużym poczuciem humoru i dystansem do siebie samego jak i do świata. Przyjemnie się go słucha, ma bardzo szerokie zainteresowania i wiedzę z różnych dziedzin. Jest bardzo aktywny jeśli chodzi o inicjatywy charytatywne. Zrobił na mnie niesamowite wrażenie.

4 comments on “„Just close your eyes and let it fly”

  1. Pingback: Pogadaliśmy: Dikembe Mutombo – Karol Mówi

  2. Pingback: #NBALondon17 – Relacja z wyjazdu – Karol Mówi

  3. Pingback: #NBALondon16 – Relacja z wyjazdu – Karol Mówi

  4. Pingback: NBA Paris 2020. Relacja z wyjazdu – Karol Mówi

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.