– No dobra. Dorzucamy Klay’a Thompsona! Mamy Deal? – zapytał mężczyzna w średnim wieku przecierając spocone czoło chusteczką.
Usta jego rozmówcy, mężczyzny również w średnim wieku, zaczęły już składać się do wydobycia z płuc słów ale zanim to zrobił z drugiej, zacienionej części pokoju rozległ się głos. Głos spokojny ale stanowczy i pewny siebie. O ile spokój, pewność siebie i stanowczość da się wyczuć słysząc zaledwie jedno słowo.
– Chwila! – powiedział. Mniej więcej 60-letni mężczyzna o siwych włosach, siedział tam od samego początku. Zdawał się tylko czekać na odpowiedni moment by włączyć się do rozmowy.
– Wchodzę w to! – powiedział idąc w stronę tamtych dwóch siedzących przy stole. Gdy był mniej więcej na środku pokoju, promień światła skąpał jego twarz…
– To Mitch Kupchak! – powiedział cicho, pod nosem jeden z mężczyzn siedzących przy stole. Cicho ale na tyle głośno by ten drugi mógł to usłyszeć.
Drugi nic nie powiedział tylko poruszył ustami, z których można było odczytać coś na kształt "k..a mać" ewentualnie "kurpia masz" ale to drugie raczej nie miało sensu i nie pasowało za bardzo do kontekstu.
– Ciebie tu miało nie być – powiedział pierwszy.
– Ale jestem – odpowiedział Kupchak nawet nie patrząc na swojego rozmówcę.
– Ja pi..lę – wycedził pod nosem ten drugi.
Ci dwaj przy stole zostali wysłani przez kluby Warriors i Wolves, żeby dobić targu i wymienić Kevina Love’a na "co tylko się da" – z punku widzenia Minnesoty lub "najmniej jak się da" z punktu widzenia tych z Oakland. Jak to w negocjacjach – ci z Minnesoty zaczęli z wysokiego pułapu a ci ze Złotego Stanu z niskiego. Obaj dobrze wiedzieli, że prędzej czy później w końcu spotkają się na wspólnym gruncie. Rzecz polegała na tym, żeby najpierw wybadać co dla kogo ten "wspólny grunt" oznacza.
Gdy wyglądało na to, że porozumieli się co do definicji pojęcia, gdy zaczęło krystalizować się, że tym wspólnym mianownikiem może być 24-letni Klay Thompson, Mitch Kupchak postanowił włączyć się do gry.
Odnieść można było wrażenie, że wysłannik Lakers wiedział od początku, że rozmowy sprowadzą się właśnie do tego punktu, do tego nazwiska.
– Nie bój się. Chcę tylko Thompsona. Ty jeszcze wczoraj mogłeś o nim pomarzyć. Dziś dostajesz to, co oni ci wczoraj obiecywali plus ode mnie siódmy wybór w drafcie. Wiesz dobrze, że nabór w tym roku będzie mocny. Wiesz dobrze, że nic lepszego nie dostaniesz. – powiedział Kupchak patrząc prosto w oczy mężczyzny z Minnesoty.
– My się jeszcze zastanawiamy – wtrącił się ten z Oakland.
– Ale ja z tobą teraz nie rozmawiam – odpowiedział Kupchak patrząc cały czas na reakcje Leśnego Wilka.
A w głowie Leśnego Wilka, czyli mężczyzny z dalekiej Minnesoty, zaczęły zachodzić skomplikowane procesy myślowe. "K..a. on ma rację. Południowcy dają mi Davida Lee, może Harrisona Barnesa. Thompsona wczoraj jeszcze nie chcieli puścić więc nie mam co płakać za nim. Dziś dochodzi mi do tego wszystkiego pick od Lakers. Nie wygląda to źle. Musimy działać. Te wieśniaki wiedzą, że z tygodnia na tydzień cena za naszego Kevina będzie spadać."
Leśny Wilk próbował sam sobie tłumaczyć, że sytuacja w której być może za chwile się znajdzie, jest w pełni przez niego kontrolowana. Ale niemal w tym samym momencie inna myśl przeszła mu przez łysiejącą głowę. Słyszał już o tym, że Kupchak potrafi pojawić się nieproszony, wziąć co chce i odejść. Kwame Brown za Gasola, Howard za Bynuma, no i przecież prawie miał CP3 i Howarda za jednym zamachem. To cwaniak. Taki cwaniak starej szkoły bo nie przeklina, jest ładnie ubrany, poklepuje cię po plecach, mówi co chcesz usłyszeć. Dopiero jak zamknie za sobą drzwi, dociera do ciebie, że właśnie zostałeś wy..any.
"Nie, ten stary sk..el znów chce to zrobić. Ja nie wiem czy ten jego pick to będzie coś dobrego. Tu mi dają 24-letnigo strzelca, który potwierdził swoją wartość w lidze, no i skrzydłowego tylko trochę gorszego niż nasz Kevin. Jak dobrze to rozegram, to wyciągnę od nich coś jeszcze. Na cholerę nam trzeci do tej wymiany? A tak w ogóle to o czym my tu mówimy? Ja im daję All-Stara, reprezentanta kraju, który co wieczór może dać 26 punktów, 12 zbiórek i 4 asysty. A oni mu podsuwają czapkę gruszek. Ludzie!" – pomyślał Leśny Wilk.
Wiedział doskonale, że musi coś zrobić. Nie miał cienia wątpliwości, że może nie wyjść żywy z tego pokoju.
A nawet gdyby jakimś cudem udało mu się uśpić czujność Kupchaka i tego typka ze Złotego Stanu, to za pierwszym lepszym rogiem, w pierwszej lepszej ciemnej uliczce kto inny wepchnąłby mu nóż między żebra. Danny Ainge, Phil Jackson, te bandziory z Chicago. To jak wybierać między dżumą a tyfusem.
Chciał uspokoić myśli, zaczął wertować swoją pamięć. Przed oczami pojawiły mu się obrazy ośnieżonych szczytów drzew, budyniu ze świeżymi lub mrożonymi truskawkami (w zależności od pory roku), który mama przygotowywała mu gdy był dzieckiem.
Patrzył w jeden punkt pokoju. Nic nie mówił. Bał się. Wiedział, że tylko odwleka w czasie to, co nieuniknione, ale mimo wszystko gdzieś podświadomie chciał tak trwać.
Dopadł go jeden z tych momentów, w których dociera do człowieka, że w pokoju jest tykający zegar. Wszyscy znamy to uczucie. Przyłapujesz się na tym i czasem uśmiechasz się potem pod nosem, bijąc brawo w myślach złożoności ludzkiego umysłu. Spędzasz w jakimś pokoju kilka godzin, w czasie których były momenty ciszy ale z jakiegoś powodu dopiero w tej jednej konkretnej chwili zaczynasz słyszeć "tyk-tyk, tyk-tyk…"…