Keep calm and London

Nie wiem jak mają inni, którzy się tym zajmują. Dla mnie za każdym razem to niesamowite przeżycie. Jako dziecko oglądałem ich w telewizji, miałem ich plakaty na ścianach, a teraz mogę porozmawiać, uścisnąć dłoń, zrobić zdjęcie, ogólnie pokręcić się w ich otoczeniu. Momentami zastanawiam się czy to dzieje się naprawdę. Tak, NBA jest dla mnie czymś więcej, niż tylko profesjonalną ligą koszykówki, czymś więcej niż tylko życiową pasją. Jeśli to jest choroba, to nie zamierzam jej leczyć.

W liceum chodziłem na mecze AZS Lublin. Pamiętam jak dziś, gdy prosiłem o autograf pewnego (wówczas) reprezentanta kraju – mniejsza z tym jak było mu na nazwisko. Pokręcił przecząco głową, uśmiechnął się po cwaniacku, usiłując równocześnie kozłować piłkę między nogami. Liga. Zastanawiałem się potem kilka razy po co prosiłem o autograf gościa, który w niczym mi nie imponował.
Jeszcze bardziej traci to sens, kiedy uświadamiam sobie że ja żadnych autografów nigdy wcześniej, ani nigdy później nie zbierałem. No, nieważne.

W NBA jest trochę inaczej. Każda część dnia jest zaplanowana. Gdy w programie przychodzi czas na „media availability”, wszyscy zawodnicy mają obowiązek być dostępni. Ale podkreślić trzeba jedno – to, że mają obowiązek nie znaczy robią to od niechcenia. Przeciwnie. Są otwarci, uśmiechnięci. Odpowiadają mądrze i ciekawie, wyczerpują temat. Jeśli tylko udają, to robią to naprawdę nieźle – ja się nabieram za każdym razem. To niesamowite, że ludzie którzy zarabiają kosmiczne pieniądze, potrafią czerpać radość z małych rzeczy. Oddanych rozmowom i sesjom zdjęciowym z gwiazdami NBA na ziemię sprowadza głos „media mają jeszcze minutę na zadawanie pytań”. Głos ten przeszywa uszy i wnętrzności bardziej, niż poranny budzik.

Ale zanim to nastąpi, jesteś w mydlanej bańce, w siódmym niebie, w koszykarskim raju – nazwij to uczucie jak chcesz.
Plan na środę, czyli na dzień poprzedzający mecz wyglądał tak:

– Otwarty trening Hawks, a po nim czas dla mediów.

– NBA Cares Clinic – zawodnicy obu drużyn przeprowadzili mini-trening z dziećmi oraz osobami niepełnosprawnymi.
– Otwarty trening Nets, a po nim czas dla mediów.

Oto co udało mi się zdziałać:

Powiedz mi „Prawdę”, Paul. „Sp..alaj Karolu.” Żartuję. To było tak mniej więcej:
Paul, czy możemy sobie zrobić zdjęcie?
Stary, później, idę porzucać.
No weź, tylko jedno – jesteś moim ulubionym zawodnikiem.
Akurat. Muszę iść…

Andrei Kirilenko nie lubi rękawków zła: Są śmieszne, dziwnie się w nich gra. Te rękawy przeszkadzają. No wiesz, jakbyś grał w nich całe życie, to by nie było problemu a tak czujesz dyskomfort.

Jason Terry o stracie Brooka Lopeza: To oczywiście ogromna strata, ale cały czas mamy wysoki skład. K.G. Ma 7 stóp, Joe Johnson jest dużą „dwójką”, Deron też jest duży, jak na rozgrywającego, więc patrząc ogólnie na naszą ekipę, to nadal jesteśmy więksi od wielu innych drużyn.

O play-offach i potencjalnej serii z Heat: Najpierw musimy się tam dostać. Sezon regularny póki co nie jest imponujący w naszym wykonaniu, ale liczymy, że jak już dostaniemy się tej fazy, to zaczniemy wszystko od nowa, z czystymi umysłami. To z kolei dałoby nam szansę na zrealizowanie naszego celu, którym mimo wszystko jest cały czas zdobycie mistrzowskiego tytułu. Gdyby przyszło nam grać z Heat, to oczywiście byłoby wielkim wyzwaniem, ale jest to coś czego chcemy, nie boimy się nikogo.

O zdrowiu: Latem przeszedłem operację lewego kolana. Nie jestem jeszcze w 100% sobą, ale z tygodnia na tydzień jest coraz lepiej. Miałem w związku z zabiegiem wzloty i upadki, ale czuję, że wszystko zmierza we właściwym kierunku.

O swojej karierze: Myślę, że pogram jeszcze ze 4-5 lat. Wiesz jak to jest – kiedy przestajesz mieć w nogach, zaczynasz mieć w głowie. Ale chcę pozostać związany z koszykówką na długie lata. Jednym z moich życiowych marzeń jest wrócić na uczelnię w której grałem i studiowałem (Arizona Wild Cats) i zostać trenerem.

Andray Blatche o Kevinie Garnecie:
Ludzie patrzący z zewnątrz mogą uznać, że rozgrywa bardzo słaby, jak na siebie sezon, ale on robi takie rzeczy, których nie widać. Jest naszym liderem na parkiecie i w szatni. Cała ta jego energia, którą wnosi, on dużo mówi, jest zawsze w 100% oddany, czy to w meczu, czy na treningu. On robi znacznie więcej niż wy widzicie, znacznie więcej, niż są w stanie pokazać statystyki. Nie znałem go wcześniej za dobrze, a okazało się, że jest śmieszniejszy, niż sądziłem. Gdy graliśmy przeciwko sobie był dla mnie jednym z najtrudniejszych rywali. W przeszłości mieliśmy ze sobą kilka starć, ale teraz jesteśmy w jednej drużynie, w jednej rodzinie. Obaj jesteśmy nieustępliwi i waleczni, stąd pewnie tamte spięcia. Teraz patrzę na niego jak na osobę, od której mogę się uczyć. W moich oczach jest najlepszą „czwórką” w historii.

Podpisałeś z Nets dwa jednoroczne kontrakty za minimum. Wcześniej zostałeś amnestionowany przez Wizards. Czy robisz to celowo, żeby twój były klub był jak najbardziej obciążony finansowo?

(Śmiech) Analizujesz salary drużyn NBA? Skąd ty w ogóle jesteś? (Śmiech) Podpisywałem z Nets niskie kontrakty, bo bardzo chciałem tu grać i walczyć o tytuł. Wizards są już dla mnie historią, nie żywię do nich urazy.

Paul Millsap: Mam kilka mocnych stron, ale pracuję nieustannie nad każdym elementem gry. Nie trafiam 100% swoich rzutów, więc zawsze można być lepszym. Z wyprawy do Londynu najbardziej ucieszyła mnie wycieczka na obiekty klubu Chelsea. Jestem wielkim fanem gry FIFA (śmiech), fajnie było zobaczyć ich na żywo, jak trenują. Moim osobistym celem na ten sezon jest pomóc Hawks w odniesieniu jak największej liczby zwycięstw, wejście do play-offs. Gdyby przy tym udało się załapać do składu na All-Star, byłoby wspaniale.

O Utah Jazz: Ten klub dał mi szansę. Byłem 47. wyborem draftu. Nie sądziłem, że w ogóle utrzymam się w lidze. Jazz dali mi szansę na grę i możliwość rozwoju. Ciężka praca popłaca. Grałem z ławki za Carlosem Boozerem, ale trenerzy nakręcali mnie mówiąc, że mogę być spokojnie graczem pierwszej piątki. No i stałem się nim.

O stracie Ala Horforda: Chciałbym móc powiedzieć, że nic się nie zmieniło, ale prawda jest taka, że teraz jest więcej na moich ramionach, więcej odpowiedzialności za wynik. Ale nie wszystko. Mamy zawodników, którzy od razu postarali się zapełnić lukę po Alu. Elton i Pero robią dobrą robotę pod koszem.

O rekordowej serii trójek Kyle’a Korvera: Nie myślimy o tym jako drużyna, gdy zaczynamy mecze. On chyba też tego nie robi. Żeby utrzymać taką serię przy życiu, trzeba podchodzić do tego w naturalny sposób. Kyle jest świetnym strzelcem i okazji do rzutów w każdym meczu ma sporo.

Po tym spotkaniu mogę umierać. K.G. jest w moim TOP 5 graczy, a jak się nad tym głębiej zastanowię to myślę, że w mojej kibicowskiej sympatii będzie na drugim miejscu zaraz za Michaelem Jordanem. Nie rozmawiałem z nim długo (mam nadzieję zrobić to dziś). K.G. szykował się do treningu. Teraz rozumiem o co chodzi z jego specyficznym podejściem do trenowania. Mocno skoncentrowany, jakby w amoku. „K.G. dasz radę zrobić sobie ze mną zdjęcie jeszcze przed treningiem?” – przeszedł obok mnie bez reakcji. Nagle… „Jak już masz aparat gotowy i kogoś, żeby strzelił fotkę, to dawaj szybko.”

Może to zabrzmi śmiesznie, ale łza zakręciła mi się w oku. Kevin Garnett to jest mój bohater! To, co zrobił na parkiecie, jaki był przez te wszystkie lata w NBA można wyczytać w statystykach i kronikach NBA. Dla mnie to coś więcej, niż liczby i rekordy. Uwielbiam to, jaki jest w meczach, jak mu zależy. Nie wiem czy wiecie, ale K.G. jest graczem, który w historii NBA zarobił najwięcej jeśli chodzi o kontrakty w lidze. Po tym sezonie będzie tego w sumie…ponad $315mln! Gdy wchodzi na parkiet, gra z taką samą pasją jak wieki temu w Chicago. Poza tym K.G. towarzyszył w wielu momentach mojego życia. Gdy myślę o jakimś wydarzeniu, zazwyczaj mam Garnetta w odniesieniu do danego okresu – jak grał, co robił. Gdy w czerwcu 2008 roku sięgał z Celtami po mistrzowski tytuł i krzyczał „anything is possible”. Dla mnie, to było wtedy coś więcej niż play-offy NBA…ale to akurat nie jest koszykarski temat.

Mówię do Mirzy: Możemy zrobić tak, że chwycisz mnie, jak LeBrona.

Nie no co ty. Nie wiesz, że to jest flagrant foul. Za to się wylatuje z boiska.

No wiem ale tak dla jaj, tylko do zdjęcia.
Nie mogę. Wyszłoby zbyt gejowsko.

Elton Brand na milion procent nie ma 206 cm wzrostu zapisanych jako oficjalne. Ba, jestem przekonany, że on nie ma nawet dwóch metrów. Ale to nie moja sprawa. Elton mówił o zwiększonej roli po kontuzji Ala Horforda, o tym że bardzo podoba mu się w Londynie. Zapytałem go o zdrowie, powiedział że czuje się dobrze, że ma plan pograć jeszcze 2-3 sezony. Gdy życzyłem mu jeszcze przynajmniej 10 lat gry w zdrowiu, uśmiechnął się szeroko i uścisnął mi dłoń.

Było też:

Sharp shooter spotyka sharp shootera…

Tak to wyglądało pierwszego dnia. Dziś wielki mecz. Gdybym był Rajonem Rondo, wpisałbym na Twitterze 38820 sekund.

5 comments on “Keep calm and London

  1. Pingback: Śliwki vs Robaczywki XVII i XVIII tygodnia – Karol Mówi

  2. Pingback: #NBALondon16 – Relacja z wyjazdu – Karol Mówi

  3. Pingback: #NBALondon2015 – Karol Mówi

  4. Pingback: Czekając na książkę o KG – Karol Mówi

  5. Pingback: Polsko-Fiński pościg do Chin – Karol Mówi

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.