Śliwki vs Robaczywki 2019-20 Vol. 11

Dzień dobry! Mam tu dla Ciebie garść Śliwek. Kilka z nich podsunęło mi samo życie. Kilka pochodzi jeszcze z grającej NBA. Kilka wpadło na mnie w czeluściach internetu, ja je tylko zebrałem. Zapraszam!

– Ostatnie zestawienie „ŚvsR” zaczęliśmy od tematyki związanej z koronawirusem. Teraz będzie podobnie. Ogromna Śliwka dla wszystkich graczy NBA, którzy włączyli się w akcje charytatywne związane z bezpośrednią lub pośrednią pomocą ludziom i organizacjom w różnym stopniu dotkniętym pandemią. Zion Williamson, Jeremy Lin, Rudy Gobert, Kyrie Irving, Danilo Gallinari, Karl-Anthony Towns, Joel Embiid, Stephon Marbury, Russell Westbrook i wielu innych.

– Śliwka dla kanałów NBA, FIBA i Eurolig na You Tube i Facebooku za to, że nie ustają w dostarczaniu nam, kibicom treści w tych trudnych czasach.
Na kanałach NBA co jakiś czas dostajemy prawdziwe perły. Dwa dni temu mogliśmy przypomnieć sobie, lub odkryć po raz pierwszy, mecz Raptors-Suns sprzed 20 lat, w którym Vince Carter zdobył 51 punktów. NBA stara się urozmaicać swój repertuar. Raz dostajemy mecze sprzed kilku lat, w których rekordy bili Durant, Westbrook, Curry, Harden czy James, a trochę wcześniej Bryant czy Shaq. Innym razem z kolei sięgamy głębiej do historii ligi. Trzy tygodnie temu na kanał trafił 55-punktowy występ Michaela Jordana w Madison Square Garden z roku 1995.

Kanał Euroligi udostępnia regularnie najlepsze akcje minionych lat, przypomina najlepsze mecze Final Four różnych lat, ale także przygotowuje świeżą treść o dużej wartości. Jakiś czas temu na ich kanał trafiła półgodzinna rozmowa o wadze zdrowia psychicznego w zawodowym sporcie, godzinny wywiad z Jordi Bertomeu, prezydentem Euroligi, a dwa dni temu pojawił się tam ponad godzinny wywiad z legendarnym trenerem Zeljko Obradovicem.

FIBA idzie podobną ścieżką. W ostatnich tygodniach mogliśmy obejrzeć wiele klasyków z Mistrzostw Europy i Mistrzostw Świata. Kibice mają doskonałą okazję, żeby przypomnieć sobie ekipę Hiszpanii z braćmi Gasol w składzie, młodego Dirka Nowitzkiego i reprezentację Niemiec, przebojowego Tony’ego Parkera i jego Francję. No i oczywiście kilka ciekawych składów Stanów Zjednoczonych. Jest z czego wybierać. FIBA bardzo szybko zareagowała na brak regularnej treści dla fanów koszykówki.

Oficjalny kanał Igrzysk Olimpijskich na You Tube również raz na jakiś czas raczy nas koszykówką. Cztery dni temu mogliśmy zobaczyć finał olimpijski z Pekinu, z 2008 roku USA-Hiszpania. Dwa tygodnie temu starcie oryginalnego Dream Teamu, czyli reprezentacji USA z 1992 roku z Barcelony, z Angolą.

– A skoro mowa o rozrywce, to ESPN zdecydował, że w tych trudnych czasach, przyspieszy premierę dokumentu „The Last Dance.” 10-odcinkowy serial poświęcony jest Michaelowi Jordanowi i Chicago Bulls z sezonu 1997-1998, który Phil Jackson nazwał roboczo „ostatnim tańcem”. Za nami pierwsze dwa odcinki, które już pobiły rekordy oglądalności i spotkały się z bardzo pozytywnym przyjęciem oglądających. Czekam na kolejnych osiem części.

– A skoro mowa o „The Last Dance”, to Michael Jordan zdecydował, że całe swoje honorarium z tytułu tej produkcji przekaże na cele charytatywne. Szacuje się, że jego gaża może sięgnąć nawet $4-5 mln.

No dobrze, ale przecież kiedyś była taka liga koszykówki. NBA się nazywała. W niej też się działo. Tu też mam parę rzeczy sprzed zawieszenia rozgrywek.

– LeBron James. Wow, jak to miło napisać coś o samej koszykówce, beż żadnych słów na „k” i „w” w tle. Średnie LBJ’a za pięć meczów w marcu (Lakers wygrali cztery z nich) to 30 punktów przy skuteczności z gry na poziomie 55.7%, 9.4 zbiórki, 10.6 asysty oraz 1.4 przechwytu. Jeśli o mnie chodzi, to moim zdaniem momentum zaczynało już przechylać się w stronę Jamesa, jeśli chodzi o wyścig po MVP. Narracją tego sezonu jest, lub raczej było to, że Bucks wygrają 70+ meczów, podczas gdy ich lider gra sobie tylko po pół godziny w każdym nich. W tym czasie jest w stanie produkować znakomite statystyki. W momencie zawieszenia rozgrywek, argument o 70+ wygranych i dużej przewadze nad kolejną ekipą przestał istnieć. Bucks z bilansem 53:12 już tylko nieznacznie wyprzedzali Los Angeles Lakers (49:14). Trzeba też pamiętać, że w starciu z Lakers, Giannis lekko podkręcił kolano. Miał stracić jakieś dwa tygodnie rozgrywek. To byłaby idealna okazja dla LeBrona, by błyszczeć indywidualnie i windować z Lakers ich bilans.
W ostatni weekend przez zawieszeniem sezonu, do L.A. przybyli kolejno Bucks i Clippers (to znaczy ci drudzy nigdzie nie przybyli, bo to przecież także ich miasto i ich hala, ale wiecie o co chodzi). LeBron i koledzy kolejno rozprawili się z Giannisem w piątek i Kawhi’m w niedzielę. Lakers mogli skończyć sezon z lepszym bilansem, niż Bucks. Sam LeBron bezsprzecznie dostarczał liczb na poziomie MVP. Szesnasty rok z rzędu (!) nie schodził poniżej 25 punktów na mecz (25.7). Do tego dokładał po 7.9 zbiórki i 1.2 przechwytu. Liderował lidze w asystach (10.6) i najpewniej wygrałby tę kategorię za te rozgrywki, po raz pierwszy w karierze.
W swoim 17 (!) sezonie w NBA, James robił rzeczy, których nie robił przed nim nikt z takim stażem w lidze oraz prawie nikt wcześniej w takim wieku (35 lat). Oj, popatrzyłoby się na grającego w koszykówkę LeBrona!

– Duncan Robinson. Gracz Heat powoli staje się jednym z moich ulubionych zawodników obecnej NBA. Niewybrany w drafcie 2018 roku Robinson, tułał się w minionych rozgrywkach między Heat, a ich drużyną w G League. Ostatecznie wystąpił tylko w 15 meczach. Grał po 10 minut i notował po 3 punkty na mecz. W tym sezonie eksplodował wręcz strzeleckimi talentami. Niemal natychmiast stał się podstawowym graczem rotacji Heat. Zdobywał po 13 punktów na mecz, jego skuteczność zza łuku wynosiła 44.8% (czwarty w lidze), trafiał 3.7 trójki w każdym meczu (też czwarty). Ogromna Śliwka dla niego, ale też równie wielka Śliwka (już kolejna w tym sezonie) dla organizacji Miami Heat, której program indywidualnego rozwoju graczy, jest jednym z najlepszych programów w całej lidze. W marcu, średnie Robinsona wskoczyły na poziom 19 punktów na mecz, przy skuteczności aż 52.6% zza łuku. 26-latek trafiał w tym okresie średnio aż sześć trójek w każdym występie. Heat mają opcję klubu w jego kontrakcie na przyszłe rozgrywki, która wynosi zaledwie $1.6 mln. Dwie ciekawostki o nim:
– Potrzebował 79 meczów, by trafił 250 trójek. Nikt przed nim w historii nie miał takiego wejścia w karierę w NBA.
– W trzech kolejnych meczach w marcu trafiał 9, 8 i 7 razy zza łuku przy skuteczności ponad 55% w każdym z nich. Podobnym osiągnięciem poza nim może pochwalić się tylko Mike Miller.

 

W nagrodę za dotarcie do końca, kilka bonusowych Robaczywek, które nie zmieściły mi się w ostatnim notowaniu.

– Rudy Gobert zrobił, co zrobił. Potępiliśmy go za to. Sam przeprosił i posypał głowę. Wpłacił pół miliona dolarów na walkę z wirusem. Ludziom w internecie nadal mało. Najchętniej, to chyba by go powiesili. Robaczywka dla tych właśnie ludzi. No ileż można jechać po człowieku? Zrobił błąd, duży błąd. Zachował się głupio, lekkomyślnie. Nie przez niego zawieszono rozgrywki, on też się od kogoś zaraził. Liga i tak przestałaby grać prędzej czy później.

– Steve Kerr. W sumie, to nie bezpośrednio dla niego, ale dla twórców „The Last Dance”, lub ludzi związanych z promocją tego dokumentu. Jak dla mnie, dość dużym nadużyciem było umieszczenie Kerra na plakacie promującym film obok Jordana, Pippena i Rodmana. Steve Kerr nie był aż tak dobry i aż tak ważny dla rotacji tamtych Bulls. Na tym plakacie powinni byli znaleźć się Ron Harper lub Toni Kukoc. Oczywiście rozumiem zabieg – Steve Kerr, po skończeniu kariery, związany był z mediami. Jest trenerem Golden State Warriors, którzy w ostatnich pięciu latach grali w Finałach NBA i zdobyli trzy tytuły. Kerr jest inteligentnym facetem, którego dobrze się słucha. Zatem Steve Kerr jako pomost łączący pokolenia, to zabieg jak najbardziej logiczny. Nastoletni fani NBA bardziej rozpoznają Kerra, niż Kukoca i Harpera. I to się zgadza. Przy czym pierwsza myśl (nie tylko moja) patrząc na ten promujący plakat powoduje u mnie dość spory zgrzyt. Zastanawiam się czy obecność Kerra w celu pozyskania młodego pokolenia była poparta jakimiś analizami, że o taki, jakiś konkretny % ludzi więcej przyjdzie obejrzeć tę serię, gdy coach Stepha i Klay’a będzie na tym plakacie.


* Tekst napisałem oryginalnie dla portalu Unibet. Opublikowany został tam kilkanaście dni temu.

5 comments on “Śliwki vs Robaczywki 2019-20 Vol. 11

  1. Jakub

    Panie Karolu, najpierw pisze Pan ze robaczywka za Kerra a potem sam w sumie udowadnia, ze nie jest to takie bez sensu 🙂 Ciekawy wpis, miło wiedzieć o tym, ze także Euroliga dostarcza sporo archiwalnych treści w czasach zarazy.

    Reply
    1. Karol Śliwa Post author

      Chyba zgodzi się pan ze mną panie Jakubie, że tak to właśnie w życiu jest. Rzeczy rzadko bywają albo całkowicie białe, albo całkowicie czarne. Prawda? Stąd taka właśnie ocena tej sytuacji.

      Reply
    1. Karol Śliwa Post author

      Owszem, wiem o tym. W ogóle nie powinien się znaleźć w takiej sytuacji.

      Reply
  2. Anonim

    i się pogubiłem o co chodzi:
    ….jak to miło napisać coś o samej koszykówce, beż żadnych słów na “k” i “w” w tle…

    aaaa już wiem… dotarło przy pisaniu komentarza…

    Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.