Śliwki vs Robaczywki play-offs 2019 Vol.2

Dzień dobry. „To jest ten segment polskojęzycznego internetu o NBA, którego najbardziej pożądasz.” – To jest druga część tekstu, która spina klamrą pierwszą rundę tegorocznych play-offs.  Parę dni temu zebrałem Śliwki, dziś dokładam Robaczywki. Dzięki za podsyłanie własnych propozycji i przemyśleń. Kanały dostępu do mnie bez zmian – maile, wiadomości na FB, komentarze tu i na fanpage’u). Jak wiecie, interakcja z czytelnikami, wiele dla mnie znaczy, więc nie wahajcie się pisać.

 

Robaczywki:

Russell Westbrook. W zasadzie, to mógłbym poprzestać na tej jednej Robaczywce. Bardzo robaczywej robaczywce. Inne przy niej, to tylko przystawki do dania głównego. Russ kolejny rok z rzędu żegna się z play-offami w takim stylu, że zostawia po sobie gorzki posmak i wiele znaków zapytania na przyszłość. Od czego by tu zacząć? Hmm… w meczu, w którym Paul George zdobył 36 punktów, trafił 14 z 20 rzutów, aż prosiło się, żeby dać mu w końcówce kilka piłek, wykreować go w kilku posiadaniach. Ale nie! Westbrook swoje, swoje, swoje. Swoje! Spudłował 20 ze swoich 31 rzutów. Spudłował 20 czyli dokładnie tyle, ile George oddał w tym starciu. Kolejny raz staram się wejść do głowy Russa, bo dla mnie to jest bardzo interesująca postać. Nie potrafię go rozgryźć. Zero skruchy podczas kończącej konferencji – „Jeśli chcecie oceniać moją karierę przez pryzmat kilku meczów, to proszę bardzo. Gówno mnie to obchodzi. Wiem kim jestem. Wiem na co mnie stać. Znam swoje możliwości. Wiem czego już dokonałem. Kiedyś mówiliście, że trzymam piłkę. Za ostatnie trzy lata jestem liderem asyst. Więc teraz rozmawiacie o moim rzucie. W następnym sezonie będę lepiej rzucał. Pewnie potem czepicie się, że moja lewa stopa jest większa od prawej. Dlatego nie dbam o to, co o mnie mówicie. Co wieczór mogę robić rzeczy, których nikt nie jest w stanie robić. Bo gdyby mogli, to by robili. Kiedy robi się coś na wysokim poziomie, wtedy pojawiają się hejterzy.Takie jest życie.” Brak skruchy to pół biedy. Sportowcy muszą być pewni siebie. Słuchając tego miałem wrażenie, że Westbrook po prostu nie rozumie, gdzie leży problem. Mówił, że będzie ćwiczył latem rzut. Fajnie. Jest już przecież po złej stronie trzydziestki. Atletyzm będzie uchodził czy on tego chce, czy nie. Nadal jest fizycznym wybrykiem natury. W ciągu ostatnich sześciu lat przeszedł cztery operacje (!) prawego kolana, a i tak nadal kpi sobie z grawitacji. Ale kiedyś to się skończy, bo każdemu się kończy. Czasu nie oszukasz, biologii nie oszukasz. Jestem bardzo, bardzo ciekaw z czym Russ przyjdzie do następnego sezonu. Spodziewamy się, że pewne rzeczy się zdarzą, a te rzeczy, z jakiegoś powodu się nie dzieją. Zdawało nam się, a może tylko mi, że po tym, jak Westbrook w fatalnym stylu odpadł rok temu z Jazz, przyjdzie do nowego sezonu mądrzejszy, pokorniejszy. On przecież oddał 82 (!) rzuty w ostatnich dwóch meczach z Jazz. To był żenujący obraz antybohatera. Paul George, mimo wszystko, postanowił zostać. Myślałem, że Westbrooka to zmieni. Choćby trochę. A tu nic. Jak triple-double o ścianę! Westbrook stał się karykaturą lidera, gwiazdy. I jeszcze raz wchodzę do jego głowy – nie możesz odmówić mu tego, że się stara, że zostawia wszystko na parkiecie, że naprawdę chce wygrywać. Problem w tym, że ktoś musi dotrzeć do niego i mu wytłumaczyć, że to nie tak się robi. Jego drużny nie będziemy rozliczać przez pryzmat jego własnej linijki statystycznej. Na tym etapie jego kariery w NBA, rozliczamy i oceniamy go już tylko za to, czy na koniec meczu Thunder będą mieli zwycięstwo czy porażkę. To takie proste. Czy będzie miał 17 punktów, 4 zbiórki i 6 asyst czy triple-double na 20/20/20 czy nawet 30 czy na ile tam mu nogi pozwolą, to już nie jest istotne. Takie rzeczy są do pewnego stopnia ważne, gdy młody zawodnik wchodzi do ligi i walczy o ugruntowanie swoje pozycji w lidze, o duży kontrakt. I wtedy czasem mówimy „wow, jaki on ma sufit, jaką on ma przed sobą przyszłość.” My już znamy sufit Westbrooka. My już nie potrzebujemy od niego meczów z triple-double, my już to widzieliśmy. On nie musi nam co wieczór czegoś udowadniać. Chcemy zobaczyć, jak prowadzi, albo współprowadzi, swoje drużyny do wygranych. On musi to zrozumieć. Tyle, że po tylu próbach, nie mam pewności, czy on jest w stanie to zrozumieć i się odpowiednio zmienić. Mam wątpliwości. I może to jest tylko moja wina, że podchodzę do tego w sposób „on musi to zrozumieć, on musi się zmienić.” Rzecz w tym, że nic nie musi. Iverson tego nie zrozumiał. Melo tego nie rozumie. Może i Russ też nie jest w stanie. Zobacz, facet za parę miesięcy będzie miał 31 lat. Ma żonę, troje dzieci. Na początku kwietnia robi mecz na 20 punktów, 20 zbiórek i 21 asyst. Po końcowym gwizdku krzyczy „to dla Nipsey’a!”  Nosz k..a mać! Jakie to jest przaśne. Czemu Cię nie może inspirować co wieczór Paul George, który zostawił Lakers i LeBrona, żeby być z Tobą. Z Tobą chciał wygrywać. A Ty, jak 14-latek krzyczysz, że to dla Nipsey’a. Niby nic, a jednak pokazuje to hierarchię wartości Westbrooka. Przywiązanie do dupereli, do statystyk, do symboliki z tym związanej. Dziś wyjdę i robię 20/20/20 bo mogę, bo jestem Westbrook. Wciśnij krzyżyk…

– Zupełnie nie rozumiem logiki i celowości w bronieniu Westbrooka po serii z Blazers. Bo on się starał, bo zostawił serce, bo przecież jest wybitny, to nadal elita NBA. Jasne! To wszystko się zgadza! I wiesz, co? Właśnie dlatego pozwalamy sobie go krytykować. Właśnie dlatego, że jest wybitnym sportowcem. Nie krytykujemy Raymonda Feltona za to, że przeturlał się obok tej serii. Nie mówimy o nim, bo nie mieliśmy co do niego oczekiwań. Co do Russa je mieliśmy. I mieliśmy prawo je mieć. Westbrook nie ma nic na swoją obronę. A Ty go nie broń. I nie kasuj każdej dyskusji magicznym słowem hejt. To są głosy ludzi, którzy na koszykówce się znają. Konstruktywne słowa krytyki są potrzebne. Pozwalają się rozwijać, iść dalej, udoskonalać się. To z pustym hejtem nie ma nic wspólnego.

Jared Dudley. Dudley to jest inteligentny gość. Przydatna postać w szatni. Na przestrzeni lat czytałem wywiady z jego udziałem, słuchałem też podcastów. Moje zdanie o nim jest tylko pozytywne. To myślący facet. Tym bardziej zdziwiło mnie jego zachowanie w serii z 76ers. Rajd w stronę Embiida, dziwne wypowiedzi na temat Simmonsa. To w żaden sposób nie pomogło Nets.

Platformy Social media Oklahomy Thunder. Po tym, jak OKC odpadli z Blazers, na różnych platformach klubu pojawiło się zdjęcie Westbrooka z podpisem, że ten zaliczył kolejne triple-double. Are you f*g kidding me? Drużyna, która miała papiery na Finał Konferencji, która w bardzo kiepskim stylu, drugi rok z rzędu, żegna się rywalizacją już pierwszej rundzie, nie ma wstydu, żeby wrzucać takie rzeczy?

Dennis Schröder. Trochę za cienki w kołnierzyku, żeby robić z siebie kogoś, kim nie jest. Pisałem w Śliwkach, że nie lubię cwaniactwa w sporcie. Jeśli coś już w życiu wygrałeś, to możesz pozwolić sobie na odrobinę nonszalancji. Jeśli jesteś na pewnym poziomie, to możesz trochę więcej. NBA, to liga zhierarchizowana. Zanim nie wejdziesz na pewien pułap, nie powinieneś wchodzić w interakcje z ludźmi tak bardzo powyżej Ciebie. Tak bardzo, bardzo. Lillard to jest elita ligi. Schröder, to co najwyżej solidny średniak.

Joe Ingles. Tylko 6.4 punktu na mecz przy fatalnej skuteczności z gry na poziomie 32% i 27% zza łuku. Siła Jazz drzemie w kolektywie, w którym co noc kto inny może rzucić 20+ punktów. W serii z Rockets Donovan Mitchell był sam, jak palec.

Spurs. Dlaczego nie faulowali w końcówce siódmego meczu? Po tym, jak rzut DeRozana został zablokowany, a Jokic wszedł w posiadanie piłki, do końca meczu było 28 sekund z kawałkiem. Nuggets prowadzili 90:86. Tu nie trzeba było być wielkim strategiem, tylko umieć liczyć do 24. Nawet, gdyby Spurs wybroni to posiadanie, co ostatecznie zrobili, to na zegarze zostaje za mało czasu, żeby trafić do kosza, faulować, trafić jeszcze raz. Kuriozalna sytuacja.

Ławka Raptors. Zaginęła, a potrzebna jest. Jak ktoś widział, to niech zadzwoni do właściciela.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.