Toronto 2019-20 cz. 4

Do chłodnego Toronto przyjechali Los Angeles Clippers. Dla nich był to kolejny punkt na mapie. Dla Kawhi Leonarda zapewne sentymentalny powrót do miasta, w którym spędził rok, z którym sięgnął po mistrzowski tytuł. Dla mnie z kolei, był to już ostatni mecz w ramach tej wyprawy. Mogę chyba powiedzieć, że dzięki niemu, a raczej tak ułożonemu kalendarzowi spotkań, pojechałem na Jamajkę. W pewnym sensie. Terminarz ułożył się tak, że moje pierwsze trzy mecze, zostały rozegrane w ciągu pięciu dni. No i w sumie mogłem już wracać do domu, bo Jazz, Heat i Rockets, to były przecież trzy silne i ciekawe drużyny. Ale przeglądając w sierpniu kalendarz spotkań Raps na ten sezon, bardzo kusiło mnie to spotkanie z Clippers. Wielki powrót Fun Guy’a do Toronto, ceremonia wręczenia mu pierścienia, video tribute, emocje z tym związane. Chciałem zobaczyć to z bliska. No i ostatecznie się udało. Clippers trafili do mojego grona uber ekip. Nie będę powtarzał, co rozumiem pod tym pojęciem. Jeśli nie znasz z moich wcześniejszych wpisów, to kliknij w uber.
Po raz pierwszy byłem naocznym świadkiem wręczania mistrzowskich pierścieni. Jeśli byłem kiedyś wcześniej, to nie pamiętam. Jeśli byłem, to pewnie dotyczyło to gracza lub graczy o marginalnym znaczeniu. Ta ceremonia była wyjątkowa. Bo taka być musiała. Nigdy wcześniej w historii ligi nie zdarzyło się, żeby MVP Finałów zmienił klub. Zatem jego przyjęcie musiało być, jak żadne inne wcześniej. Doc Rivers powiedział, że nigdy nie widział czegoś takiego. I nie ma powodów, żeby mu nie wierzyć.
Zaczęło się tradycyjnie od prezentacji piątki gości. Tym ostatnim był rzecz jasna Kawhi. Zamiast wyczytać jego nazwisko, spiker poprosił publiczność, by ta zwróciła swoją uwagę w stronę wiszących nad parkietem ekranów. Dwuminutowy materiał zabrał nas raz jeszcze przez wszystkie kluczowe momenty poprzedniego sezonu. Od prezentacji Leonarda w Toronto, kiedy padały jego słynne słowa „I’m a fun guy”, aż po jego charakterystyczne „ha-ha-ha-ha” z mistrzowskiej parady. Film został przerwany mniej więcej w połowie, żeby płynnie przejść na parkiet, gdzie przypomniano jego historyczny już rzut przeciwko 76ers w game 7 II rundy play-offs, na miarę awansu do Finałów Wschodu. Podświetlane kroki przypomniały dokładnie to, jak ta akcja wyglądała, towarzyszył temu oryginalny komentarz, na koniec podświetlona została obręcz. Na koniec kibice zaczęli skandować „mvp, mvp, mvp…”. Coś fantastycznego.

A tak wyglądało moją kamerą:

Kolejny raz popatrzyłem sobie z bliska na Leonarda. Telewizja w bardzo małym stopniu oddaje to, jak masywnie jest zbudowany. Pomijając absurdalnie wielkie dłonie, o których wszyscy wiedzą, gość jest chodzącą górą mięśni. Od ramion po łydki. Pisałem o tym wcześniej, ale przypominam, bo za każdym razem robi wrażenie.
Na rozgrzewce Kawhi poświęcił większość czasu na grę tyłem do kosza. Był oszczędny w ruchach, ale starał się poprawnie wykonywać swoje ćwiczenia. Przykładał wagę do detali. I tak sobie myślę – w erze zaawansowanych analytics, które sugerują, że najlepsze posiadania, to te zakończone rzutem za trzy punkty lub wysokoprocentową penetracją, gra w tak zwanym midrange jest do wzięcia. I Kawhi ją bierze. Z czasem wezmą ją też inni. Jesteśmy, to znaczy nie my, tylko kluby i ich ludzie z laptopami, za bardzo zachłyśnięci gołymi procentami. To w końcu się uspokoi.  Bo jeżeli w kontrze usprawiedliwione jest rzucanie zza łuku, kosztem penetracji i bezczelnego atakowania kosza, to jak na mój gust coś jest nie do końca tak. Ale będzie dobrze. Zobaczysz.


Paul George mało się rozgrzewał, w ogóle mało go było. W meczu zresztą też. Za to Pat Bev był wszędzie. Pierwszy raz w NBA widziałem, żeby ktoś robił sprinty w ramach rozgrzewki przed meczem. Poza tym Beverley nie pudłował zza łuku. O tym, jak dobrzy są zawodnicy NBA staram się przypominać na każdym kroku.
Lou Williams oglądany z bliska, to kwintesencja pięknej koszykówki. Patrząc na niego, to wszystko wydaje się takie łatwe. To niesamowite, jak w swoim własnym tempie gra z obrońcami te swoje mini-gierki, i kiedy wydaje się, że jest rozszyfrowany, ten znajduje miejsce do wypuszczenie piłki z rąk, a ta znajduje drogą do kosza. Po meczu
Doc Rivers w ciekawy sposób skomplementował defensywę Raptors: „Raptors grają obronę, którą my nazywamy strefą, ale to do końca nie jest strefa. Sami nie wiemy, co to jest, ale ta obrona jest efektywna.”
W szatni za specjalnie nie było z kim rozmawiać. PG szybko się zmył, Bev też. Kawhi odpowiedział na parę pytań dla ogólnej telewizji, potem już nie był dostępny. Ja sam za bardzo też nie szukałem sposobności do rozmów. Być może już po czterech meczach włączył mi się load management? Być może za bardzo już myślałem o powrocie do domu? Być może fakt, że 24 godziny wcześniej miałem nad sobą słońce a wokół jakieś 40 stopni więcej, niż w Toronto? Być może była to kombinacja wszystkich wymienionych czynników. Żeby nie zostać z niczym, uderzyłem do Montrezla Harrella. Problem był taki, że chwile wcześniej jakiś gość przemaglował go przez ładnych parę minut. Pani od kontaktów z mediami w ekipie Clippers dała mi do zrozumienia, że Montrezl odpowie na maksymalnie 2-3 pytania. On sam wyglądał na wyczerpanego.

Wiadomo, że celem Clippers na ten sezon jest dobycie mistrzowskiego tytułu. A jakie masz swoje indywidualne cele? Jakie elementy swojej gry chcesz najbardziej poprawić?

Chcę cały czas się rozwijać, grać coraz lepiej, rozumieć grę coraz bardziej, dodawać do swoich umiejętności nowe rzeczy. W skali całego sezonu podchodzę do każdego meczu jak do osobnej historii. Chcę wygrać i grać dobrze. Teraz nie myślę o swoim warsztacie. Na to przyjdzie czas latem. Teraz liczy się tylko każdy kolejny mecz sezonu, potem play-offy. Tylko o tym teraz myślę.

Jesteś znany ze swojej pasji do butów. Ile par masz w domu?

Ciężko powiedzieć. Na pewno ponad 3000 par. Powiedziałbym, że od 3000 do 5000 par. Naprawdę nie znam dokładnej liczby. Kolekcjonuję buty od początku studiów. Czyli trzy lata na uczelni plus pięć w NBA. Trochę ich nazbierałem przez ten czas.

Skąd ta pasja? Z koszykówki zrodziła się pasja do butów, czy raczej odwrotnie, najpierw były buty, potem koszykówka?

Trochę tego, trochę tego. To było moje hobby. Grałem i interesowałem się rynkiem obuwniczym. Teraz, kiedy gram w NBA, jest mi łatwiej kolekcjonować buty i rozwijać swoją pasję, bo nie muszę martwić się, ile mnie to kosztuje.

I tu pani od mediów zaświeciła czerwone światło i powiedziała, że pan Harrell już dziś nie będzie na nic więcej odpowiadał. A szkoda, bo chciałem go zapytać o jego ulubione buty do gry oraz poza parkiet, oraz jego zdaniem najgorsze modele. Chciałem też pogadać o Jordanach 11, których premierę mieliśmy przed sobą, gdy rozmawialiśmy. 

Zanim zakończę, wspomnę jeszcze o jednej rzeczy, którą zauważyłem już pierwszej nocy, a potwierdzenie tego widywałem podczas każdego kolejnego spotkania. Pascal Siakam nic się nie zmienił. Sława i pieniądze (ok, od przyszłego roku te z nowego kontraktu, ale zawsze) go nie zmanierowały. Nadal jest tym samym wesołkiem, jak wtedy w 2016 roku, kiedy co wieczór wychodzili po meczach z Jakobem Poeltlem do kibiców. Nadal spontanicznie podpisuje koszulki, przybija piątki, robi sobie zdjęcia, żartuje z fanami. Nadal po każdym meczu, pod szatnią, w tunelu czekają na niego bracia, z którymi serdecznie się wita. Nadal ma czas na te wszystkie małe rzeczy, których robić nikt mu nie każe. Robi je, bo lubi, bo taki jest. I to jest piękne.
Piękne jest też to, że na czas mojej wyprawy, zgodził się przyjechać do nas mój tata. Bez tego ten wyjazd nie mógłby się odbyć, bo mały brzdąc sam się nie popilnuje. A wiesz, co jest najlepsze w dalekich podróżach? Powroty do domu.
I tu stawiam kropkę.

Jeśli chcesz, to cały czas możesz mnie śledzić na Instagramie, gdzie wrzucałem zdjęcia i filmy z tego wyjazdu. TUTAJ znajduje się tak zwane story z meczu Raptors-Clippers.

Była to moja ostatnia relacja z tego czteromeczowego wyjazdu. Dziękuję za czytanie i komentowanie. Pozwolę sobie przypomnieć wszystkie wcześniejsze wpisy:
1. Mecz z Utah Jazz.
2. Wywiad z Goranem Dragicem.
3. Mecz z Miami Heat.
4. Wywiad z Jackiem Armstrongiem.
5. Mecz Houston Rockets.

2 comments on “Toronto 2019-20 cz. 4

  1. czytelnik-pustelnik

    Fajny z Ciebie fan NBA. I fajnie sobie ogarnąłeś życie, żeby mieć czas na swoją największą pasję.

    Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.