Śliwki vs Robaczywki 2019-20 Vol.4

Dzień dobry! Zapraszam do Twojego ulubionego segmentu o NBA. Dziś Robaczywki. Dzięki za podsyłanie własnych propozycji i przemyśleń.

Kolejność, jak zawsze, przypadkowa.

San Antonio Spurs. Nie opowiadaj mi teraz głupot, że można było się tego spodziewać. Nie opowiadaj mi teraz okrągłych zdań typu „no wiesz, tylko dlatego, że to Spurs i Pop, ta organizacja nie może mieć abonamentu na wygrywanie i coroczne awanse do play-offs. Nie kłam, że ten scenariusz ani trochę Cię nie zaskakuje. Bo to, co ostatnio dzieje się w Spurs, nie ma sportowego wyjaśnienia. Żadnego. Do drużyny, która rok temu wygrała 48 meczów, wrócił Dejounte Murray, który w pierwszych 6-7 meczach tych rozgrywek wyglądał fantastycznie. W tej drużynie nadal są talent i doświadczenie. Spurs napoczęli ten sezon od solidnego 4:1, oraz nadal dobrego 5:3. Następnie wygrali już tylko jeden mecz na 11 (!) prób. Co tam się dzieje? You tell me! W ataku nie ma tragedii. 111.7 punktu na mecz, to solidne trzynaste miejsce w lidze. Problemy są w defensywie. Spurs tracą 115.2 punktu na mecz. Gorzej broni tylko sześć ekip. To nie jest skład, który będzie bić się o tytuł. Ale to nadal jest to skład, co do którego mogliśmy mieć masę argumentów za tym, że powalczą o ósemkę i z nieujemnym bilansem zakończą sezon. I jeszcze raz – nie opowiadaj mi o jakichś sentymentach do Spurs, że to tym się ludzie kierowali. DeRozan jest nadal baronem (bo nie królem) półdystansu. Przez słabe wyniki Spurs i jego gorzej, niż średnią obronę, mało mówi się, że daje po 22 punkty co mecz przy 53% skuteczności z gry. Aldridge ma niewiele gorszą skuteczność. To obrona, z jakiegoś powodu jest problemem. Piszę „z jakiegoś powodu” bo po pierwsze, to zawsze był pierwszy punkt filozofii Popovicha, po drugie, tam nadal są ludzie, którzy bronić powinni umieć i chcieć. Może dzieje się tam coś za zamkniętymi drzwiami? Już kiedyś pochylałem się nad tym. Choć nigdy w szatni Spurs nie siedziałem. To znaczy raz siedziałem, ale akurat wtedy nikt nie sprzedał mi żadnych kontrowersji. Pomyśl o tym – Tony Parker gra całą karierę w San Antonio, po czym ni stąd ni zowąd, przenosi się na rok do Charlotte, by następnie zakończyć karierę. Wierzysz w to, że mogło pójść o pieniądze, albo rolę rotacji? Ja nie. Więc może jednak w tej części Teksasu nie jest tak „rodzinnie”, jak powszechnie się wydaje.

Reggie Miller i Brian Scalabrine. Nie lubię ich sposobu komentowania meczów. Miller opowiada banały, emocjonuje się głupotami. I to nie jest żadna dla mnie nowość. Jego komentarz od lat mi nie pasuje. Scalabrine komentuje, jakby siedział z kumplami przy piwie, co u niektórych komentatorów trzeba by wziąć za atut, u Scala nie. Jego poczucie humoru nie idzie tym samym torem, co moje. Ale to kwestia gustu. W obu przypadkach zresztą.

Russell Westbrook. Rockers grali z Clippers i wygrali 102:93. Harden rzucił w tym starciu 47 punktów. Po meczu Russ (kolejny raz) przejechał się, po defensywie Patricka Beverley’a. Że przereklamowana, że skoro taka dobra, to czemu jego kolega rzucił 47 punktów?
OK, Russ ma powody, żeby nie lubić Beverley’a. Na przykład pięć powodów, jak pięć operacji prawego kolana, które to Beverley mu uszkodził za pierwszym razem w 2013 roku. Pierwsza i każda kolejna operacja miała związek z tą pierwotną kolizją, za którą odpowiedzialny był Pat Bev. Rozumiem. Ale nadal jechanie po czymś, co sprawia że Beverley jest w tej lidze, co sprawia, że latem dostał niezły kontrakt, jest zwyczajnie słabe. Aha, i oczywiście nieprawdziwe. Jestem przekonany, że Westbrook zdaje sobie sprawę z tego, jak dobry w obronie jest Bev. Damian Lillard nie miał problemu, żeby skomplementować obronę Beverley’a na nim samym. Buddy Hield nie miał problemu, żeby skomplementować obronę Marcusa Smarta na nim samym.

– Hassan Whiteside. Nowy środkowy Blazers notuje w tym sezonie średnio 15.2 punktu, 12.3 zbiórki oraz 1.7 bloku. Więc czego ja chcę? 30-latek jest najlepszym przykładem na to, że lepiej jest oglądać mecze, niż siedzieć w statystykach. Whiteside jest odwrotnością Ala Horforda. Może zaliczyć potężne double-double podchodzące pod 20/20, a jednocześnie być dziurą na obu końcach parkietu. Polecam przyjrzeć się temu zjawisku.

Giannis Antetokounmpo. Za incydent w Oklahomie. Thunder prowadzili do przerwy z Bucks sześcioma punktami. Sfrustrowany Giannis, schodząc do szatni kopnął w jakiś baner. Ostatecznie Bucks wygrali 121:119. Dlaczego to zrobił? Może był zły na siebie za airball z linii? Może na coś innego. Nie wiem. Ale wiem, że każda taka sytuacja potencjalnie naraża go na kontuzje. Bucks nie mogą pozwolić sobie, żeby go nie mieć. Swego czasu Amare Stoudemire rozwalił gołą dłonią skrzynkę na gaśnicę, w play-offach, w serii Knicks-Heat. Skrzynka była ze szkła. Reszty się domyśl, albo sobie poszukaj w internecie.
Tak, czepiam się Giannisa, bo jest wzorowym liderem. Idealnie odciął się od tematu przyszłej wolnej agentury. Nie flirtuje w internecie z kibicami innych klubów, nie posyła dwuznacznych sygnałów.

Chicago Bulls. Spójrz, tyle się jedzie po New York Knicks. Że puścili Porzingisa w dealu, który miał wyczyścić im salary pod gwiazdy, które ostatecznie nie przyszły. Jedzie się po nich za ruchy, które wykonali w ramach planu B. A tymczasem Bulls, którzy grają fatalną koszykówkę, jakoś uciekają spod ostrej krytyki. Dlaczego? Ciężko jest oglądać mecze Bulls. I jakby tak spojrzeć na ich poczynania kadrowe za ostatnie 2-3 lata, to ciężko doszukać się tam jakieś logicznej prawidłowości. Ale nie, Zach LaVine trafił 13 trójek. Teraz już wszystko będzie dobrze. Weeeeź…

Statystyka plus/minus. Jedna z najgłupszych, najmniej miarodajnych statystyk w koszykówce. Stworzona dla ludzi, którzy nie oglądają meczów, którzy sprawdzają statystyki, a potem dyskutują sobie o niczym w internecie.

Utah Jazz. Bilans 11:7, to jeszcze nie jest czerwona flaga, 3:4 za ostatnich siedem meczów, może też jeszcze nie, ale spodziewałem się więcej po tym składzie. Ekipa z Salt Lake City wzmocniła latem siłę ognia, ale póki co na niewiele się to przekłada. Jazz zdobywają 106.8 punktu na mecz. Gorzej punktuje tylko sześć ekip w NBA. Mike Conley nadal nie gra swojej gry, od ośmiu lat nie zdobywał tak mało punktów na mecz i nigdy w karierze nie był tak nieskuteczny (36.8%). Brakuje przebojowości Joe Inglesa. Australijczyk gra tylko za 7.2 punktu przy równie słabej skuteczności, co Conley (36.1%).

Portland Trail Blazers. Oni nie dostają Robaczywki, ale muszę o nich wspomnieć, bo ich ujemny bilans, po awansie do Finałów Zachodu, jest dla wielu dużym zaskoczeniem. Tam nie odbywa się absolutnie nic, czego nie rysowałem sobie w głowie przed sezonem. W analizie sił na Zachodzie napisałem: „Czy po wakacjach są lepsi? Moim zdaniem nie. Nie twierdzę, że są gorsi, ale patrząc na to, co zrobili inni, Blazers siłą rzeczy, mogą zaliczyć krok do tyłu. Na pewno odczują odejście Al-Farouqa Aminu i Maurice’a Harklessa, szczególnie po bronionej stronie parkietu. Przyjście Hassana Whiteside’a tego nie zniweluje. Mało tego. Whiteside jest nieco przereklamowany w obronie, głównie tej drużynowej. Kosztem zablokowania rzutu, potrafi wyłamywać się z defensywnych schematów całej ekipy. W statystykach 5 bloków i 15 zbiórek robią wrażenie, ale nie pokazują tego, co faktycznie działo się na parkiecie w danym starciu.”
Nie da się jechać przez sezon na plecach tylko McColluma i Lillarda. Melo jest na razie za małą próbką, żeby wyrokować, czy im pomoże. Ja jestem przekonany, że nie zaszkodzi. Ale ciężko powiedzieć, co to da ostatecznie.

Koszulki. Edycja miejska, edycja wiejska, edycja retro, stroje alternatywne. Już mnie cholera bierze, gdy widzę jak kolejne kluby prezentują barwy, które nawet w trzeciej myśli nie kojarzą się z danymi organizacjami. Nie chodzi o to, czy one mi się podobają, czy nie. W ogóle nie o to chodzi. Bo przecież koszulki city Miami Heat są kapitalne. Chodzi mi o to, że za dużo tego jest. Po prostu jest tego za dużo. Oczywiście wiadomo o co chodzi. Nike chce spieniężać koniunkturę. Tym bardziej, że ta raczej będzie wyhamowywać, niż dalej rosnąć. Najwięksi fani poszczególnych drużyn kupią każde wydanie koszulek swoich ulubieńców.

Myles Turner. Niby 12 punktów, 6 zbiórek, asysta oraz 2.6 bloku, to nie jest nic. Ale jeśli wziąć pod uwagę, że każda z tych wartości jest w jego przypadku (nie licząc bloków) najgorsza od trzech lat. Jeśli wziąć pod uwagę, że Turner jest w pierwszym roku swojego czteroletniego kontraktu wartego $80 mln, to już jest coś. Spodziewałem się, że po zdobytym doświadczeniu z kadrą USA, mocniej wejdzie w ten sezon. Że pod nieobecność Victora Oladipo bardziej poczuje się liderem. By trochę go obronić, trzeba wspomnieć, że stracił już osiem meczów ze względu na skręcenie prawej kostki, ale ani przed kontuzją, ani po niej, 23-latek jeszcze nie zaznaczył swojej obecności pod koszem Pacers. Póki co, zaliczył tylko dwa mecze z dwucyfrową liczbą zbiórek. Cztery razy (na 9 występów) nie był w stanie rzucić 10 punktów. No i trzeba też głośno zastanowić się, czy jego wspólna gra z Domantasem Sabonisem ma sens. W sensie takim, czy obaj są w stanie maksymalizować swoje talenty, gdy są razem na boisku. To nigdy nie jest dobra wiadomość dla drużyny, gdy jej czołowi gracze, nie mogą występować jednocześnie na parkiecie. Młody Litwin też podpisał duży kontrakt, ale ten wejdzie w życie dopiero za rok. Nie zdziwię jak zobaczę w tym sezonie transfer z udziałem jednego z nich.

 

W nagrodę, że udało Ci się dotrwać do końca, mam dla Ciebie obiecane wcześniej Robaczywki z Mistrzostw Świata. Nie ma za co!

Robaczywki World Cup Edition:

Prezes Piesiewicz. Nie ma to jak skompromitować się dwa razy w ciągu kilku godzin. Najpierw prezes wparował do szatni naszych, zaraz po wygranym w dramatycznych okolicznościach w meczu z Chinami. Tam, w obecności kamer zalecił zaaplikować… członki w pupy…nie wiem czyje. Domyślam się, że sędziów, lub szerzej, organizatorów turnieju. Następnie, gdy już emocje powinny były spaść, udzielił debilnego wywiadu, w którym nadal twierdził, że sędziowie próbowali „wydrukować” mecz. Robaczywka dla niego, oraz tych, którzy go bronili używając argumentu, że szatnia to święte miejsce, i ten materiał nie powinien był ujrzeć światło dzienne. Tu akurat mają rację, szatnia jest świętością i to, co tam się dzieje, tam powinno zostawać, ale…prezes to jest prezes, a nie pan Heniek, który poleciał sobie z kadrą do Chin. Prezesem się jest 24 godziny na dobę w takich okolicznościach, na takich wyjazdach. Powinien zdawać sobie sprawę z tego, że kamery będą towarzyszyć mu wszędzie. Szczególnie po takim meczu – wygranym, po dogrywce, z gospodarzem. Prezes Piesiewicz miał okazję ochłonąć, przeprosić w wywiadzie, przykryć czymś ten temat. Z takiego prawa nie skorzystał. Bo, po co? Gdzie, jeśli nie w Azji, uprawiać karate po polsku? Gdyby sędziowie chcieli wydrukować ten mecz, to by to zrobili. Szczególnie w tak wyrównanym starciu. Oni po prostu mylili się w obie strony.

Umniejszanie naszego wyniku. Jasne, że jest więcej, niż siedem nacji w świecie, które są od nas lepsze w koszykówkę. Jasne, że byliśmy beneficjentem zreformowanego systemu eliminacji do Mistrzostw Świata. Jasne, że mieliśmy najłatwiejsza grupę. Jasne, wszystko to wiemy, tylko co z tego? To były te mistrzostwa, ten turniej. Przyjechał kto przyjechał, nie przyjechał kto nie chciał, lub nie mógł. Wynik zapisał się w historii i koniec.

Gregg Popovich, kadra USA. Oglądałem sobie mecz Turcja-USA jeszcze w fazie grupowej i wierzyć mi się nie chciało, że Amerykanie nie potrafią rozbić normalnej strefy 2:3. Nie jakieś tam kombinowane, zaawansowane wstawki. Zwykłe 2:3. Myślę sobie, „oho, Pop coś szykuje, na dalszą fazę turnieju. Nie chce się teraz odkryć przed tymi wszystkimi Francjami, Hiszpaniami, Australiami.” Jakoś nie mogłem dopuścić do siebie myśli, że zakochany w europejskim graniu Pop, może mieć takie problemy z czymś takim. A jednak myliłem się. Amerykanie nie mieli pomysłu na siebie w tych mistrzostwach. Mimo, że nie był to, być może, nawet trzeci garnitur gwiazd NBA, to nadal byli to All-Starzy, którzy powinni byli przywieźć coś z tych mistrzostw. Rudy Gobert niszczył ich w meczu o półfinał. Smart, po przekazywaniu, nie dawał rady go kryć. Pop trzymał się tej taktyki, zamiast posłać jakiegoś wysokiego. Amerykanie grali, jakby 5 minut przed meczem dowiedzieli się, że będą rywalizować w ramach przepisów FIBA, w których wielki człowiek ma prawo stać pod koszem i bronić obręczy, bo nie ma tu czegoś takiego, jak błąd trzech sekund w obronie. Ten skład nie miał charakteru, ich filozofia gry nie była czymś super przyjemnym do oglądania. Piłka nie krążyła inteligentnie, kąśliwie, zaskakująco. Czasem w ogóle nie krążyła. Ten skład był o wiele lepszy, niż ostateczny wynik.


* Tekst napisałem oryginalnie dla portalu Unibet. Opublikowany został tam kilkanaście dni temu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.