W wieku zaledwie 32 lat zawodową karierę postanowił zakończyć Terrence Ross. Ósmy wybór draftu 2012 roku spędził w NBA 11 sezonów. Pierwsze cztery lata z kawałkiem w Toronto Raptors. Potem, w trakcie rozgrywek 2016-17, trafił do Orlando Magic. Był jednym z elementów wymiany, na mocy której do Kanady trafił Serge Ibaka, który w 2019 roku zdobył z Raptors mistrzowski tytuł.
Ross został na Florydzie do połowy ubiegłego sezonu. Potem dogadał się z Magic w sprawie wykupienia reszty kontraktu, a następnie dołączył na 21 meczów do Phoenix Suns.
Informację o tym, że kończy z zawodowym graniem ogłosił na antenie swojego podcastu „The T. Ross Podcast”, który jak podejrzewam, będzie się starał teraz rozwijać. TUTAJ najnowszy odcinek, w którym ogłasza przejście na sportową emeryturę.
Podobało mi się, że mówi szczerze o tym, że po prostu chce być z rodziną, uczestniczyć w wydarzeniach, w których przez lata grania w NBA, nie mógł uczestniczyć. Ross zwraca uwagę na to, że myśl o zakończeniu kariery zaczęła chodzić mu po głowie już ponad rok temu. Drobne kontuzje, które zaczęły go spowalniać, zanikająca chrząstka w kolanach. No i oczywiście odpowiedni poziom motywacji, o którą z wiekiem, wraz z pogrubiającym się portfelem, coraz trudniej. Bądźmy szczerzy.
Tego typu historie, przynajmniej dla mnie, dają dobrą perspektywę do tego, żeby to, co robi LeBron James cenić jeszcze bardziej i przenigdy nie brać za coś pewnego. Po pierwsze zdrowie, unikanie kontuzji, co nie jest dziełem przypadku, tylko owocem ciężkiej pracy, reżimu żywieniowego, regeneracyjnego i każdego innego reżimu związanego z ciałem. Po drugie, nie mniej ważne, motywacja. Do tego sezonu, James miał zarobione z samej NBA ponad $430 mln. Doliczając do tego umowę z Nike i paroma innymi markami. Doliczając do tego inwestycje i biznesy w różnych branżach, ta suma rośnie jeszcze bardziej. A jemu się nadal chce! Trochę za mało się o tym mówi, że jemu, tak po prostu, nadal się chce biegać za piłką. Jeśli, z jakiegoś powodu, nie pasuje Ci tu LeBron, to wstaw sobie Chrisa Paula, Kevina Duranta a wcześniej Dirka Nowitzkiego, Kobe Bryanta, Kevina Garnetta i innych, którym też się chciało przez długie lata.
Ale wrócimy do Terrence’a Rossa.
Jest prezesem klubu „zawodnicy, którzy zdobyli w NBA 50 punktów, których nigdy byś o to nie podejrzewał(a).” Stało się to w styczniu 2014 roku, gdy był jeszcze graczem Raptors.
Rok wcześniej, czyli w 2013 roku, wygrał konkurs wsadów.
Pewnie przesadą byłoby napisać, że był jednym z najlepszych „in-game” dunkerów wszech czasów, ale z pewnością był jednym z najlepszych „meczowych” dunkerów ostatniej dekady.
W lutym 2019 roku udało mi się oglądać go z bliska w Toronto. Przyjechał wtedy do Kanady ze swoimi Orlando Magic. Okazał się być katem swojej byłej drużyny. Zaliczył 28 punktów, 9 zbiórek i jedno solidne zdjęcie! TUTAJ relacja z tamtego wyjazdu.
Terrence Ross zagrał w NBA w 733 meczach. Jego średnie za całą karierę sięgają 11 punktów, 2,8 zbiórki oraz 1,3 asysty. Przez całą karierę zarobił w NBA $92,2 mln.