Jego rodzice nie pochodzą z Azji, więc nie stoją za nim miliony zwariowanych na punkcie koszykówki kibiców z Dalekiego Wschodu. Nie jest absolwentem prestiżowej uczelni, nie rzuca game-winnerów a jego historia zapewne nie doczeka się ekranizacji. Avery Bradley nie jest też nową sensacją ligi. Jest po prostu coraz ważniejszą częścią rotacji Celtics, którzy po weekendzie All-Star "robią robotę" i ratują swój sezon (być może ostatni w takim składzie), który w lutym wyglądał na stracony.
Celtowie byli 15:17 kiedy liga szykowała się do Weekendu Gwiazd. Mieli za sobą serię 5 porażek z rzędu oraz 7 z wcześniejszych 8 meczów. Kevin Garnett głośno mówił, że jeśli drużyna nie dostanie porządnego 'kopa w d..pę’, to sezon będzie stracony.
Może i mało wyszukana metoda motywacyjna, ale jak się potem okazało skuteczna.
Celtics zaczęli wygrywać ale jak to z ekipami weteranów bywa, poza walką na koszykarskich parkietach, trzeba też toczyć nie mniej ważną, nieustanną batalię o utrzymanie zdrowia. Nie każdemu się udaje.
W połowie marca okazało się, że Chris Wilcox ma poważne kłopoty z sercem i nie zagra w koszykówkę do końca sezonu. Kilka dni później potwierdziło się, że ze względu na operację lewego nadgarstka do składu nie wróci również do końca rozgrywek Jermaine O’Neal.
Jakby tego było mało 23 marca ze składu (do wczoraj) wypadł Mickael Pietrus, który w meczu z 76ers doznał wstrząśnienia mózgu. Zbiegło się to w czasie z kłopotami Ray’a Allena z prawą kostką, która wyłączyła go z gry na 6 kolejnych spotkań.
I wtedy pojawił się on…
Dla kibiców Bostonu to nie sensacja a miłe zaskoczenie, bowiem Avery Bradley, 19 numer draftu 2010 jeszcze zanim trafił do NBA, miał dobrą prasę. Wielu znajdowało w jego grze wspólny mianownik z grą Jrue Holiday’a a nawet Russella Westbrooka.
Bradley zanim jednak nauczył się zagrywek w systemie Doca Riversa, musiał nauczyć się cierpliwości. Ze względu na poważne skręcenie lewej kostki i operację z tym związaną stracił całe lato i lwią część obozu przygotowawczego do sezonu 2010-2011. Kiedy wrócił do zdrowia nigdy nie przebił się do rotacji Celtics (tylko 31 meczów, średnio 5.2 minuty oraz 1.7 punktu na mecz). Odsyłany do D-League do drużyny Maine Red Claws miewał przebłyski drzemiącego w nim talentu i atletyzmu mocno osłabionego przez kontuzję (17.1 punktu, 4.8 zbiórki, 5.2 asysty oraz 3 przechwyty).
Początek tego sezonu nie wskazywał na przełom w sytuacji 21-latka. "Zakurzony" gdzieś na końcu ławki Celtów grywał nic nie znaczące końcówki meczów, w których wynik ustalony był już dużo wcześniej.
25 marca w kalendarzu NBA był dniem, jak każdy inny – ale nie dla Bradley’a. Pod nieobecność Allena i Pietrusa coach Rivers dał mu szansę gry w pierwszej piątce Celtów a ten wykorzystał ją w 100% i miejsca wyjściowym składzie już potem nie oddał.
Od kiedy A.B. rozpoczyna mecze, Celtics są 9:2 (przegrali tylko z Bulls i Spurs). Jego średnie z tego okresu wynoszą 12.8 punktu (52% z gry, 89% z wolnych), 2.9 zbiórki, 1.2 asysty oraz niecały przechwyt.
"On jest jak ból w d..pie dla rywali. Należą mu się słowa uznania. Zna swoją role i wypełnia ją doskonale." – mówi o o Bradley’u coach Spurs Greg Popovich .
Boston potrzebował atletyzmu i świeżej krwi w szeregi swoich weteranów. Widać było to wcześniej na przykładzie wymiany Bass-Davis. Statystycznie podobni ale kolosalną różnicę robi fakt, że Bass, w przeciwieństwie do ociężałego i statycznego Davisa biega, skacze i dynamicznie atakuje obręcz. W połączeniu z K.G. grającym na środku już nie tak łatwo dostać się pod broniony kosz Celtów.
Włączenie do rotacji Bradley’a dało nowy wymiar grze "Green Teamu". Statystyki tylko to potwierdzają:
– W 5 z ostatnich 11 meczów Celtowie zatrzymali rywali na 79 (lub mniej) punktach.
– Kiedy Bradley i Garnett są jednocześnie na parkiecie, Boston traci 88.8 punktu na 100 posiadań i zatrzymuje rywali na niecałych 39% skuteczności z gry. Na każdą asystę rywali przypada prawie jedna wymuszona strata. I nie są to liczby wyciągnięte z kontekstu – Bradley i Garnett zagrali ze sobą prawie 700 minut.
– Kiedy Rondo i Bradley grają razem (prawie 300 minut), Boston traci 82.2 punktu na 100 posiadań. To niemal 20 punktów poniżej ligowej średniej.
Oczywiście nadużyciem byłaby teza, głosząca że Avery Bradley uratował Celtom sezon. To w dalszym ciągu drużyna Pierce’a, Garnetta, Rondo i spowolnionego ostatnio przez kłopoty zdrowotne Allena. Od czasu Wekkendu Gwiazd Bostończycy wygrali 19 z 26 meczów i ze środka tabeli Wschodu wskoczyli na czwarte miejsce, mając nadal realne szanse na trzecie.
W tym okresie Paul Pierce w każdym meczu notował dwucyfrową zdobycz punktową a K.G. nie zrobił tego tylko raz. Rondo od 19 meczów z rzędu nie schodzi poniżej 10 asyst na mecz – coś co udało się ostatni raz 20 lat temu samemu Johnowi Stocktonowi.
Głodny gry i w końcu zdrowy Bradley pozwala jednak obronie Celtów nawiązać do starych dobrych, mistrzowskich lat z Tony Allenem w składzie a w ataku dać odrobinę kontrolowanego szaleństwa. To nie jest do końca to ale mocny na nogach Bradley w przeciwieństwie do prawie 37-letniego Allena ma siłę, zdrowie, szybkość i chęci żeby nękać (i to z powodzeniem) najlepszych obrońców rywali w zasadzie cały czas, kiedy gra. Z kolei wyłączony z niektórych defensywnych obowiązków Allen ma więcej sił, żeby przebijać się na zasłonach i szukać pozycji do rzutu. Na ile wystarczy to Celtom w końcówce sezonu zasadniczego i play-offach? Kibice C’s wierzą, że do samego końca. Inni sugerują, że szalony zryw w końcu wyhamuje bo przecież mówimy o składzie na fundamentach blisko 37-letnich nóg Allena, prawie 36-letnich Garnetta i 34-letnich Pierce’a.